niedziela, 13 marca 2016

35.



Lisa POV
– Odwróć się i wyjdź stąd – cedzę przez zęby.
Lucas odrywa wzrok od moich dłoni zaciśniętych w pięści i patrzy mi prosto w oczy z ironicznym uśmieszkiem.
– Chyba od czegoś innego powinnaś zacząć moje szkolenie.
Tak, bo jedyne czego pragnę, to szkolić anioła do pracy w hotelu. Może jeszcze bym to przeżyła, gdyby tym aniołem, nie był on. Z tego co słyszałam jego postępki powoli prowadzą go na skraj upadku, tak nie powinien się zachowywać żaden anioł.
– Nie bądź bezczelny.
Słowo daję, że gdyby nie obecność ludzi w holu, oberwałby ode mnie czymś ciężkim. Tak, zdecydowanie na to zasłużył, ale skoro nie mogę mu nic zrobić, to po prostu stąd wyjdę.
– Żegnam.
Jak pomyślałam, tak też zrobiłam, odwróciłam się na pięcie i ignorując jego nawoływania, opuściłam Hotel Marnotrawny, być może na zawsze.
Nie odwróciłam się, nie spojrzałam za siebie, po prostu szłam tam, gdzie kierowały mnie moje nogi. Nie ważny był cel wędrówki, a uwolnienie umysłu z więzów, jakie na mnie nałożono. Tak, wymazywanie wspomnień i moje dziedzictwo były wystarczającym powodem, żeby wywołać u kogoś objawy szaleństwa.
Jednak ja byłam inna, znacznie różniłam się od tych wszystkich osób, które mijałam na ulicy. Oni byli wolni i byli prawdziwymi ludźmi, a ja… Ja byłam tylko czymś pośrednim, ni to anioł ni to człowiek. Jednym słowem, byłam mieszańcem.
Niestety, ale nie mogłam pozwolić sobie na bezsensowne rozmyślania, bo musiałam coś zrobić. Thomas wytłumaczył mi wszystko, moją rolę w tym bałaganie i powód, dla którego moja matka nie ma żadnej mocy. To wszystko mogło być zbyt wielkim ciężarem do udźwignięcia, ale musiałam to znieść. Nie mogłam być wiecznie najsłabsza w stadzie, musiałam nauczyć się walczyć.
Gdzie teraz powinnam pójść? Obróciłam się wokół własnej osi na skrzyżowaniu i zrozumiałam, że nie ma już miejsca, które byłoby moim schronieniem. Nie mam już nic, ponieważ od chwili, gdy wyrosły mi skrzydła, dostałam zadanie, które zmieni wszystko w moim życiu. Nikt już nie będzie mógł mi zaufać, kompletnie nikt.
– Wszystko dobrze?
Podniosłam głowę i spojrzałam na jakiegoś chłopaka, miał niesforne, ciemne włosy wystające spod kaptura, ale nie mogłam dostrzec niczego więcej, przez cień spowijający jego twarz.
– Tak – odpowiadam niepewnie.
– Możesz okłamywać siebie, ale swojej krwi nie oszukasz. Nic nie jest dobrze, a ja wiem o tym najlepiej, jeżeli w porę nie odnajdziesz kamienia dusz, to wszystko może przepaść.
Szybko odskoczyłam do tyłu przerażona. Skąd ten chłopak wiedział o powierzonym mi zadaniu?
Chłopak podciągnął do góry rękaw swojej bluzy, a moim oczom ukazała się blizna biegnąca od nadgarstka przez całą jego rękę. Kierowana jakimś dziwnym przyciąganiem, podeszłam do niego i dotknęłam blizny, która pod wpływem mojego dotyku przybrała jasno-niebieski kolor.
– Krwi nie oszukasz – powiedział i odszedł, zostawiając mnie osłupiałą na środku ruchliwego chodnika.
O co mu mogło chodzić? Dwa razy powiedział coś o krwi, może miał na myśli anielską krew, ale to przecież bez sensu, bo gdybym nie mogła oszukać innych Nefilim, to Gabriel by tego ode mnie nie wymagał…
Jedno było pewne, świat sam do mnie przemawiał, że muszę jak najszybciej znaleźć anielski artefakt.

Santos POV
Siedziałem w kuchni Lisy i przyglądałem się moim drżącym dłoniom, gdy drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich Thomas. Bez wątpienia musiał wiedzieć, gdzie ona jest, inaczej nie przeraziłby go tak bardzo mój widok. O tak, miał się czego bać, bo jeżeli nie wyjaśni mi co się tutaj dzieje, to słowo daję, że…
– Ona wszystko pamięta – Przerywa mój natłok myśli i podchodzi do lodówki, z której wyjmuje butelkę wody. – Jednak na twoim miejscu nie liczyłbym na szczęśliwe zakończenie, bo Lucas się kręci wokół niej i nie wiadomo jak to wszystko się potoczy.
W ostatnim czasie wiele razy rozmawiałem z Thomasem i szczerze mówiąc nawet go polubiłem, jednak teraz byłem przekonany, że chce zamydlić mi oczy. O czymś nie chciał mi powiedzieć, ale najwidoczniej mnie nie docenił, bo i tak się dowiem, co chce przede mną ukryć.
– Gdzie ona jest? – cedzę przez zęby, próbując powstrzymać wszechogarniającą mnie złość.
– Zostawiłem ją w pracy.
Nie.
– Thomas?
– Mhm? – Podnosi na mnie zmęczony wzrok, nie rozumiejąc, co się dzieje.
– Dzwonił tutaj jej szef, ponoć wyszła z hotelu po pięciu minutach, chciał się dowiedzieć czy coś się stało.
– Niewiedziałem… byłem u Niki, chciałem się dowiedzieć, czy…
– Przestań, dobrze?
Zabrałem z oparcia skórzaną kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Nie chciałem już słuchać tego wszystkiego. Thomas dobrze wiedział, że przez to cholerne zaklęcie Lisa była teraz narażona na działanie zła bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a i tak jej nie dopilnował.
Zło, no właśnie, czy to nie jest ironia losu, że chcę ją chronić przed tym wszystkim, co jest częścią mnie? No właśnie, mój ojciec jest mrocznym Nefilim i pewnie gdyby mógł, to odnalazłby mnie w tej chwili i dopilnował, żeby i moje drugie skrzydło zmieniło kolor na czarny. Wtedy moja przemiana w końcu dobiegłaby końca, byłoby wiadomo, po której stronie stoję. Byłbym też bezpieczniejszy, bo w tej chwili żadnej ze stron nie opłaca się o mnie walczyć, łatwiej by im było po prostu się mnie pozbyć, tak byłoby dla nich najkorzystniej.
Słysząc dzwonek telefonu, automatycznie po niego sięgam i odbieram nie zwracając uwagi na to, kto do mnie dzwoni.
– Santos? – Ze słuchawki wydobywa się urywany głos Aleksa. Mój przyjaciel oddycha szybko i jestem niemal pewien, że właśnie biegnie.
– Tak.
– Jak bardzo ufasz Niki?
– Dlaczego o to pytasz?
Mimowolnie marszczę czoło, takie pytania nigdy mi się nie podobają, bo zawsze wróżą coś złego.
– Byliśmy umówieni, ale postanowiłem przyjść wcześniej i tylko dlatego zobaczyłem jak stoi na chodniku w towarzystwie twojej ciotki i daje w jej ręce mały pakunek zawinięty w gazetę.
– Aleks, to nie była Anabelle – mówię przekonany. Jestem tego pewien bardziej niż czegokolwiek innego. Niki znowu wymyka nam się z rąk, robi to, co chce.
– A kto?
– Moja matka.
A



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz