Lisa POV
– Odwróć się i wyjdź stąd – cedzę przez zęby.
Lucas odrywa wzrok od moich dłoni zaciśniętych w pięści i
patrzy mi prosto w oczy z ironicznym uśmieszkiem.
– Chyba od czegoś innego powinnaś zacząć moje szkolenie.
Tak, bo jedyne czego pragnę, to szkolić anioła do pracy w
hotelu. Może jeszcze bym to przeżyła, gdyby tym aniołem, nie był on. Z tego co
słyszałam jego postępki powoli prowadzą go na skraj upadku, tak nie powinien
się zachowywać żaden anioł.
– Nie bądź bezczelny.
Słowo daję, że gdyby nie obecność ludzi w holu, oberwałby
ode mnie czymś ciężkim. Tak, zdecydowanie na to zasłużył, ale skoro nie mogę mu
nic zrobić, to po prostu stąd wyjdę.
– Żegnam.
Jak pomyślałam, tak też zrobiłam, odwróciłam się na pięcie i
ignorując jego nawoływania, opuściłam Hotel Marnotrawny, być może na zawsze.
Nie odwróciłam się, nie spojrzałam za siebie, po prostu
szłam tam, gdzie kierowały mnie moje nogi. Nie ważny był cel wędrówki, a
uwolnienie umysłu z więzów, jakie na mnie nałożono. Tak, wymazywanie wspomnień
i moje dziedzictwo były wystarczającym powodem, żeby wywołać u kogoś objawy
szaleństwa.
Jednak ja byłam inna, znacznie różniłam się od tych
wszystkich osób, które mijałam na ulicy. Oni byli wolni i byli prawdziwymi
ludźmi, a ja… Ja byłam tylko czymś pośrednim, ni to anioł ni to człowiek.
Jednym słowem, byłam mieszańcem.
Niestety, ale nie mogłam pozwolić sobie na bezsensowne
rozmyślania, bo musiałam coś zrobić. Thomas wytłumaczył mi wszystko, moją rolę
w tym bałaganie i powód, dla którego moja matka nie ma żadnej mocy. To wszystko
mogło być zbyt wielkim ciężarem do udźwignięcia, ale musiałam to znieść. Nie
mogłam być wiecznie najsłabsza w stadzie, musiałam nauczyć się walczyć.
Gdzie teraz powinnam pójść? Obróciłam się wokół własnej osi
na skrzyżowaniu i zrozumiałam, że nie ma już miejsca, które byłoby moim
schronieniem. Nie mam już nic, ponieważ od chwili, gdy wyrosły mi skrzydła,
dostałam zadanie, które zmieni wszystko w moim życiu. Nikt już nie będzie mógł
mi zaufać, kompletnie nikt.
– Wszystko dobrze?
Podniosłam głowę i spojrzałam na jakiegoś chłopaka, miał
niesforne, ciemne włosy wystające spod kaptura, ale nie mogłam dostrzec niczego
więcej, przez cień spowijający jego twarz.
– Tak – odpowiadam niepewnie.
– Możesz okłamywać siebie, ale swojej krwi nie oszukasz. Nic
nie jest dobrze, a ja wiem o tym najlepiej, jeżeli w porę nie odnajdziesz
kamienia dusz, to wszystko może przepaść.
Szybko odskoczyłam do tyłu przerażona. Skąd ten chłopak
wiedział o powierzonym mi zadaniu?
Chłopak podciągnął do góry rękaw swojej bluzy, a moim oczom
ukazała się blizna biegnąca od nadgarstka przez całą jego rękę. Kierowana
jakimś dziwnym przyciąganiem, podeszłam do niego i dotknęłam blizny, która pod
wpływem mojego dotyku przybrała jasno-niebieski kolor.
– Krwi nie oszukasz – powiedział i odszedł, zostawiając mnie
osłupiałą na środku ruchliwego chodnika.
O co mu mogło chodzić? Dwa razy powiedział coś o krwi, może
miał na myśli anielską krew, ale to przecież bez sensu, bo gdybym nie mogła
oszukać innych Nefilim, to Gabriel by tego ode mnie nie wymagał…
Jedno było pewne, świat sam do mnie przemawiał, że muszę jak
najszybciej znaleźć anielski artefakt.
Santos POV
Siedziałem w kuchni Lisy i przyglądałem się moim drżącym
dłoniom, gdy drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich Thomas. Bez
wątpienia musiał wiedzieć, gdzie ona jest, inaczej nie przeraziłby go tak
bardzo mój widok. O tak, miał się czego bać, bo jeżeli nie wyjaśni mi co się
tutaj dzieje, to słowo daję, że…
– Ona wszystko pamięta – Przerywa mój natłok myśli i podchodzi
do lodówki, z której wyjmuje butelkę wody. – Jednak na twoim miejscu nie
liczyłbym na szczęśliwe zakończenie, bo Lucas się kręci wokół niej i nie
wiadomo jak to wszystko się potoczy.
W ostatnim czasie wiele razy rozmawiałem z Thomasem i
szczerze mówiąc nawet go polubiłem, jednak teraz byłem przekonany, że chce
zamydlić mi oczy. O czymś nie chciał mi powiedzieć, ale najwidoczniej mnie nie
docenił, bo i tak się dowiem, co chce przede mną ukryć.
– Gdzie ona jest? – cedzę przez zęby, próbując powstrzymać
wszechogarniającą mnie złość.
– Zostawiłem ją w pracy.
Nie.
– Thomas?
– Mhm? – Podnosi na mnie zmęczony wzrok, nie rozumiejąc, co
się dzieje.
– Dzwonił tutaj jej szef, ponoć wyszła z hotelu po pięciu
minutach, chciał się dowiedzieć czy coś się stało.
– Niewiedziałem… byłem u Niki, chciałem się dowiedzieć, czy…
– Przestań, dobrze?
Zabrałem z oparcia skórzaną kurtkę i wyszedłem z mieszkania.
Nie chciałem już słuchać tego wszystkiego. Thomas dobrze wiedział, że przez to
cholerne zaklęcie Lisa była teraz narażona na działanie zła bardziej niż
kiedykolwiek wcześniej, a i tak jej nie dopilnował.
Zło, no właśnie, czy to nie jest ironia losu, że chcę ją
chronić przed tym wszystkim, co jest częścią mnie? No właśnie, mój ojciec jest
mrocznym Nefilim i pewnie gdyby mógł, to odnalazłby mnie w tej chwili i
dopilnował, żeby i moje drugie skrzydło zmieniło kolor na czarny. Wtedy moja
przemiana w końcu dobiegłaby końca, byłoby wiadomo, po której stronie stoję. Byłbym
też bezpieczniejszy, bo w tej chwili żadnej ze stron nie opłaca się o mnie
walczyć, łatwiej by im było po prostu się mnie pozbyć, tak byłoby dla nich
najkorzystniej.
Słysząc dzwonek telefonu, automatycznie po niego sięgam i
odbieram nie zwracając uwagi na to, kto do mnie dzwoni.
– Santos? – Ze słuchawki wydobywa się urywany głos Aleksa.
Mój przyjaciel oddycha szybko i jestem niemal pewien, że właśnie biegnie.
– Tak.
– Jak bardzo ufasz Niki?
– Dlaczego o to pytasz?
Mimowolnie marszczę czoło, takie pytania nigdy mi się nie
podobają, bo zawsze wróżą coś złego.
– Byliśmy umówieni, ale postanowiłem przyjść wcześniej i tylko
dlatego zobaczyłem jak stoi na chodniku w towarzystwie twojej ciotki i daje w
jej ręce mały pakunek zawinięty w gazetę.
– Aleks, to nie była Anabelle – mówię przekonany. Jestem
tego pewien bardziej niż czegokolwiek innego. Niki znowu wymyka nam się z rąk,
robi to, co chce.
– A kto?
– Moja matka.
A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz