Retrospekcja
Słońce tego dnia świeciło wyjątkowo mocno jak na maj, siedziałam na murku przed szkołą i z zamkniętymi oczami chwytałam pierwsze promyki słońca. Nigdzie mi się dzisiaj nie śpieszyło i chociaż Aleks na ostatniej przerwie przypomniał mi, o której dokładnie mamy autobus powrotny, to się tym nie przejęłam, bo jak nie ten autobus, to będzie następny.
– Dlaczego to ty po mnie przyjechałaś?!
Otworzyłam niechętnie oczy i spojrzałam w stronę prawie pustego parkingu, na którym stał czarny Sedan z blondynką w średnim wieku za kierownicą. Tuż obok stał odwrócony do mnie chłopak, którego bez trudu poznałam, chociaż znałam go jedynie z widzenia oraz ze sporadycznych opowiadań Aleksa.
– Rozmawiałam z twoim ojcem i oboje zgadzamy się w tym, że nie możesz mnie unikać. Nie jestem przyczyną wszystkich nieszczęść we wszechświecie – powiedziała surowo kobieta, Thomas jednak już jej nie słuchał, bo zaczął biec w stronę boiska.
Niewiele myśląc ruszyłam za nim. Ostatnio nie byłam pilną uczennicą na zajęciach sportowych, a teraz próbowałam dogonić jednego z lepszych sportowców z naszej szkoły. Mój spontaniczny pomysł od początku było skazany na porażkę.
Zdyszana wbiegłam na boisko, gdzie w maju jeszcze wiało pustkami. Rozejrzałam się dookoła szukając na murawie i trybunach Thomasa, jednak nigdzie go nie zauważyłam. Zniknął jak kamień w wodzie, nic dodać nic ująć. W tamtym momencie odezwał się mój wewnętrzny leń, który uświadomił mi, że nie chce mi się wracać na dziedziniec szkolny. Słuchając głosu mojego wewnętrznego ja, usiadłam na trybunach i wystawiłam swoją twarz na działanie ciepłych promieni słonecznych, które nagle gdzieś zniknęły. Otworzyłam oczy niezadowolona i zobaczyłam wielkie chmury, które zakryły moje słońce. Zirytowana podniosłam się z ławki i nieopacznie stanęłam na poluzowanej drewnianej desce, która ugięła się pode mną. Nic mi się nie stało, jednak strach, jaki mną zawładnął sprawił, że zaczęłam krzyczeć.
– Cii, zaraz zlecą się tutaj wszystkie żądne sensacji sępy.
Obejrzałam się szybko za siebie i z wrażenia prawie znowu nie zaczęłam krzyczeć, bo osobą, która mnie uspokajała był Thomas, który wyrósł jak spod ziemi.
– Skąd się tutaj wziąłeś?!
– Byłem pod trybunami – powiedział niewinnie, a ja chciałam mu wyrzucić, że wcale go tam nie widziałam. – A ty, co tutaj robisz?
– Ukrywam się przed Aleksem? – rzuciłam niepewnie wymyślonym na poczekaniu kłamstewkiem.
– Faktycznie, zastanawiałem się skąd cię kojarzę. Masz na imię Lisa, prawda? Chłopaki mi o tobie opowiadali.
– Chyba za często odwiedzam ich na treningach – mruknęłam do siebie.
– Albo za rzadko, bo cię tam nie widuję. A nie ukrywam, że to byłby miły widok. To znaczy wiesz… – zająknął się i spojrzał gdzieś zza moje plecy. – Oczywiście twój doping byłby bardzo mile widziany.
Lisa/Isa POV
– Tak, rzeczywiście się już poznaliśmy, ale to było tak dawno… – powiedziałam zamyślona, a Thomas uśmiechnął się pokrzepiająco.
– Zapraszam cię na kawę. Teraz, zaraz. Musimy nadrobić stracony czas.
– Dobrze – odpowiedziałam z grzeczności i poszłam się przebrać.
W pokoju stanęłam nieruchomo naprzeciwko szafy i zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego nie pamiętałam Thomasa. W mojej głowie zaczęły się pojawiać nagle pojedyncze wspomnienia związane z chłopakiem, a ja nie umiałam sobie wytłumaczyć, dlaczego nic nie pamiętałam.
W pokoju rozległ się dźwięk mojej komórki, której nie odebrałam, niczym w transie przebrałam się i zostawiając urządzenie na biurku, poszłam do Thomasa, który czekał już na mnie przy drzwiach. Był przystojny, i bardzo wydoroślał, nie wygląda już na zagubionego chłopaka, któremu jest potrzebna pomoc. Złapał mnie śmiało za rękę i wyciął z domu tak jakby to nie było nic niezwykłego, że bez skrępowania mnie dotyka. Jeszcze bardziej zadziwiał mnie fakt, że się temu nie opierałam.
– Muszę podskoczyć do pracy – mówię, a on przytakuje i otwiera przede mną drzwi ciemnego Forda.
Zaskoczona patrzę jeszcze w stronę przystanku, na którym stoi pokaźna liczba osób, jednak Thomas oburzony staje tak, że zasłania mi widok przystanku i mówi:
– Uwierz mi, tak będzie szybciej, a poza tym jestem naprawdę dobrym kierowcą.
– Dobrze – odpowiadam niepewnie i wsiadam do samochodu.
Wytłumaczenie Thomasowi, gdzie mamy się udać, zajmuje mi dłuższą chwilę. Chłopak nie potrafił zrozumieć, o jakim miejscu mówię i w efekcie parę razy był zmuszony zawracać samochód. W końcu jednak zaparkowaliśmy na niedużym parkingu pod Hotelem Marnotrawnym, do którego wbiegłam tak szybko, że mijany przeze mnie Karol z obsługi, zrobił piruet, próbując uchronić przed upadkiem tacę z czymś szklanym.
– Damian – mówię dobiegając do recepcji i kładąc otwarte dłonie na zimnym blacie. – Muszę pogadać z Pawłem i z Noah.
Chłopak zmierzył mnie zirytowanym spojrzeniem, a potem powiódł nim w górę schodów, na których nikogo nie było.
– Pół godziny temu spakował się i wyjechał.
– Co? Dlaczego?
– Nie wiem – wzruszył ramionami i wrócił do przeglądania jakiś papierów. – Przyszedł do niego jakiś znajomy, musieli się dobrze znać, bo przywitali się jakimś dziwnym uściskiem. Może należeli do jakiegoś stowarzyszenia? Nie wiem – odpowiedział sam sobie i po chwili dodał: – Po tym spotkaniu Noah nie wyglądał już na zadowolonego, szybko się spakował i wyjechał nawet się nie żegnając.
Dziwne, sięgnęłam do małego plecaka, po komórkę, ale jej tam nie znalazłam, więc nie mogłam napisać do naszego byłego gościa. Zastanawiało mnie, co takiego się stało, że się wymeldował, a ja o tym nic nie wiedziałam.
Santos POV
Siedziałem nabuzowany w pustym o tej porze barze i rzucałem mordercze spojrzenie kelnerce za każdym razem, gdy chciała zapytać się mnie o coś innego niż zamówienie. Aleks, gdy tylko dowiedział się o Noah – który jak się okazało, wydzwaniał do nas od jakiegoś czasu – od razu gdzieś wyparował, a ja zostałem sam. I co robiłem? Oczywiście pisałem i dzwoniłem do Lisy, ale ona mi nie odpisała, ani nawet nie odebrała tego głupiego telefonu. Nie wiedziałem, co się dzieje i to wyprowadzało mnie z równowagi.
A może nie chce z tobą rozmawiać, a brak pamięci udowodnił, że tak naprawdę nic do ciebie nie czuła? – odezwał się nieproszony głos w mojej głowie.
Ścisnąłem w ręce szklany kieliszek, widząc jednak przerażone spojrzenie blondynki stojącej za barem, odłożyłem naczynie i poprosiłem o dolewkę. Dziewczyna bez słowa zrobiła to, o co poprosiłem i poszła na drugi koniec baru, żeby wytrzeć szklanki. W jakimś tanim filmie pewnie wycierałaby blat, dając mi mądre rady dotyczące życia. Powinna być też mężczyzną w średnim wieku o włosach skalanych siwizną oraz o mądrym spojrzeniu niepasującym do człowieka skalanego fizyczną pracą.
Dopiłem do końca trunek i wyciągnąłem z kieszeni zmięte pieniądze, oczywiście w odpowiedniej walucie, bo po paru podróżach nauczyłem się, że można się przejechać na wierze w to, że wszędzie przyjmą dolary.
Kiwając dziewczynie głową na pożegnanie, wyszedłem z baru stanąwszy na chwilę pod budynkiem, zamknąłem oczy i policzyłem do dziesięciu. Nie mogłem pozwolić, żeby zawładnęły mną złe emocje, nie wtedy, gdy moje losy wisiały na włosku. Dokładnie trzy lata temu, po zniknięciu Lisy wszystko się posypało, ciągle kłóciłem się z Lucasem, ignorowałem ludzi w szkole i znosiłem jedynie obecność Aleksa, bo nawet moja ciotka mnie irytowała. W momencie, gdy razem z przyjacielem rzuciliśmy szkołę i postanowiliśmy odnaleźć Lisę, zaczęły dziać się ze mną niepokojące rzeczy. Wyrosły mi skrzydła, nie były one jednak takie jak u aniołów, nefilim czy upadłych, ponieważ jedno skrzydło było śnieżnobiałe, a drugie siwe i ciemniało za każdym razem, gdy robiłem coś głupiego. To mogło oznaczać tylko jedno, zaczął się czas próby, który zadecyduje o tym, po której ze stron się znajdę.
Sięgnąłem do kieszeni po małą piłeczkę i zacząłem ją ugniatać, musiałem się uspokoić. Mając tą myśl w głowie skręciłem w jedną z uliczek i chciałem wejść do kawiarni, jednak przez szybę zobaczyłem tam Lisę. Siedziała naprzeciwko Thomasa i wyglądała na rozluźnioną, może nie płakała ze śmiechu, ale ta wizja normalności sprawiła, że zapłonął we mnie ogień. Chciałem już wejść do środka, gdy poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię i pociąga do tyłu. Rozeźlony odwróciłem się i własnym oczom nie mogłem uwierzyć w to, kogo przyszło mi oglądać.
A
Rozdział dodany poza takim moim niby grafikiem. Powód? Mam dzisiaj jakiś swój weltschmerz, ale spowodowany jesienną pogodą, więc może na wiosnę mi przejdzie :) A tymczasem chyba zacznę się wyżywać na rzeczach w kuchni – w sensie moja druga pasja, gotowanie – bo ani czytanie ani pisanie za łatwo mi nie idzie wbrew pozorom. A jeszcze scribus czeka, żeby pracę na zaliczenie zrobić. Oj nieładnie, jesienna chandra jest niedobra i zła, ale mam nadzieję, że może szybszym rozdziałem i losami Lisy, komuś poprawiłam humor. A wiecie, niby karma wraca :D
środa, 28 października 2015
sobota, 24 października 2015
19. Niki
Lisa/Isa POV
Jedyną przyjaciółką, jaką posiadam jest Nikola, chociaż woli jak nazywa się ją Niki. Poznałam ją w zaskakująco nudny sposób, gdy przyszła do hotelu, żeby porozmawiać ze swoim ówczesnym chłopakiem, Damianem. Tak, to ten recepcjonista, plotkarz wszech czasów i jeżeli wierzyć Nikoli, to również nędzny kochanek, ale kimże jestem żeby to oceniać?
W każdym razie jest moją jedyną koleżanką w męskim świecie, w jakim się obracam. Naprawdę, w domu faceci, w pracy faceci i chociaż mogłoby się to wydawać czymś niesamowitym, to mogę zapewnić, że tak nie jest. Nie o wszystkim można porozmawiać z mężczyznami, czasami każda kobieta potrzebuje rozmowy przy kawie.
Tak, kawa. Gorący napój, który miałam w rękach, siedząc w niewielkiej kawalerce Nikoli. Urządziła wszystko w swoim stylu, niepodobnym do niczego, co wcześnie dane wam było widzieć. Na ścianach powiesiła, wszystko co była w stanie utrzymać taśma klejąca, a na podłogach leżały jej dywaniki własnej roboty. Nie pytajcie mnie z czego je robiła, bo nie wiem tego i nie chce wiedzieć.
– Był przystojny? No pewnie, że był – mówi Niki, podpierając brodę na złożonych dłoniach.
Wwiercała we mnie swój przenikliwy wzrok i wiedziałam już, że nie ucieknę. Wpadłam w jej pułapkę, a wydał mnie rumieniec, który bez wątpienia wypłynął na moje policzki. Matko, rumieniec, przecież ja się nigdy nie rumieniłam!
– Nie wierzę, mam rację! – wykrzyknęła, nachylając się bliżej mnie.
Nikola zawsze uważała się za speca od mężczyzn i może rzeczywiście miała rację, bo nieraz już widziałam jak z pozoru opanowani i ułożeni mężczyźni w jej towarzystwie dostawali małpiego rozumu. Nie umiem tylko stwierdzić, co było tego przyczyną. Oczywiście Niki była bardzo ładna ze swoimi długimi, podkręconymi na końcach włosami i ciemnymi oczami, jednak charakterek też miała niczego sobie, była odważna i zabawna, a co ważniejsze pod powłoką powierzchowności skrywała nieprzeciętną inteligencję.
– Tak, był przystojny i sama nie wiem, wydaje mi się, że… – odpowiedziałam po dłuższej chwili, jednak przyjaciółka nie dała mi dokończyć swoich myśli, bo wyrobiła sobie już opinię na wszystko, chociaż jeszcze nic jej nie powiedziałam.
– Wzięło cię jak ta lala – powiedziała pogwizdując cicho. – Powiedz mi, że masz jego numer.
– Tak, pisał już do mnie.
Nikola podniosła otwartą dłoń do góry i zmierzyła mnie niczym rasowy filmowy glina podczas przesłuchania.
– Kiedy go spotkałaś?
– Tuż przed tym jak przybiegłam do ciebie, olewając resztę dnia pracy.
– Mężczyzna, przystojny mężczyzna napisał do ciebie tego samego dnia… – wolno trawiła moje słowa, robiąc przy tym komiczne miny. – A więc to prawda co mawiają, tacy mężczyźni nadal istnieją.
– Nie jest tutejszy – powiedziałam z irytacją w głosie i odłożyłam kubek na ławę, bojąc się, że zaraz wyląduje na kolorowej leżance.
– Wiedziałam, że to nie może być aż takie piękne – jęknęła niezadowolona. – Zostaje ci tylko jedna opcja, musisz omotać go wokół małego paluszka. Niech nie czuje się za pewnie, ale też nie bądź jakaś specjalnie chłodna w stosunku do niego. Powiem tak, jeżeli do jutra nie zaproponuje spotkania, to sama to zrób, nie ma co tracić czasu, skoro może ci uciec.
Słowa przyjaciółki dały mi do myślenia i pewnie dlatego, gdy w końcu wstałam, żeby dłużej nie przeszkadzać Niki w pracy nad nowym obrazem, wylałam na siebie już zimną kawę. Całe moje spodenki zdobiły brązowe plamki, których nie dało się zamaskować. Postanowiłam, więc wrócić szybko do mieszkania, przebrać się i w końcu pojechać do Pawła, który pewnie zastanawiał się, co tak długo robię na poczcie.
Żeby szybciej dostać się do domu, wsiadłam do tramwaju i zasłaniając plamy torebką, przestałam zirytowana piętnaście minut, po których niczym huragan, popędziłam wprost do mieszkania. Drzwi otworzyłam z hukiem w momencie, gdy Adrian coś mówił. Widząc mnie, stanął w nienaturalnej pozie przed drzwiami do swojej sypialni. Widząc to, uśmiechnęłam się znacząco i zdejmując buty, rzuciłam w jego stronę krótki komentarz:
– Naprawdę nie, musisz przede mną ukrywać swoich romans… – nie dokończyłam, bo drzwi sypialni się otworzyły, a w nich stanął wysoki mężczyzna o krótko obstrzyżonych brązowych włosach.
– Naprawdę nie wiem o co ci chodzi, panikujesz i tyle – powiedział, przepychając się przez Adriana. – Po jakiego diabła stoisz w przejściu?!
Adrian nic nie odpowiedział, tylko ciągle wpatrywał się we mnie z przerażeniem, które wywołało u mnie napad śmiechu, dopiero to zwróciło na mnie uwagę nieznajomego.
Thomas POV
Stanąłem w bezruchu jak słup soli, wpatrując się w nią. Zmieniła się, nawet bardzo, jej przykrótkie włosy naelektryzowały się delikatnie, tworząc dookoła jej głowy ledwo widoczną aureolę. Miała na sobie poplamione czymś szorty i kolorową bluzkę na ramiączkach, dzięki czemu bardzo dobrze widziałem jak zmieniło się jej ciało w ciągu ostatnich trzech lat. Lisa śmiała się z czegoś, a Adrian najwyraźniej nie był z tego zadowolony, bo dyskretnie dźgnął mnie łokciem, żebym się ogarnął.
– Przepraszam, że się śmieję – powiedziała ocierając wierzchem dłoni łzę. – Po prostu naprawdę myślałam, że Adrian chowa w pokoju swoją nową zdobycz.
– Matko nie! – powiedziałem gwałtownie. – Nawet gdybym był homo, to nie chciałbym z nim być. Widziałaś kiedykolwiek jak się zachowuje, gdy jest w związku? Pamiętam, że kiedyś próbował być przy jednej dziewczynie romantyczny i zrobił kolację przy świecach.
– O matko, otruł ją! – wcina mi się, ale ja szybko zaprzeczam ruchem głowy.
– Gorzej, świece podpaliły obrus.
Lisa wybuchła śmiechem, a ja przez chwilę próbowałem sobie wmówić, że nadal jest moją Less. Moje rozmyślania szybko jednak przerwał niezadowolony głos smerfa marudy, który idąc w stronę aneksu kuchennego, dość głośno powiedział:
– Znaleźli sobie hobby, nabijanie się ze starego, poczciwego Adriana, a tak w ogóle gdzieś się tak urządziła? – zapytał patrząc wymownie na ubranie Lisy.
– Kawa u Niki – odpowiedziała krótko.
– W godzinach pracy?
– Tak, potrzebowałam pilnie jej porady.
– A na czym ona się niby zna? – zaczął mówić grzebiąc w jakiejś szafce. – Tylko romanse jej w głowie.
Nagle jakby coś olśniło Adriana, cofnął się krok do tyłu i poważnie zlustrował Lisę, która uparcie patrzyła na swój telefon, który jakby na zawołanie zadzwonił.
– Kto to? – zapytał podejrzliwie, a ona przygryzła wargę patrząc na ekran, po czym podeszła do mnie i wyciągnęła w moją stronę rękę.
– Isa.
– Znacie się – rzucił zimno Adrian, a ja zacząłem przeklinać go w myślach.
Odwróciłem głowę i spojrzałem na przyjaciela, który z założonymi na piersi rękami i uniesioną do góry brwią, dawał mi jasno do zrozumienia, że to o czym rozmawialiśmy nadal obowiązuje. Wiedząc, że z nim nie wygram, westchnąłem i dyskretnie wchodząc do głowy Lisy, odblokowałem pojedyncze wspomnienie z dnia, w którym się poznaliśmy.
– Tak, on ma rację – mówię ponuro. – Jestem Thomas i wierzyć mi się nie chce, że o mnie zapomniałaś.
– Ja, ja… – zaczęła się jąkać, po czym uważnie przyjrzała się mojej twarzy.
Wiedziałem, o czym myślała, nie musiałem nawet grzebać w jej głowie, żeby to wiedzieć. Nasze pierwsze spotkanie, takie prawdziwe miało miejsce, gdy byliśmy młodsi niż nam się wydawało. Czasy, gdy dopiero uczyliśmy się wszystkiego o relacjach dziewczyna-chłopak. Wszystko było nowe, a ona doszczętnie i nieodwołalnie zawróciła mi w głowie.
A
Jedyną przyjaciółką, jaką posiadam jest Nikola, chociaż woli jak nazywa się ją Niki. Poznałam ją w zaskakująco nudny sposób, gdy przyszła do hotelu, żeby porozmawiać ze swoim ówczesnym chłopakiem, Damianem. Tak, to ten recepcjonista, plotkarz wszech czasów i jeżeli wierzyć Nikoli, to również nędzny kochanek, ale kimże jestem żeby to oceniać?
W każdym razie jest moją jedyną koleżanką w męskim świecie, w jakim się obracam. Naprawdę, w domu faceci, w pracy faceci i chociaż mogłoby się to wydawać czymś niesamowitym, to mogę zapewnić, że tak nie jest. Nie o wszystkim można porozmawiać z mężczyznami, czasami każda kobieta potrzebuje rozmowy przy kawie.
Tak, kawa. Gorący napój, który miałam w rękach, siedząc w niewielkiej kawalerce Nikoli. Urządziła wszystko w swoim stylu, niepodobnym do niczego, co wcześnie dane wam było widzieć. Na ścianach powiesiła, wszystko co była w stanie utrzymać taśma klejąca, a na podłogach leżały jej dywaniki własnej roboty. Nie pytajcie mnie z czego je robiła, bo nie wiem tego i nie chce wiedzieć.
– Był przystojny? No pewnie, że był – mówi Niki, podpierając brodę na złożonych dłoniach.
Wwiercała we mnie swój przenikliwy wzrok i wiedziałam już, że nie ucieknę. Wpadłam w jej pułapkę, a wydał mnie rumieniec, który bez wątpienia wypłynął na moje policzki. Matko, rumieniec, przecież ja się nigdy nie rumieniłam!
– Nie wierzę, mam rację! – wykrzyknęła, nachylając się bliżej mnie.
Nikola zawsze uważała się za speca od mężczyzn i może rzeczywiście miała rację, bo nieraz już widziałam jak z pozoru opanowani i ułożeni mężczyźni w jej towarzystwie dostawali małpiego rozumu. Nie umiem tylko stwierdzić, co było tego przyczyną. Oczywiście Niki była bardzo ładna ze swoimi długimi, podkręconymi na końcach włosami i ciemnymi oczami, jednak charakterek też miała niczego sobie, była odważna i zabawna, a co ważniejsze pod powłoką powierzchowności skrywała nieprzeciętną inteligencję.
– Tak, był przystojny i sama nie wiem, wydaje mi się, że… – odpowiedziałam po dłuższej chwili, jednak przyjaciółka nie dała mi dokończyć swoich myśli, bo wyrobiła sobie już opinię na wszystko, chociaż jeszcze nic jej nie powiedziałam.
– Wzięło cię jak ta lala – powiedziała pogwizdując cicho. – Powiedz mi, że masz jego numer.
– Tak, pisał już do mnie.
Nikola podniosła otwartą dłoń do góry i zmierzyła mnie niczym rasowy filmowy glina podczas przesłuchania.
– Kiedy go spotkałaś?
– Tuż przed tym jak przybiegłam do ciebie, olewając resztę dnia pracy.
– Mężczyzna, przystojny mężczyzna napisał do ciebie tego samego dnia… – wolno trawiła moje słowa, robiąc przy tym komiczne miny. – A więc to prawda co mawiają, tacy mężczyźni nadal istnieją.
– Nie jest tutejszy – powiedziałam z irytacją w głosie i odłożyłam kubek na ławę, bojąc się, że zaraz wyląduje na kolorowej leżance.
– Wiedziałam, że to nie może być aż takie piękne – jęknęła niezadowolona. – Zostaje ci tylko jedna opcja, musisz omotać go wokół małego paluszka. Niech nie czuje się za pewnie, ale też nie bądź jakaś specjalnie chłodna w stosunku do niego. Powiem tak, jeżeli do jutra nie zaproponuje spotkania, to sama to zrób, nie ma co tracić czasu, skoro może ci uciec.
Słowa przyjaciółki dały mi do myślenia i pewnie dlatego, gdy w końcu wstałam, żeby dłużej nie przeszkadzać Niki w pracy nad nowym obrazem, wylałam na siebie już zimną kawę. Całe moje spodenki zdobiły brązowe plamki, których nie dało się zamaskować. Postanowiłam, więc wrócić szybko do mieszkania, przebrać się i w końcu pojechać do Pawła, który pewnie zastanawiał się, co tak długo robię na poczcie.
Żeby szybciej dostać się do domu, wsiadłam do tramwaju i zasłaniając plamy torebką, przestałam zirytowana piętnaście minut, po których niczym huragan, popędziłam wprost do mieszkania. Drzwi otworzyłam z hukiem w momencie, gdy Adrian coś mówił. Widząc mnie, stanął w nienaturalnej pozie przed drzwiami do swojej sypialni. Widząc to, uśmiechnęłam się znacząco i zdejmując buty, rzuciłam w jego stronę krótki komentarz:
– Naprawdę nie, musisz przede mną ukrywać swoich romans… – nie dokończyłam, bo drzwi sypialni się otworzyły, a w nich stanął wysoki mężczyzna o krótko obstrzyżonych brązowych włosach.
– Naprawdę nie wiem o co ci chodzi, panikujesz i tyle – powiedział, przepychając się przez Adriana. – Po jakiego diabła stoisz w przejściu?!
Adrian nic nie odpowiedział, tylko ciągle wpatrywał się we mnie z przerażeniem, które wywołało u mnie napad śmiechu, dopiero to zwróciło na mnie uwagę nieznajomego.
Thomas POV
Stanąłem w bezruchu jak słup soli, wpatrując się w nią. Zmieniła się, nawet bardzo, jej przykrótkie włosy naelektryzowały się delikatnie, tworząc dookoła jej głowy ledwo widoczną aureolę. Miała na sobie poplamione czymś szorty i kolorową bluzkę na ramiączkach, dzięki czemu bardzo dobrze widziałem jak zmieniło się jej ciało w ciągu ostatnich trzech lat. Lisa śmiała się z czegoś, a Adrian najwyraźniej nie był z tego zadowolony, bo dyskretnie dźgnął mnie łokciem, żebym się ogarnął.
– Przepraszam, że się śmieję – powiedziała ocierając wierzchem dłoni łzę. – Po prostu naprawdę myślałam, że Adrian chowa w pokoju swoją nową zdobycz.
– Matko nie! – powiedziałem gwałtownie. – Nawet gdybym był homo, to nie chciałbym z nim być. Widziałaś kiedykolwiek jak się zachowuje, gdy jest w związku? Pamiętam, że kiedyś próbował być przy jednej dziewczynie romantyczny i zrobił kolację przy świecach.
– O matko, otruł ją! – wcina mi się, ale ja szybko zaprzeczam ruchem głowy.
– Gorzej, świece podpaliły obrus.
Lisa wybuchła śmiechem, a ja przez chwilę próbowałem sobie wmówić, że nadal jest moją Less. Moje rozmyślania szybko jednak przerwał niezadowolony głos smerfa marudy, który idąc w stronę aneksu kuchennego, dość głośno powiedział:
– Znaleźli sobie hobby, nabijanie się ze starego, poczciwego Adriana, a tak w ogóle gdzieś się tak urządziła? – zapytał patrząc wymownie na ubranie Lisy.
– Kawa u Niki – odpowiedziała krótko.
– W godzinach pracy?
– Tak, potrzebowałam pilnie jej porady.
– A na czym ona się niby zna? – zaczął mówić grzebiąc w jakiejś szafce. – Tylko romanse jej w głowie.
Nagle jakby coś olśniło Adriana, cofnął się krok do tyłu i poważnie zlustrował Lisę, która uparcie patrzyła na swój telefon, który jakby na zawołanie zadzwonił.
– Kto to? – zapytał podejrzliwie, a ona przygryzła wargę patrząc na ekran, po czym podeszła do mnie i wyciągnęła w moją stronę rękę.
– Isa.
– Znacie się – rzucił zimno Adrian, a ja zacząłem przeklinać go w myślach.
Odwróciłem głowę i spojrzałem na przyjaciela, który z założonymi na piersi rękami i uniesioną do góry brwią, dawał mi jasno do zrozumienia, że to o czym rozmawialiśmy nadal obowiązuje. Wiedząc, że z nim nie wygram, westchnąłem i dyskretnie wchodząc do głowy Lisy, odblokowałem pojedyncze wspomnienie z dnia, w którym się poznaliśmy.
– Tak, on ma rację – mówię ponuro. – Jestem Thomas i wierzyć mi się nie chce, że o mnie zapomniałaś.
– Ja, ja… – zaczęła się jąkać, po czym uważnie przyjrzała się mojej twarzy.
Wiedziałem, o czym myślała, nie musiałem nawet grzebać w jej głowie, żeby to wiedzieć. Nasze pierwsze spotkanie, takie prawdziwe miało miejsce, gdy byliśmy młodsi niż nam się wydawało. Czasy, gdy dopiero uczyliśmy się wszystkiego o relacjach dziewczyna-chłopak. Wszystko było nowe, a ona doszczętnie i nieodwołalnie zawróciła mi w głowie.
A
poniedziałek, 19 października 2015
18. Nieznajomy
Lisa / Isa POV
Załatwianie spraw Pawła na poczcie zajęło mi więcej czasu niż się tego spodziewałam, bo jak przekazała mi miła pani w podeszłym wieku, jego paczka nawet nie doszła do naszego oddziału, więc z tego miejsca nic nie mogli dla niego z robić. Oczywiście jednak musiałam odczekać swoje żeby się tego dowiedzieć, a potem jeszcze musiałam udać się do innego okienka, gdzie zgłosiłam numery zaginionej paczki i wszystkie dane, jakie podał mi Paweł. Dlatego więc, gdy wyszłam z wielkiego gmachu poczty, odetchnęłam z ulgą i postanowiłam wrócić do hotelu dłuższą drogą, która prowadziła przez rynek.
Pośród wielu ludzi zauważyłam nastolatka tworzącego ku uciesze dzieci, wielkie bańki mydlane. Ta pozornie zwykła czynność sprawiła, że dookoła zrobiło się od razu piękniej. W powietrzu pękały kolejne bańki, a niektóre, dopiero stworzone mieniły się w świetle słonecznym, milionem różnych barw. Zachwycona tym widokiem zaczęłam bezwiednie iść w stronę nastolatka, jednak po drodze potknęłam się o własne nogi, już widziałam nawet przed oczami kocie łby chodnika, jednak nie upadłam. Obce dłonie złapały mnie mocno w pasie i nie pozwoliły upaść. Zaskoczona i trochę zdezorientowana znieruchomiałam i niczym widz, przyglądałam się jak obcy mi mężczyzna stawia mnie na ziemi i wciąż obejmując mnie jedną ręką, podnosi palcem moją brodę do góry i uważnie ogląda każdy milimetr mojej twarzy. Na samym końcu zatrzymuje się na oczach i patrzy w nie z emocjami, których nie potrafiłabym opisać. Mrugam szybko oczami i przyglądam się mężczyźnie, który uchronił mnie od upadku, jego oczy są ciemne niczym czarna dziura, pochłaniająca z otoczenia całe światło. Niezaprzeczalnie jest przystojny, szczególnie gdy stoi przede mną w luźnych jeansach skompletowanych ze zwyczajną, ciemną koszulką. Ach, i ta czarna jak noc broda, tak bardzo mi się spodobała.
– Dziękuję – mówię odzyskując częściową świadomość. – Nie chciałabym wrócić do pracy poobijana.
Na moje słowa nieznajomy zareagował momentalnie, z jego twarzy zniknął lekki uśmiech, a pojawiło się dziwne napięcie, przez co poczułam się niezręcznie i chciałam wyplątać się z jego objęć, on jednak mnie nie puszczał, tylko trwał nieruchomo, wpatrzony we mnie.
– Nazywam się Santos.
Nieznajomy po raz pierwszy odezwał się do mnie, a jego głos przyprawił mnie o zawrót głowy, miał delikatnie zachrypły głos, co tylko dodawało mu męskości. Naprawdę dziwiłam się, jakim cudem nie zemdlałam wpatrując się tak w niego. Nie znałam tego mężczyzny, ale już po pierwszym spotkaniu byłam przekonana, że powinni ostrzegać wszystkie kobiety przed spotkaniem z nim, bo był zdecydowanie za bardzo pociągający, a przynajmniej jak dla mnie.
– A ja jestem Izabella – mówię, a on na chwilę rozluźnia swój uścisk.
– Miło mi ciebie poznać.
Zza pleców Santosa wyłania się szatyn o niezadowolonym wyrazie twarzy. Nie widzi nas, bo patrzy w ekran telefonu, jednak z jakiegoś powodu wiem, że idzie on prosto do mojego nieznajomego towarzysza. Widząc moje błądzące spojrzenie, Santos odwraca się i uśmiecha szeroko, po czym krzyczy do drugiego mężczyzny.
– Chodź chłopie, musisz kogoś poznać!
Szatyn podskakuje na dźwięk głosu Santosa i niezadowolony podnosi wzrok, jednak gdy jego spojrzenie pada na mnie, nieruchomieje. Zamiera i otwiera usta w równiusieńkie „O”.
– Cześć, jestem Izabella, ale możecie mówić do mnie Isa – mówię, machając przyjaźnie do mężczyzny.
Mój głos jest cichy i niepewny, jednak nikt chyba nie zwrócił na to uwagi. Nieznajomy najpierw spojrzał zdezorientowany na Santosa, a później podbiegł do nas i odrywając mnie od swojego kolegi, mocno mnie przytulił.
– To naprawdę ty – szepnął, a ja poczułam na ciele nieprzyjemne ciarki.
– Chyba mnie z kimś pomyliłeś.
Zmieszana odsuwam się od nieznajomego, on jednak robi krok w moją stronę.
– Masz na imię Lisa, jesteś moją przyjaciółką. Musisz mnie pamiętać. To ja, Aleks.
– Nie znam ciebie – mówię i szybkim krokiem zaczynam iść w przeciwną stronę.
Po dłuższej chwili, gdy myślę, że jestem już bezpieczna, dogania mnie Santos. Zaczyna biec przede mną tyłem, uśmiechając się przy tym z taką szczerością, że nie wytrzymuję i odwzajemniam jego uśmiech.
– Przepraszam za niego, po prostu od dawna nie mógł porozmawiać z naszą przyjaciółką, a ty jesteś do niej podobna.
– Zdarza się – odpowiadam zdając sobie sprawę, że cały czas rozmawiamy po angielsku.
Zaintrygowana przystaję i wpatruję się w mężczyznę, który przestał się już uśmiechać. Zawsze z przyjemnością rozmawiałam po angielsku, nie wiedzieć czemu ten język był i nadal jest dla mnie bardziej naturalny niż polski. Ba, ja nawet myślę po angielsku i pewnie, dlatego nie zauważyłam, gdy przerzuciłam się na ten język.
– Mówisz po angielsku – mówię, a mężczyzna rzuca mi ironiczny uśmiech.
– Ty też.
– Tak, ale… Dobrze, nieważne po prostu chyba nadal jestem osłabiona i gadam głupoty – mówię uśmiechając się przepraszająco. On jednak nie nabiera się na to i śmiertelnie poważny, łapie mnie za rękę i kciukiem delikatnie pociera moją skórę.
– Co się dzieje?
– Nic, po prostu jestem zmęczona.
– Więc idź spać.
– Gdyby to było takie proste – mówię rozbawiona i wybucham śmiechem na myśl o katorgach, jakie ostatnio przechodzę.
Chłopak jednak nie wydaje się być rozbawiony, bo przyciąga mnie do siebie i przytula. Mózg podpowiada mi, że powinnam od niego odejść, bo dopiero go poznałam, moje ciało ma jednak inne zdanie. Bliskość Santosa rozluźnia mnie i sprawia, że mimowolnie przymykam oczy, oczarowana zapachem, jaki wokół siebie roztacza.
– Czy ty mnie wąchasz? – pyta po dłuższej chwili.
– Nie – odpowiadam szybko, a jego klatka piersiowa zaczyna się spazmatycznie unosić przy akompaniamencie jego śmiechu.
– Akurat, wyraźnie słyszałem jak pociągasz nosem.
– Mam katar!
– Jest lato i jakieś trzydzieści stopni.
– Może mam alergię?
– Mnie się pytasz? – odpowiada rozbawiony, a ja mimowolnie marszczę nos, co nie uchodzi uwadze Santosa, który mnie przytula i cicho szepcze do ucha.
– Nie przejmuj się tak tym i daj mi swój numer, bo nie wybaczę sobie, jeśli mi uciekniesz.
Unoszę do góry wzrok i przyglądam się jego ciemnym oczom, które wyglądają tak, jakby w tym jednym aspekcie nie akceptowały sprzeciwu. Jednak jest w nich też coś takiego… Jakaś dziecięca radość, która rozświetla jego spojrzenie, gdy tak teraz na mnie patrzy.
– Widzę, że jednak muszę cię do tego przekonać.
Santos nie daje mi czasu na odpowiedź, tylko od razu wpija się w moje usta. Czuję w brzuchu przyjemny skurcz i uśmiechając się, odwzajemniam jego pocałunek.
Santos POV
Nadal nie mogłem uwierzyć, że to właśnie ją spotkałem i to przez zwykły przypadek. Szukaliśmy ją z Aleksem przez trzy lata, a odnalazł ją zbieg okoliczności. I pomyśleć, że gdybym nie musiał czekać znudzony na guzdrzącego się w kawiarni Aleksa, to mógłbym się z nią minąć, tak po prostu.
– Nie rozumiem, dlaczego nas nie pamięta? – pyta rozżalony Aleks.
Sam się zastanawiałem nad tym, dlaczego nas nie poznała, jednak podejrzewam, że mogło to mieć związek z Thomasem i jego nieznanymi mocami. Nie było też mowy o pomyłce, bo od pierwszej chwili, gdy zobaczyłem jej twarz, wiedziałem, że to moja Lisa. Przez te lata rozłąki stała się piękną kobietą i podkreśla to nawet zmiana fryzury, która jest teraz znacznie krótsza niż kiedyś, ale kto z nas się nie zmienił przez ten czas? Choćby taki Aleks, odkąd wyruszył ze mną na poszukiwania Lisy, przybrał na masie i przestał być chłopcem. Do dziś pamiętam, z jakim zacięciem zapewnił mnie o swojej pomocy, gdy wyjawiłem mu, co się naprawdę stało. Nie opuścił mnie aż do dnia dzisiejszego, pomimo, że nieraz musiałem mu zaleźć za skórę, bo chcąc nie chcąc przez ostatnie trzy lata nie miałem humoru, albo jak to nazywał żartobliwie mój przyjaciel, miałem wiecznego PMS-a.
– To teraz nie ma znaczenia, muszę się do niej zbliżyć.
– A ja? Nie zapominaj o innych ludziach, Romeo.
– Ciebie – mówię mocno akcentując każdą z liter. – To ona ma za wariata, daj jej czas na zapomnienie o niedźwiedzim uścisku, jakim ją uraczyłeś.
– Jak zwykle przesadzasz – mruknął pod nosem i poszedł do atrapy kuchni w naszym lokum.
Pokręciłem głową niezadowolony zachowaniem przyjaciela i położyłem się na łóżku, podpierając głowę na swoich skrzyżowanych rękach. Zamknąłem oczy, a przed nimi od razu pojawiła się jej twarz. Pierwszy raz od dawna mogłem wyobrazić sobie jej aktualny wygląd i bez żadnej wątpliwości mogłem stwierdzić, że jest piękna, chociaż kochałbym ją i bez tego.
A
poniedziałek, 12 października 2015
17. Tabletki
Mieszkanie było puste, Adrian zostawił tylko krótką
wiadomość, że musi coś załatwić i niedługo wróci. Zadowolona z wolnego
mieszkania, wyjęłam z torebki leki i według zaleceń połknęłam dwie tabletki, po
czym od razu poszłam do łóżka Adriana, bo nadal nie chciałam wchodzić do
swojego pokoju, obwiniałam te pomieszczenie za swoje lęki.
Położyłam się w łóżku Adriana i opatuliłam się kołdrą. Niby
nie byłam śpiąca, ale po około trzydziestu minutach wiercenia się i układania
się z boku na bok, w końcu zasnęłam. Nie jestem pewna, co mi się śniło, bo
wszystko przysłaniała lekka mgła i chociaż niczego nie widziałam, to wciąż
słyszałam głosy. Tym razem krzyczały na mnie, czułam ich gniew i byłam aż za
bardzo świadoma tego, że wiedzą co zrobiłam. Były złe za to, że próbowałam się
ich pozbyć.
Otworzyłam przerażona oczy i momentalnie usiadłam na łóżku.
Ręce intuicyjnie uniosły mi się do szyi. Nie mogłam oddychać, charczałam i nie
potrafiłam złapać oddechu. Po omacku zeszłam z łóżka, potykając się o zaplątaną
u moich stóp kołdrę. Musiałam się stąd wydostać i to jak najszybciej. Drzwi
wydawały się być daleko, za daleko biorąc pod uwagę jak mało powietrza
dostawało się do moich płuc. Upadłam na podłogę, ale nie mogłam się poddać,
resztkami sił przysunęłam się do drzwi, które jakimś cudem udało mi się
otworzyć. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby Adrian nie siedział w kuchni na
wprost mnie.
– Co się stało? – zapytał, ale nie mogłam mu odpowiedzieć,
zamiast tego z moich ust wydobył się świst niepodobny do żadnego słowa. Szybko
wyciągnął telefon i zadzwonił po pogotowie. – Duszności, podejrzewam jakąś
reakcje alergiczną, jest uczulona na dużo rzeczy – zakrył ręką mikrofon i spojrzał
na mnie błagająco. – Pokiwaj głową, jeśli brałaś jakieś leki.
Zrobiłam to, o co poprosił i wskazałam na swoją torebkę.
Adrian pobiegł we wskazanym kierunku i przeszukał moje rzeczy, po chwili
usłyszałam jak wymienia składniki, które mogły mnie uczulić, wspomina też coś o
jakiś lekach w apteczce i po chwili zachodzi mnie od tyłu, szybko zsuwa mi
spodnie i wbija mi w tyłek strzykawkę z gęstym płynem. To bardzo boli, ale po
kilku minutach zaczynam powoli czuć ulgę. W końcu, gdy mogę już normalnie
oddychać, podnoszę się z kanapy, na której mnie położył i patrzę na przyjaciela
z wdzięcznością.
– Skąd wiedziałeś, co zrobić? Nie pamiętałam, że byłam na
coś uczulona.
– Zasługa przyjaciela – odpowiedział tajemniczo i pstrykął
mnie palcem w nos. Nie miałam pojęcia, że Adrian potrafi uratować życie w
wypadku opuchnięcia krtani, ale dobrze jest mieć go obok siebie.
*
Zdrzemnęłam się na kanapie, a gdy się obudziłam, miałam
okazję podsłuchać rozmowę Adriana, naprawdę jeżeli ceni prywatność, to powinien
zwracać uwagę na to gdzie, co mówi.
– To się wymyka spod kontroli, musisz coś zrobić… Nie, nie
stary. Minęło już wystarczająco dużo czasu, nie możemy ciągnąć tej szopki w nieskończoność…
Cholera, zniszczysz ją! – nastała długa chwila ciszy i gdy już myślałam, że
zakończył rozmowę, to usłyszałam: – Jeżeli tutaj nie przyjedziesz, to sam to
załatwię. Pamiętaj, że też mam pewne zobowiązania.
Mało mnie zainteresował jego monolog, więc patrząc w sufit
zaczęłam analizować, co się stało. Jakimś cudem leki, które miały mi pomóc,
uczuliły mnie. Przestraszyłam się i myślałam, że to jest już koniec, naprawdę
przez głowę przewijały mi się różne scenariusze o równie fatalnym końcu. Na
szczęście Adrian był w domu…
– Adrian? – zawołałam go, gdy nagle przyszło mi coś do
głowy.
– Tak? – powiedział niemalże materializując mi się przed
nosem. Ciężko dyszał, a na jego czerwonej twarzy były widoczne kropelki potu.
– Po pierwsze, koszmarnie wyglądasz – powiedziałam krzywiąc
się mimowolnie. – Po drugie, skąd wiedziałeś, że jestem na coś uczulona? Sama o
tym nie pamiętałam.
W odpowiedzi Adrian przewrócił oczami i wymownie wskazał
palcem na coś znajdującego się w kuchni, widząc jednak na mojej twarzy
niezrozumienie, powiedział:
– Od trzech lat na tej lodówce wisi lista z tym, czego
musisz unikać. Jakim cudem o tym zapomniałaś?
– Nie mam pojęcia – wyszeptałam pod nosem i wstałam z
kanapy. Czułam się okropnie, ale nie miałam ochoty przesiedzieć tutaj całego
dnia.
Poszłam do swojego pokoju i wybrałam rzeczy, w które się
dzisiaj ubiorę, przelotem spojrzałam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że jest
przed siódmą. Wcześnie, ale dzięki temu wiedziałam, że zdążę do pracy. Właśnie,
wczoraj mnie tam nie było. Ciekawa byłam, co się stało przez ten jeden dzień,
nie mogłam odpędzić od siebie myśli, że dużo się zmieniło. Po szybkim prysznicu
i śniadaniu, niemal wybiegłam z mieszkania, rzucając Adrianowi na pożegnanie
tylko krótkie wyjaśnienia. Ku mojemu zdziwieniu nie próbował mnie zatrzymać,
zamiast tego uparcie stukał w klawiaturę swojego laptopa. Pierwszy raz
widziałam go takim, wydawał się być skupiony na jednej, ważnej rzeczy, którą o
dziwo nie było moje zdrowie. Szybko zamówiłam taksówkę i pojechałam do Hotelu
Marnotrawnego, gdzie od razu spotkałam zdziwionego moją obecnością Pawła.
– Co ty tu robisz? – zapytał, mimowolnie przy tym unosząc do
góry brwi.
– Z tego co wiem, pracuję. Gdzie jest ten cały Noah?
– Na górze, jeszcze śpi – odpowiada i przygląda mi się
zatroskany. – Nie wyglądasz najlepiej, możesz zrobić sobie wolne.
– Nie chcę – rzucam szybko i idę do szatni. Siadam na drewnianej
ławce i ukrywam twarz w dłoniach. Wczoraj wszystko mogło się naprawdę źle
skończyć, ale obiecałam sobie, że będę silna i nie będę o tym za dużo myślała,
ale czy to było w ogóle możliwe? Przecież złe myśli same mnie nachodziły i
niszczyły mój spokój.
– Nie mazgaj się już tak, mogłaś mieć gorsze zajęcia niż
zajmowanie się przystojnym Anglikiem – usłyszałam głos lekko zirytowanego
Damiana.
– On jest ze Stanów.
– Zwał jak zwał, rusz swój tyłek i chodź do recepcji.
Pomożesz mi dopóki jaśnie pan się nie obudzi.
Tak też zrobiłam, przebrałam się i poszłam do recepcji,
gdzie czekał już na mnie Damian. Stał oparty o blat i uśmiechał się promiennie,
jak nic musiał cierpieć na jakąś chorobę osobowości skoro był naburmuszony, a
chwilę później już tryskał radością
– Jaki on jest? – zapytał zaciekawiony Damian. Od razu wiedziałam,
o kogo mu chodzi, to było aż nazbyt oczywiste.
Zastanawiałam się przed chwilę, przypominając sobie kuzyna
naszego szefa. Trudno mi było jednoznacznie ocenić go jako osobę, bo gdzieś w kościach
czułam, że coś ukrywa. I nie podobało mi się to.
– No wiesz, chłopak jak chłopak.
– Daj spokój, to jest tylko kuzyn naszego Pawełka, który w
dodatku nie umie powiedzieć po polsku ani be ani me.
Mogłam się spodziewać, że w hotelu nowy gość wywoła sensację
przez to z kim jest spokrewniony. Nie spodziewałam się tylko, że powstanie tyle
domysłów na temat Noah. Podczas krótkiej rozmowy ze sprzątaczką poznałam już
różne wersje, ponoć uważali nowego gościa za gangstera, oszusta udającego kuzyna
Pawła, świadka koronnego, a nawet aktora po operacji plastycznej. Ludzie,
szczególnie w takich miejscach mają bujną wyobraźnię i chociaż zazwyczaj nie
interesuje ich życie gości, to tym razem stało się inaczej. Noah wywołał u
wszystkich nagłe powiększenie się wyobraźni.
– Damian, wiesz co? Może ty już lepiej przestań myśleć, bo
zaczynasz gadać głupoty. Dobrze wiem, co ci się pląta po tym móżdżku, ale on
naprawdę nie jest żadnym świadkiem koronnym – mówię i prawie od razu słyszę
ironiczny głos mojego szefa.
– A skąd ta pewność?
Zamieram i patrzę na rozbawionego Damiana, który zamiast mi
w jakiś sposób pomóc, to tylko wszystko obserwuje. Odwracam się i spoglądam na
Pawła i towarzyszącego mu kuzyna. Wyglądali na rozbawionych, chociaż przecież
Noah nie mógł zrozumieć tego, co powiedziałam.
– To chyba oczywiste, nikt marzący o bezpieczeństwie nie
przyjechałby tutaj. Z całym szacunkiem, ale kto miałby robić za ochroniarza,
Damian? Proszę cię, on nawet pająków się boi.
– Ej! – usłyszałam protest recepcjonisty, ale nic sobie z
tego nie zrobiłam.
– Masz rację, chyba powinienem zatrudnić kogoś do ochrony –
powiedział zamyślony Paweł, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
– Sam widzisz, że mam rację – mówię i od raz zmieniam temat.
– To jak? Gdzie dzisiaj mam pójść z naszym gościem?
Paweł zmarszczył czoło i na sekundę spuścił ze mnie wzrok,
żeby rzucić okiem na ubranego w garnitur Noah. Mężczyzna jednak tego nie zauważył
i wykorzystując chwilę ciszy, przywitał się ze mną skinieniem głowy i lekkim
uśmiechem.
– Nie – odpowiada Paweł po dłuższej ciszy. – Wolałbym,
gdybyś pojechała do centrum i wyjaśniła sprawę mojej zaginionej paczki. To jest
bardzo ważne, nie chcę powierzać tego komuś, kto nie potrafi się kłócić.
– A ja niby to potrafię? – pytam z powątpiewaniem.
Paweł wzrusza ramionami i uśmiecha się rozbrajająco, mówiąc
krótko:
– W końcu mieszkasz z Adrianem.
A
środa, 7 października 2015
2.1 – dodatkowy rozdział
Lisa
Późnym popołudniem siedziałam z Ashley na trybunach i jedząc
musli prosto z opakowania, oglądałyśmy trening chłopaków. W skrócie
podsumowując przebieg meczu, ciągle biegali za piłką, co jakiś czas przerywając
po to żeby kłócić się o strzelonego gola.
– Myślisz, że kiedyś im się to nudzi? – zapytała wyraźnie
znudzona Ashley.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na przyjaciółkę, która
pochylała się nad swoim telefonem. Ciemne włosy z delikatnym sombre miała jak
zwykle idealnie wyprostowane, podobnie było z paznokciami, które zawsze
wyglądały idealnie dzięki częstym wizytom u kosmetyczki.
– Obawiam się, że mogliby to robić całymi dniami, a i tak
nie mieliby tego dosyć.
Ashley podniosła głowę i skrzywiła się patrząc na boisko. Ze
sportem miała tylko tyle wspólnego, że umawiała się z zawodnikami, a
przynajmniej tak było w zeszłym roku, bo teraz zachowywała się tak jakby
postawiła na celibat.
– Dlaczego Aleks nie ma dziewczyny?
Spojrzałam na nią zdziwiona, nigdy nie poruszałyśmy tego
tematu, ale rzeczywiście Aleks trzymał się na uboczu w tej dziedzinie życia
towarzyskiego. To nie było też tak, że dziewczynom się nie podobał, bo należał
do reprezentacji szkoły, był nie tylko sportowcem, ale też muzykiem, a to
działało na wiele dziewczyn.
– Sama nie wiem – wzruszyłam ramionami i oparłam się o
krzesło, szukając uważnie na boisku swojego przyjaciela.
– Nasza paczka ma pecha odkąd nie ma tutaj Thomasa, wszyscy
są samotni i zgorzkniali – wycedziła wściekła przez zęby.
Opuściłam głowę i zamknęłam oczy, nie chciałam o tym myśleć.
Thomas odszedł i to przeze mnie. Nie miałam nawet okazji z nim porozmawiać o
tym wszystkim, co się stało.
– Przepraszam – odezwała się Ashley. – Ale jestem na niego
wściekła, nie mogę wierzyć, że wyjechał bez pożegnania, przez niego cierpiałaś.
– Nic mi nie jest – powiedziałam szybko chcąc zakończyć
temat i z ulgą zauważyłam, że chłopcy rozeszli się do szatni. – Chodźmy w końcu
skończyli grać.
Razem z Ashley zeszłyśmy z trybun i wyszłyśmy na parking,
gdzie chwilę czekałyśmy przed samochodem Aleksa. Dzisiaj mieliśmy w planach
oglądanie całą paczką filmów w jego domu, brakowało tylko Cartera, który zapadł
się pod ziemię.
– Co słychać dziewczyny, podobał wam się mecz? – przywitał
nas radośnie przyjaciel Aleksa.
– Ridge! – podbiegłam do chłopaka i go przytuliłam.
Znałam go długo, podobnie jak większość ludzi z drużyny.
Często się widywaliśmy, ponieważ swego czasu często chodziłam wszędzie razem z
Aleksem. Ridge nie był podobny do mojego przyjaciela, bo miał rude włosy i był
bardziej napakowany, co zawsze odczuwałam, gdy brało mu się na wygłupy i
podrzucał mnie tak jakbym była piórkiem. Nienawidziłam takich zabaw.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie i w międzyczasie siknął
Ashley na przywitanie.
– Koniec tych czułości – Aleks wszedł między nas i
delikatnie uderzył pięścią w klatę przyjaciela na to tamten się roześmiał.
– Nie możesz mieć naszej kruszynki tylko dla siebie,
pamiętaj że jest to honorowa siostra nas wszystkich.
– Naprawdę Ridge, skąd ty bierzesz jeszcze siłę na wymyślanie
takich rzeczy.
– Nic nie wymyślam, a trening nie był zły, to ty wyszedłeś z
formy.
– Jasne – odparł naburmuszony Aleks i bez słowa wsiadł za
kierownicę swojej Mazdy.
– Co mu jest? – zapytałam szeptem kolegi, ale on tylko
wzruszył ramionami.
Przytuliłam się na pożegnanie do Ridge i usiadłam obok
Ashley w samochodzie Aleksa. Żadna z nas nie zaryzykowała i nie usiadła obok
wkurzonego bruneta, który wyładował swoją złość jazdą niezgodną z przepisami.
Ashley pochyliła się w moją stronę i cicho zapytała:
– Myślisz, że to coś poważnego?
– Może dostał okres? – zapytałam w odpowiedzi i obie
wybuchłyśmy śmiechem.
Samochód gwałtownie zahamował przed niedawno wybudowanym
blokiem. Zdzwione spojrzałyśmy na siebie wymieniając niemo swoje obawy. Aleks
ani nikt, kogo znałyśmy tutaj nie mieszkał.
Aleks
Byłem wściekły, od kiedy po treningu zaczepiła mnie Trina i
potrzepując zalotnie rzęsami zaczęła sączyć swój jad. Widząc mój brak
zainteresowania jej osobą zaczęła mówić o Lisie, co mnie tylko podminowało.
Musiałem sprawdzić, czy to co mówiła jest prawdą.
Uderzałem w drzwi raz po raz niecierpliwiąc się coraz
bardziej, mógłby otworzyć za pierwszym razem, a nie czekać nie wiadomo na co.
Dopiero po pięciu minutach usłyszałem jak zamek się przekręca, a drzwi się
otwierają i moim oczom ukazuje się brunet z obwiązanym w biodrach ręcznikiem.
Nie wytrzymuję ciśnienia i uderzam go na dzień dobry pięścią w twarz.
Santos cofa się pod siłą uderzenia, ale po chwili dochodzi
do siebie i otwierając szerzej drzwi, mówi:
– Wejdź i z łaski swojej nie wal mnie już po mordzie.
– Zaraz muszę wracać, bo dziewczyny czekają na mnie w
samochodzie.
Chłopak zamrugał oczami i poprowadził mnie do pokoju, z
którego wyszedł na chwilę po to, żeby nałożyć spodnie. Rozejrzałem się szybko i
stwierdziłem, że jego mieszkanie jest idealnie bezosobowe, oprócz
porozrzucanych ciuchów, telewizora, kanapy i szaf, nic tutaj nie ma. Czekałem
na niego niecierpliwie, a kiedy już się pojawił, oparł się niedbale o ścianę i
mierząc mnie uważnie wzrokiem, zapytał:
– Czy mogę wiedzieć, za co mi się dostało?
– To prawda, że założyłeś się o to, że w ciągu miesiąca
prześpisz się z Lisą?
– Najpierw bijesz, a potem się pytasz?
– Odpowiedz – powiedziałem ostrzej niż zamierzałem.
– Nigdy nie założyłbym się o coś takiego i nie chodzi tylko
o Lisę, może i jestem dupkiem, ale nie ranię dziewczyn dla zabawy.
– To dobrze – westchnąłem czując ulgę.
Lisa była dla mnie jak siostra, nie chciałem, żeby znowu
cierpiała, a gdy tylko usłyszałem słowa Triny poczułem taką złość, że nic do
mnie nie dochodziło. Tak naprawdę jednak byłem zły na siebie, bo ostatnim razem
nie udało mi się zapobiec temu, co się stało. Ufałem, że Thomas będzie dla niej
dobry, a jednak złamał jej serce. A ja głupi nawet nie zauważyłem, że coś
między nimi jest nie tak.
*
– Anabelle, moja piękna Anabell... –
podśpiewywał sobie pod nosem Aleks.
– Ile razy mam ci powtarzać, że nie ma takiej piosenki?!
Tego dnia denerwował mnie ja nigdy wcześniej. Chodził
przybity i kłócił się ze mną, upierał się że piosenki, które zaczął nucić,
leciały rano w radiu. Zobaczywszy Ashley uśmiechnęłam się i podbiegłam do niej
szybko.
– Ratuj – powiedziałam nim dołączył do nas Aleks. –
Zwariował, to ostatnie stadium przed psychiatrykiem.
Szatynka podniosła głowę znad komórki i uniosła zdziwiona
brwi. Powędrowała swoim spojrzeniem w stronę Aleksa i skrzywiła się tak jakby
poczuła coś cuchnącego.
– Śmierdzi tutaj depresją – powiedziała głośniej, żeby
chłopak usłyszał.
– O co wam dzisiaj chodzi? Jestem normalny.
– W takim razie mam dla ciebie zadanie – powiedziała
uśmiechając się sztucznie. – Znajdziesz Cartera – rozejrzała się po korytarzu i
dodała: – Mam wrażenie, ze mnie unika. Rano jak go zawołałam na parkingu, to
zaczął nagle biec jakby bał się spóźnienia na lekcje.
– Co mu zrobiłaś? – zapytałam prosto z mostu.
– Nic! – odpowiedziała szybko podnosząc do góry ręce, nawet
tą, w której trzymała komórkę. Czasami zastanawiałam się czy istnieje siła
mogąca oderwać ją od tego urządzenia.
– I tak bez powodu widziałam go na parterze pomimo, że ma
teraz zajęcia na ostatnim piętrze?
– Dzięki! Pewnie zaopatrza się w zapasy jedzenia –
pocałowała mnie w policzek i pobiegła w dół schodami.
Odwróciłam się chcąc powiedzieć coś do Aleksa, jednak jego
już nie było. Znudzona poszłam do klasy, gdzie usiadłam obok Santosa. Przywitał
mnie swoim uroczym uśmiechem i małym przekupstwem w postaci rodzynków w
czekoladzie.
– Pycha – mówię, podczas gdy nauczyciel kończy sprawdzać
obecność.
– Winston! – krzyczy groźnie, a ja razem z nim rozglądam się
po pomieszczeniu za Carterem.
A jednak go dopadła – przechodzi mi przez myśl
zanim drzwi sali otwierają się gwałtownie. Naszym oczom ukazuje się zziajany
blondyn, który mechanicznie przepraszając za spóźnienie siada ławkę przede mną.
Może to nie byłoby dziwne, gdyby nie fakt, że nigdy tutaj nie siadał, to nie
było jego miejsce.
Nie muszę długo czekać żeby się wszystkiego dowiedzieć, bo
gdy nauczyciel wychodzi na chwilę do sąsiedniego pomieszczenia po mapy, Carter
odwraca się do mnie. Wygląda na przerażonego, przeczesuje nerwowo ręką swoje
blond włosy i ściszonym głosem, mówi:
– Pomóż mi, ona nie daje mi spokoju. Ostatnio ciągle czegoś
ode mnie chce. Wczoraj rozmawiałem z dziewczyną z młodszej klasy, a Ashley
podeszła do nas i uwiesiła się na mojej szyi, po czym zaczęła paplać o wyjściu
na miasto. Powiedz jej coś! Odstraszy ode mnie wszystkie dziewczyny ze szkoły!
– Ashley stała się zaborcza? – zastanowiłam się chwilę
próbując wykluczyć oczywisty powód, jednak nie udało mi się to i musiałam
zaryzykować, mówiąc: – Może podobasz się jej?
– Niemożliwe, kiedyś chciałem zaprosić ją na randkę, ale mnie
wyśmiała i powiedziała, że jesteśmy przyjaciółmi, nawet mi to przeliterowała.
Santos podchwycił temat i wymachując długopisem, zaczął
mówić:
– Koleś, myślę że Lisa może mieć rację. Dziewczyny są
dziwne, czasami muszą trochę pobyć zazdrosne, żeby zrozumieć, że im zależy.
– Zazdrość?! – pociągnął się za włosy i niepocieszony,
dodał: – Jej odkrywanie uczuć mnie wykończy. Będę s-k-o-ń-c-z-o-n-y w tej
szkole. Widzicie? Nawet literowanie mi się udzieliło. Lisa, ratuj.
– A co ja mogę zrobić?
Spojrzałam na Santosa, który próbował się nie uśmiechać,
jednak nie udawało mu się to i kącik jego ust raz po raz podnosił się do góry.
– Porozmawiam z nią – obiecałam.
Reszta lekcji przebiegła spokojnie, razem z dźwiękiem
dzwonka wstałam i zaczęłam się pakować. Santos wyszedł razem ze mną. Poczułam w
brzuchu motyle, byłam podekscytowana za każdym razem, gdy poświęcał mi uwagę
ignorując przy tym inne wzdychające do niego dziewczyny. Nie żebym wzdychała do
niego, po prostu uważałam, że jest interesujący. Tak, to sztywne określenie
wcale nie wzbudza podejrzeń.
– Możemy porozmawiać? – zapytał, a ja przytaknęłam głową.
Poszliśmy do auli, która w zwyczajne dni była pusta. Nikt
tutaj nie przychodził, to było idealne miejsce na prywatną rozmowę. Usiadłam na
jednym z krzeseł i zachęcająco uśmiechnęłam się do Santosa.
– Chciałbym z tobą porozmawiać o tym, co się stało parę
tygodni temu, gdy Aleks przerwał nam w bieganiu.
Inaczej pamiętałam tamto zdarzenie, ale potulnie poruszyłam
głową na znak żeby kontynuował.
– Poszedłem do szatni i... – spojrzał na swoje dłonie i
mocno zacisnął usta. – Aleks mi wtedy pomógł.
Nie wiedziałam co ma na myśli, nie miałam pojęcia, że miał
jakieś problemy.
– O czym ty mówisz?
– Zdzielił mnie z liścia w twarz, bo nieźle odpłynąłem.
Powiedział potem, że w dzieciństwie działo się z tobą to samo – spojrzał na
mnie z nadzieją i zapytał: – Jak ci się udało to pokonać?
Wzruszyłam ramionami. Postanowiłam przy najbliższej okazji
udusić Aleksa, jednak mleko się rozlało i musiałam jakoś z tego wybrnąć.
– Nie powiesz o tym nikomu? – zapytałam niepewnie.
– Oczywiście, że nie.
– Nadal to się dzieje, po prostu Aleks tego nie widział od
bardzo dawna.
– Nie rozumiem, skąd wiesz, że oni przyjdą. Dla mnie to
wszystko jest zawsze zaskoczeniem, próbuję się bronić, ale jestem za słaby.
Podkuliłam nogi i otoczyłam rękami swoje kolana. Dobrze
pamiętałam jak nauczyłam się blokować głosy i obrazy, jednak nie doszłam do
tego sama. Głos, który często słyszę w głowie, powiedział mi co mam robić,
jednak nie mogłam mu tego powiedzieć, nikt o tym nie wiedział.
– Myślę o miłości – powiedziałam cicho i spojrzałam prosto w
ciemne oczy chłopaka. – Przypominam sobie jak to jest czuć obecność kogoś, kogo
kochamy z całego serca. Przypominam sobie te wszystkie osoby, które obdarowały
mnie tym uczuciem i nagle staję się spokojna, wszystko znika.
Santos wstał i podniósł mnie z krzesła. Przyciągnął mnie do
siebie i mocno przytulił. Nie wiedziałam jak to możliwe, że też przeszedł przez
to co ja, ale cieszyłam się, że mogłam mu pomóc.
Zamknęłam oczy i delektowałam się zapachem chłopaka.
Chciałam wtopić się w niego i nie musieć już czuć bólu. Nie znałam go dobrze,
ale od czasów Thomasa był pierwszą osobą, którą mogłabym pokochać.
A
4.1 – dodatkowy rozdział
Santos
Siedziałem w niewielkim pokoju naprzeciwko Anabelle i
popijałem już trzecią szklankę soku. Miała w tym mieszkaniu bardzo dużo półek,
na których były książki, zdjęcia i różnego rodzaju rękodzieła, nawet pachniało
dziwnie, jakimiś kadzidełkami. Ten wystrój był diametralnie inny od tego, który
preferował mój ojciec.
– Kim jest ten cały Thomas? – zapytałem w końcu.
– Jaki Thomas?
Podniosła wzrok znad okularów w czarnych oprawkach i
przyjrzała mi się badawczo. Wierciłem się na fotelu nie wiedząc jak zacząć,
więc w końcu powiedziałem najprościej jak się dało:
– Chodzi mi o chłopaka, który spotykał się z Lisą.
– Ach tak... – uśmiechnęła się przebiegle i przygryzła
końcówkę czerwonego długopisu, którym przed chwilą sprawdzała czyjąś pracę. –
Oczywiście, że chodzi o Lisę.
– To jak, dlaczego ten chłopak jest w szkole tematem tabu?
Ciotka zmarszczyła czoło i przez chwilę zastanawiała się nad
czymś, stukając przy tym równomiernie długopisem o blat stołu.
– To nie był zwykły chłopak... – potrząsnęła szybko głową i
już normalnym tonem, powiedziała: – Wszyscy myśleli, że tak jak planował
pojechał do ojca, jednak we wrześniu nie wrócił do szkoły.
– Co się z nim stało?
– To jest nieistotne – powiedziała pewnie. – Zaczęły się
różne plotki, uczniowie którzy nie przyjaźnili się z Lisą, mieli jej za złe, że
przepłoszyła z miasta tak dobrego sportowca. A ona? Chodziła po szkole z
czerwonymi oczami i chociaż nigdy nie widziałam, żeby płakała publicznie, to na
pewno wylała sporo łez.
– Nadal to przeżywa...
Anabelle potrząsnęła głową i położyła swoją dłoń na mojej.
– Odkąd pojawiłeś się w szkole jest weselsza, dobrze na nią
działasz.
– Skąd to wiesz? Wszystkich uczniów tak obserwujesz?
– Nie, tylko tych wyjątkowych – powiedziała tajemniczo i
wróciła do oceniania prac.
Lisa
Siedziałam w kawiarni z przyjaciółmi i próbowałam wyłowić
łyżeczką ciastko, które wpadło mi do herbaty. Od dawna przestałam się odzywać,
bo rozmowa zaczęła mnie nudzić, jedynie przysłuchiwałam się temu, co mówili.
– A widzieliście tych nowych? Wszystkie dziewczyny uganiają
się za tym całym Lucasem! – powiedział rozzłoszczony Noah.
Ashley oparła się o jego ramię i zdmuchnęła na bok jego
niesforne blond kosmyki. Od dziecka mieszkali naprzeciwko siebie i czasami
zachowywali się jak rodzeństwo, które często się kłóci, ale czasami potrafi
wytrzymać razem w jednym pomieszczeniu.
– Spokojnie, nie odbierze ci twoich dziewczyn.
– Jasne, to się jeszcze okaże.
– Mogę ci to zagwarantować, chłopak jest już kimś poważnie
zainteresowany.
Spojrzała na mnie prowokacyjnie, co nie wróżyło niczego
dobrego.
– Podsłuchałam jak dostaje mu się od Alyson za to, że łazi
za Lisą jak jakiś prześladowca zamiast zagadać jak normalny człowiek.
Oczy wszystkich przy stole momentalnie skierowały się na
mnie, za co z wdzięczności kopnęłam Ashley w jej kościstą nogę. Niestety po
moim uderzeniu Carter podskoczył jak oparzony.
– Za co?! – wydarł się na mnie.
– Myślałam, że to noga Ashley.
– Dzięki, następnym razem pomylisz mnie z małą syrenką, albo
z kopciuszkiem.
– Nie wiedziałam, że zostały zaproszone na nasze spotkanie.
Zastanawia mnie tylko kto je ożywił, jak się dowiesz to daj znać, chciałaby
poznać księcia z bajki.
– Och, skarbie – powiedziała słodko Ashley. – Nie
potrzebujesz księcia, przecież masz dwóch wspaniałych chłopaków, którzy za tobą
szaleją.
– Tylko z żadnym mnie nic nie łączy – odpowiedziałam, a ona
zaczęła się śmiać.
– To tylko kwestia czasu, spójrz.
Wyciągnęła do przodu palec wskazujący. Zakodowałam, że jej
paznokieć jest wystarczająco daleko, żeby nie zrobić mi krzywdy i z trochę
mniejszymi obawami odwróciłam głowę. W wejściu stał Santos, miał lekko mokre
włosy, które będąc w zwyczajnym nieładzie, wyglądały lepiej niż zwykle.
– Zagadaj do niego – rozkazała.
Spojrzałam błagalnie na Aleksa, który w odpowiedzi tylko
wzruszył ramionami. Nie wierzyłam, że nawet on jest po jej stronie. Nim się
obejrzałam Ashley podniosła rękę do góry i pomachała do chłopaka.
– Santos, dosiądź się do nas! – krzyknęła na całą kawiarnię.
Zasłoniłam oczy dłonią i bardziej poczułam niż zobaczyłam
jak Santos siada na jedynym wolnym miejscu przy naszym stoliku, obok mnie.
– Cześć – przywitał się i szturchnął mnie delikatnie
łokciem. – Wiesz, że jak zasłonisz twarz, to nie stajesz się niewidzialna?
– Dzięki za uświadomienie mnie, teraz będę wiedziała,
dlaczego zawsze muszę iść do tablicy na matematyce.
Santos wyszczerzył zęby, a ja przewróciłam oczami. A
wydawałoby się, że stroni od ludzi, a nie rzuca żartami w towarzystwie prawie
obcych mu osób.
– Właśnie rozmawialiśmy o nowych uczniach – powiedziała
przesłodzonym głosem Ashley i oparła podbródek na zaplecionych dłoniach.
Chłopak spiął się, nie byłam pewna dlaczego tak na niego
działało każde nawiązanie do nowych uczniów. Zauważyłam to już w szkole, jak
widzi Lucasa, to prawie rzuca mu się do szyi, zresztą z wzajemnością. Z
jakiegoś powodu się nie lubią.
– Nie przepadam za nimi – wymruczał w odpowiedzi.
– Za nimi czy za Lucasem? Widziałam jak dzisiaj na stołówce
stanęliście naprzeciwko siebie i zamiast się wyminąć, czekaliście aż przejście
się przed wami rozstąpi. Naprawdę, gdyby Anabelle ciebie nie dopadła, to
stałbyś tam nie wiadomo jak długo.
– Zlituj się, po prostu go nie lubię.
– Ale dlaczego? – kontynuowała przesłuchanie.
Wiedząc, do czego to prowadzi, wstałam i łapiąc Santosa za
rękę oznajmiłam im, że wychodzimy. Mój plan nie zakładał gdzie się udamy dalej,
a był tak paskudny dzień, że spacer odpadał. Na szczęście Santos zaproponował,
żebyśmy weszli do sąsiedniej knajpy, w której od razu zamówiliśmy frytki i
colę.
Rozejrzałam się uważnie po ciemnym pomieszczeniu, na
ścianach były poprzyczepiane płyty i plakaty reklamujące koncerty, ale
najważniejsze było to, że znaleźliśmy miejsce, w którym nikt nam nie
przeszkadzał.
– Przepraszam, Ashley przez tą całą sprawę z Carterem stała
się nieznośna.
– Naprawdę? Nie zauważyłem – powiedział rozbawiony.
Zamknęłam oczy i oparłam się o zagłówek skórzanej kanapy, na
której siedzieliśmy. Santos przysunął się do mnie i położył na moim ramieniu
swoją dłoń.
– Lisa? – zapytał nieśmiało.
– Tak? – odparłam nie otwierając oczu.
– Chciałbym cię lepiej poznać.
Otworzyłam gwałtownie oczy i spojrzałam na jego poważną
minę. Zarzuciłam na plecy swoje brązowe włosy i chwilę zastanawiałam się nad
tym jak powinnam zareagować na jego słowa.
– Jak to lepiej poznać? – zapytałam powoli.
– No wiesz – uśmiechnął się i wzruszył ramionami. – Podobasz
mi się.
Nie wiem czemu, ale zaczęłam się śmiać i co gorsza nie
mogłam przestać. W końcu widząc zdezorientowaną minę Santosa uspokoiłam się
odrobinę i mocno się do niego przytuliłam. Nie chciałam, żeby pomyślał, że nie
chcę tego. Mamy już Cartera i Ashley, niepotrzebna nam w paczce kolejna nie
para, która uprzykrza sobie nawzajem życie. Tak, oni ze swoimi
nieporozumieniami są ostatnimi osobami, z jakich chciałabym brać przykład.
A
5.1 – dodatkowy rozdział
Lisa
Santosa nie było w
szkole, napisał mi rano, żebym się nie martwiła, bo potwór jeszcze nie
przyjechał. Uwierzyłam mu, nie miałam powodu żeby mu nie wierzyć, jednak dzień
spędzony bez niego nie napawał mnie przesadnym optymizmem.
Spędzałam za to
więcej czasu ze swoją paczką. Podczas rozmowy Cartera i Aleksa razem z Ashley
siedziałyśmy na parapecie. Próbowałam wsłuchać się w rozmowę przyjaciół jednak
nic nie zrozumiałam oprócz tego, że wyszła chyba jakaś nowa gra. Natomiast
Ashley jak to ona, siedziała właśnie na Instagramie, wybierając filtr do
swojego nowego selfie.
– Idzie twój książę
– powiedziała nie odrywając wzroku od telefonu.
Spojrzałam do góry i
nie wiem, co mnie bardziej zdziwiło, Lucas idący w moją stronę, czy to, że Ashley
zauważyła go bez odrywania oczu od ekranu smartphone.
– Cześć – przywitał
się ze wszystkimi nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.
Aleks i Carter nawet
go nie zauważyli zajęci rozmową, a Ashley najzwyczajniej w świecie zignorowała
jego obecność. Mając świadomość jacy przyjaźni są moi przyjaciele, zeskoczyłam
z parapetu i podeszłam do Lucasa. Dzisiaj miał na sobie jasne jeansy i białą
bluzkę z krótkim rękawem. Nie miałam pojęcia jakim cudem nie zamarza, ja miałam
dzisiaj na sobie gruby czerwony sweter, a i tak chwilami zgrzytałam zębami z
zimna.
– Co słychać? –
zapytałam, gdy stałam już twarzą w twarz z chłopakiem.
– Pomyślałem, że
może… – zbliżył się do mnie o krok i nachylił się nade mną, wywołując szybsze
kołatanie mojego serca. – Dasz się zaprosić na szybką kawę? Do końca przerwy
zostało dziesięć minut.
Spojrzałam w jego
błękitne oczy i nim całkowicie w nich zatonęłam, odpowiedziałam:
– Jasne, ale musimy
się pośpieszyć.
Przechodzący obok
nas chłopak spojrzał się zdziwiony na mnie, a ja zdając sobie sprawę z tego co
sobie pomyślał, zakryłam szybko swoje usta dłońmi. Jeszcze mi tego brakuje,
żeby gadali o moich nieprawdziwych schadzkach w szkole.
Lucasa moje
zachowanie tylko rozbawiło i nie zwracając uwagi na moje otępienie, objął mnie
w pasie i zaczął iść w stronę automatu. Niestety, ale tutaj mogliśmy liczyć
tylko na taką kawę. Nie zdążyłam powiedzieć, jaką chcę kawę a on jakby czytając
mi w myślach wybrał espresso bez cukru. Podał mi gorący kubek, a nasze palce na
chwilę się dotknęły. Poczułam lekkie kopnięcie prądu i spojrzałam na niego
zdziwiona. Położył dłoń u dołu moich pleców i nachylił się nade mną,
uwodzicielsko szepcząc do mojego ucha:
– Widzisz jak iskrzy
między nami?
Chciałam się
odsunąć, ale nie mogłam. Odgarnęłam kosmyki swoich włosów za ucho i próbowałam
obudzić swój mózg do pracy, bo najwyraźniej zaspał.
– Tak bardzo
chciałbym cię teraz pocałować, ale nie mogę.
Słysząc jego słowa
odwróciłam głowę w inną stronę. Nie mogłam na niego patrzeć, nie chciałam też
tego słuchać. Nie potrzebna mi była telenowela, chciałam żeby coś było między
mną i Santosem, a nie Lucasem.
– Nie wiesz, co
mówisz.
Dotknął wierzchem
dłoni mojego policzka i uśmiechnął się smutno. Czułam jak w kąciku moich oczu
pojawia się łza. Nie było mi smutno, po prostu nie potrafiłam odnaleźć się w
sytuacjach stresowych, a ta do takich należała.
– Uwierz mi, długo o
tym myślałem – powiedział nie patrząc na mnie, po czym odwrócił się i bez słowa
wyszedł ze szkoły.
Lucas
Nie wiem co sobie
myślałem, chyba po prostu nie spodziewałem się, że zareaguje w ten sposób. Za
bardzo się pośpieszyłem, ale nie chciałem czekać aż na dobre zwiąże się z tym
idiotą.
Uderzyłem mocno
pięścią w ścianę budynku, ale nie poczułem bólu, a przynajmniej moje ciało go
nie czuło, bo dusza już dawno rozerwała się na kawałki. Boże, co ona ze mną
robi? Nie wiem co pocznę, jeśli nie będę mógł się do niej zbliżyć tak jak tego
pragnę. Myślałem, że patrzenie na nią z góry jest trudne, ale widywanie jej
codziennie i przyglądanie się jak z każdym kolejnym dniem oddaje Santosowi
kolejny kawałek swojego serca, jest o wiele gorsze.
– Może Gabriel miał
rację i nie powinniśmy się wtrącać – zaczęła spokojnie Alyson. Przywykłem już
do tego, że pojawiała się nie wiadomo skąd, żeby pobawić się w psychologa,
rozwiązując moje problemy.
– Nie miał racji,
nic mi nie jest.
Brunetka spojrzała
na mnie nieprzekonana i czule dotknęła mojego ramienia. Ostatnio coraz częściej
irytowało mnie jej zachowanie, ale cieszyłem się, że była tutaj ze mną.
Przebywając na Ziemi w ludzkich ciałach upodobniamy się do nich, a dla aniołów,
które nie przywykły do ludzkich ograniczeń, jest to naprawdę trudne.
– Lucas, ty
cierpisz.
Zaśmiałem się
histerycznie, oczywiście że cierpiałem. To uczucie nie było dla mnie niczym
nowym. Od czasów buntu i zejścia na Ziemię, gdzie spłodziliśmy swoich potomków,
nic nie jest takie samo. Część moich braci stanęła przeciwko nam, a niektórzy
tak jak Razier, zginęli w walce. Naprawdę trudno jest pokonać anioła, dlatego
ta strata była bardzo dotkliwa, nikt się nie spodziewał, że w taki sposób
stracimy swoich braci.
– Powiesz jej kim
jest?
Otarłem oczy, żeby
pozbyć się mgły, która utrudniała mi widzenie. Nawiązała do jednego z powodów,
dla których tu przybyłem, ostatnio dużo myślałem o konsekwencjach wyjawienia
prawdy i zacząłem wątpić w to czy powinienem porozmawiać z nią o tym wszystkim.
– Jeszcze nie teraz
– odpowiadam szybko.
– Masz rację,
jeszcze nie jest gotowa.
– Nie? – pytam, nie
zwracając uwagi na uniesione brwi Alyson.
– Wpatrujesz się w
nią cały dzień, a nie zauważyłeś, że boi się swoich mocy? Lucas, jeżeli teraz
jej to powiesz, to zamrozi czas ze zwykłego lęku. Tym razem nie będzie obok
Thomasa, który jej pomoże.
– Co chcesz
powiedzieć? – zapytałem podejrzliwie.
– Jest jej
przeciwieństwem, tylko on może jej pomóc. Wiedząc to odesłałeś go stąd, żeby
nie zadawała pytań i nie rozjuszyła swojej mocy.
– Więc teraz to jest
moja wina?
– Tak, zaakceptuj w
końcu to, że nie jesteś obiektywny i sam sobie szkodzisz. Musisz myśleć teraz o
czymś więcej niż o uczuciu do tej dziewczyny.
– O czymś więcej,
mówisz.
– Tak, może wtedy
wszystko zacznie się znowu układać.
*
Lisa
Wczorajsze zachowanie Lucasa postanowiłam zignorować,
zapomnieć o tym, wyrzucić siłą ze swoich myśli. I właśnie dlatego otwierając
drzwi wcale nie myślałam o blondynie i jego nieziemskich błękitnych oczach.
Nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby o nim pomyśleć. No dobrze, może jednak
myślałam o nim, ale nie chciałam tego.
Wracając do rzeczywistości, otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się
szczerze do chłopaka, który stał naprzeciwko mnie. I nie, nie był to Lucas, a
Santos. Zaprosiłam go do środka i poszłam do kuchni, żeby zaparzyć kawę. Ach,
kawa. Teraz ten napój będzie mi się źle kojarzył.
– Rozmawiałem z Carterem.
Odwróciłam się zdziwiona i przyjrzałam twarzy Santosa,
wyglądał na szczerze rozbawionego moim zachowaniem. Podszedł do mnie i objął
mnie czule. Wciągnęłam szybko powietrze i zaciągnęłam się zapachem jego perfum.
Dziwne, wcześniej nie zauważyłam, że używa tak mocnego zapachu.
– Nie jestem odludkiem, a Aleks ponoć przestał odbierać od
niego telefony, bo ma dosyć słuchania o Ashley.
Zaśmiałam się i przytuliłam do klatki piersiowej chłopaka,
próbując w ten sposób stłumić mój rechot.
– Nie wiem, czy chcę słyszeć co wymyślili.
– Uwierz mi, chcesz wiedzieć. Jak Ashley dowie się, co
zrobił to przestanie do niego wzdychać.
Od razu podniosłam głowę do góry i spojrzałam w ciemne oczy
chłopaka, wyczuwając kłopoty.
– Co ten idiota zrobił?!
– Umówił się z jakąś Triną, ponoć Ashley jej nienawidzi.
– Czy on ma jakieś braki, problemy z mózgiem, a może
postanowił wykonać na sobie harakiri?!
– Hara-co?
– Rytualne samobójstwo chińskich wojowników.
– Obawiam się, że to może nie wystarczyć, Ashley dopadnie go
nawet na drugim świecie.
Westchnęłam i usiadłam na blacie. Miał rację, dni Cartera
były policzone, bo gdy Ashley się o tym wszystkim dowie, to poruszy niebo i
ziemię, żeby go dopaść. Nie zauważyłam, gdy Santos zbliżył się do mnie i
położył ręce na blacie, wpychając mnie w swoją pułapkę.
Dopiero po dłuższej chwili przyjrzałam mu się dokładniej,
tak jak zawsze i dzisiaj był ubrany w czarne spodnie i czarną koszulkę
opinającą ciasno jego subtelne muskuły. Nie był tak napakowany jak koledzy
Aleksa, ale nie był też jakimś chuderlakiem. Przysunęłam się na krawędź blatu i
zaplotłam ręce na jego szyi. Uśmiechnął się figlarnie i zbliżył się do mnie
jeszcze bardziej. Nasze usta dzieliły jedynie centymetry, czułam na swoich wargach
jego szybki oddech. Spojrzał na mnie ostatni raz jakby czekając na pozwolenie i
musnął delikatnie moje usta. Po chwili już śmielej zaczął mnie całować, a ja
oddałam mu pocałunek i zaplątując nogi wokół jego bioder. Napawałam się tym
cudownym pocałunkiem, który z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej
namiętny i chaotyczny.
– Idźcie się pieprzyć do sypialni, tutaj się je – usłyszałam
zirytowany głos kuzynki.
Wyjrzałam zza Santosa i spojrzałam na blondynkę stojącą w
wejściu do kuchni z torbą zakupów. Nawet nie usłyszałam, gdy weszła do domu,
wtedy może udałoby mi się uniknąć tej krępującej sytuacji. Santos odsunął się
ode mnie, a ja zeskoczyłam z blatu i podeszłam do Julii. Nadal miała na sobie
różową kurtkę i botki, wyglądałaby nawet normalnie, gdyby nie miała lekko
rozmazanego makijażu. Nie wyprosiłam jednak Santosa po to, żeby kuzynka mi się
zwierzyła, bo w naszej rodzinie tak nie funkcjonujemy. Postanowiłam udawać, że nic
nie zauważyłam.
– My tylko się całowaliśmy, nic więcej nie było, przysięgam
– odwróciłam się w stronę Santosa i przedstawiłam mu Julię. – Santos, to jest
moja kuzynka, Julia. Julio…
– Tak wiem, Santos – podeszła do niego bliżej i ze
zmrużonymi oczami, wycedziła przez usta: – Dużo o tobie słyszałam.
– I przynajmniej połowa jest prawdą – zażartował, na co
zgromiłam go wzrokiem.
– Bójki – zaczęła.
– Tak, to ja.
– Podpalenia
– Też ja.
– Niszczenie prywatnej własności.
– Tak.
– Zatrzymanie przez policję.
– Pięć razy.
– Gwałt.
Santos z marszu chciał przytaknąć, ale gdy dotarły do niego
słowa Julii zaprzeczył szybko głową i poważnie powiedział:
– Robiłem różne świństwa, ale kobiet nie krzywdzę.
– Jakoś ci nie wierzę – odpowiedziała, a ja nie wytrzymałam
i weszłam między tą dwójkę, oddzielając ich swoimi rękami.
– Możecie się uspokoić?
– To nie ja zacząłem! – tłumaczył się Santos.
– Nie obchodzi mnie czy się lubicie, ale nie chcę, żebyście
rzucili się sobie do gardeł, więc policzcie do dziesięciu i zmieńcie temat.
– Idę zdjąć buty – powiedziała rozeźlona Julka i wyszła z
kuchni.
– Spadamy stąd – rzuciłam szybko do Santosa i złapałam go za
rękę.
Z prędkością błyskawicy pobiegliśmy do mojego pokoju,
wolałam nie narażać się na ponowne rozdzielanie tej dwójki.
Santos
Zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Zawsze wyobrażałem
sobie pokój dziewczyny tak, że ma no nie wiem dużo szaf z ubraniami i różowe
dodatki. Pokój Lisy był całkiem inny niż moje wyobrażenia. Nad zwyczajnie
wyglądającym łóżkiem wisiały w czarnych ramkach zdjęcia, rysunki i cytaty, a na
przeciwległej ścianie znajdowało się biurko umiejscowione pomiędzy dwoma
regałami z książkami. Od razu usiedliśmy na łóżku. Nie było niezręcznie,
właściwie to Lisa usiadła po turecka i sprawdzała coś w komórce. Szturchnąłem
ją, a ona spojrzała na mnie zdezorientowana.
– Jak traktujesz gościa, może poświęciłabyś mi trochę swojej
uwagi.
– Ach tak, przepraszam – machnęła lekceważąco ręką i
odłożyła telefon na nocny stolik.
– To-o – zacząłem, a ona się uśmiechnęła.
Przytuliła się do mnie i nic nie mówiąc zamknęła oczy. No
pięknie, zaraz mi tutaj zaśnie.
– Lisa – powiedziałem cicho, ale ona nie zareagowała.
Zastanówmy się jak to o mnie świadczy, dziewczyna która mi
się podoba po paru sekundach po przytuleniu się do mnie, zasnęła. Miejmy tylko
nadzieję, że nie będzie spała tyle, co śpiąca królewna. Dobrze, ale co mogę
tutaj robić. Wszystkie urządzenia są wyłączone i otacza mnie cisza. Właściwie
to napiłbym się też czegoś. Tak trochę mnie suszy.
Zacząłem od odplątania oplecionych wokół mnie rąk Lisy, co
wbrew pozorom wcale nie było takie łatwe. Chwilę później, gdy byłem już
uwolniony, rozejrzałem się po pokoju za jakąś butelką z wodą, ale nic takiego
nie zobaczyłem. Chcąc nie chcąc wyszedłem po cichutku z pokoju, modląc się w
duchu, żebym nie spotkał po drodze blond diabła. Właściwie, to powinno się
nakręcić film na cześć Julii, nosiłby tytuł: Diabeł jest blondynką.
Niestety jak to już w moim życiu się zdarza, w kuchni stała
Julia rozmawiająca przez telefon. Szybko mnie zauważyła i na odczepnego
pożegnała się z rozmówcą.
– Kogo tu widzą moje piękne oczy.
– Tak, wiem jestem boski, ale autografów nie rozdaję.
Dziewczyna złowrogo zmrużyła oczy i znowu zaczęła mnie
maglować.
– Ponoć jesteś niezłym dupkiem.
– A ty niemową, najwyraźniej ludzie kłamią.
– Santos, ja nie żartuję. Nie podoba mi się, że latasz za
Lisą – podeszła do mnie i bez lęku spojrzała mi w oczy.
– Ona jest dobra, za dobra dla ciebie. Moja kuzynka nie
dokonała jeszcze wyboru, a ty zdecydowanie sprowadzisz ją na manowce.
– O czym ty mówisz?
– Jak to, nie wiesz? – zapytała rozbawiona. – Każdy Nefilim
musi dokonać wyboru, po której stanie stronie. Lisa jeszcze nie zna swojego pochodzenia,
ale zapewniam cię, że gdy się dowie nie będzie chciała się spotykać z synem
potępionego.
– Jak śmiesz – warknąłem rozjuszony, ale ona tylko się
zaśmiała.
– Widzisz, nawet nie umiesz się zachować podczas zwykłej
rozmowy, bo wychodzi z ciebie bestia. Nie wytrzymasz za długo grając
wymarzonego chłopaka Lisy, to cię zniszczy.
To cię zniszczy –
te słowa na dobre zagościły w mojej głowie, jednak nie mogłem pozwolić przejąć
im nade mną kontroli. Nie mogłem. Nie, ja nie chciałem zrezygnować z Lisy, była
moim światłem, dzięki niej w końcu poczułem, co to znaczy kochać. I chociaż nie
powiem jej tego, bo jest za wcześnie, to już dzisiaj wiem, że na zawsze skradła
moje serce.
A
11.1 – dodatkowy rozdział
– Aniołku, wszystko dobrze? – spojrzałam na przyjaciela i
wzruszyłam ramionami.
Siedziałam na parapecie swojego pokoju i nie czułam się
dobrze. Santos mnie pocałował, a ja głupia od tamtego momentu cały czas
ryczałam. Bałam się. Bałam się znowu zakochać.
– Nic nie jest dobrze – odpowiedziałam łamiącym się głosem i
ukryłam głowę w ramionach.
Aleks podszedł do mnie i otoczył mnie swoimi ramionami w
niedźwiedzim uścisku. Byłam mu wdzięczna za to, że zawsze był przy mnie, gdy
tego potrzebowałam.
– Jestem taką idiotką, sama siebie ranię, wiesz? Mało tego,
jestem tchórzem i nienawidzę tego.
– Przesadzasz, oglądamy Pretty Little Liars czy Doctor Who? – powiedział jakbym przed chwilą nie
użalała się nad sobą.
– To mój paskudny dzień, nie będę oglądała twoich
serialików. Włącz mojego ukochanego doktorka.
– Jesteś okrutna.
– Wiem.
W taki oto sposób spędziliśmy parę godzin na nadrabianiu
zaległych odcinków Doctor Who.
Leżałam zawinięta w koc i przytulałam się do klatki piersiowej Aleksa.
Właściwie, to w środku jednego z odcinków zaczęłam przysypiać, w czym
skutecznie przeszkodziła mi Julia, która z impetem wpadła do mojego pokoju.
– Daj mi na chwilę swój telefon, muszę do kogoś zadzwonić.
– Masz swój – odparłam niewzruszona.
– Nie mam numeru tej osoby.
Podniosłam powoli głowę zza Aleksa i przyjrzałam się mojej niespotykanie
nadpobudliwej kuzyneczce. Właściwie to już oczami wyobraźni widziałam jak
podskakuje w miejscu jak napalona nastolatka.
– Mowy nie ma. Numery chłopaków z drużyny są tajne.
– Nie chcę do nich dzwonić – powiedziała machając
lekceważąco ręką. – Muszę ostrzec Cartera przed złem wcielonym.
– Ashley?
– Gorzej, podsłuchałam jak Ashley rozmawia z Triną! Z jakiegoś
powodu obie są na niego złe, coś odkryły, a on o tym nie wie.
W tym samym momencie razem z Aleksem odwróciliśmy głowy i
patrząc na siebie przerażeni, powiedzieliśmy:
– Dzwoń!
Julia przytaknęła i chciała wyjść z mojego pokoju, ale pewna
myśl pojawiła się w mojej głowie i od razu ją zatrzymałam.
– Młoda, poczekaj – spojrzała na mnie pytająco, więc szybko
zadałam jej pytanie: – Dlaczego na każdego chłopaka w tym domu reagujesz
złością i krytyką, mało tego podejrzewasz mnie o spanie z nimi. Natomiast teraz
leżę w łóżku z Aleksem, a ty nawet nie mrugnęłaś widząc nas.
– To chyba oczywiste, jest aseksualny.
– Co?! – prycha niezadowolony.
– Och, nie bierz tego do siebie, dziewczyny za tobą szaleją,
ale dla Lisy jesteś jak brat.
– Fakt, terroryzowałam go w piaskownicy.
– Ja to inaczej pamiętam – odezwał się urażony, a ja się
zaśmiałam. Mój poczciwy braciszek.
Julia wyszła, a my lekko znudzeni maratonem zaczęliśmy się
bić. Moja pościel była pomięta i leżała na podłodze, a ja wykrzywiona leżałam
pod Aleksem, który tryumfował.
– Chyba nie przeszkadzam?
Odwróciliśmy głowy w stronę wejścia i zobaczyliśmy Thomasa.
Szybko doprowadziliśmy się do ładu, pozostając ciągle na łóżku. Wyczekująco
wpatrywaliśmy się w Toma patrzącego się jednoznacznie na Aleksa, który w końcu
nie wytrzymał i powiedział:
– Nie wyjdę, przestań robić zeza!
Urażony Thomas zignorował go i podszedł do mnie. Nie
chciałam z nim rozmawiać, miałam lepsze rzeczy do roboty, niż zajmowanie się
nim.
– Rozmawiałem z Santosem.
– Co robiłeś? – zapytałam jednocześnie z Aleksem, co nie
było niczym niezwykłym jak na bliźnięta syjamskie.
– Ta-a-k, nie było łatwo. Chciał żebym się tobą zajął, bo z
dwojga złego woli mnie niż Lucasa.
– O czym ty pitolisz? – zapytał Aleks i powiem szczerze, że
wyjął mi to z ust.
– Zapytałem się czy aby na pewno nie zrobił sobie czegoś w
głowę, ale on zapewnił mnie o swoim zdrowiu psychicznym. Więc… – spojrzał na
mnie niepewnie i uśmiechnął się smutno. – Pomyślałem, że powinnaś o tym
wiedzieć.
Położyłam się gwałtownie na plecach i zakryłam twarz białą
poduszką, która jednak niewystarczająco zagłuszyła moje krzyki:
– Faceci to tacy idioci. Idioci!
– Może… – zaczął Aleks, ale jak pokręciłam przecząco głową.
– Nie. Wypad stąd, wszyscy. Sprowadźcie tu Ashley.
Posłuchali się i z prędkością światła wybiegli z pokoju, ja
jednak zmieniłam zdanie i zamiast czekać na Ashley postanowiłam wyjść na
spacer. Przeciętny pomysł? No nie do końca, zaplanowałam wyjść przez okno
mojego znajdującego się na pierwszym piętrze pokoju.
Stanęłam na parapecie i zaśmiałam się pod nosem wyobrażając
sobie jak wbiega Thomas i namawia mnie do zejścia na podłogę. Tak, byłoby
zabawnie, ale cóż nie można mieć wszystkiego. A teraz muszę pomyśleć poważnie
jak zejść na dół, żeby nikt nie zauważył mojej ucieczki. W filmach robią różne
rzeczy, ześlizgują się po prześcieradle, długim warkoczu, albo skaczą po
drzewie.
Wpadłam na trochę inny pomysł.
Pierwszy raz – i może ostatni – w swoim jakże krótkim życiu
postanowiłam zaryzykować i oddać się w ręce szaleństwa. Wiem, że to nie brzmi
dobrze, ale nie mówiłam, że moja ucieczka będzie usłana różami.
Zeskoczyłam szybko z parapetu – nie na ziemię tylko na
podłogę – i niezauważona wymknęłam się na korytarz, z którego zabrałam drabinę,
dzięki której mogliśmy wchodzić na strych. Cichutko dokonałam porwania tejże
rzeczy i zamykając swoje drzwi na klucz, pobiegłam do okna. Wystawiłam drabinę
przez okno i o dziwo bez specjalnych trudności udało mi się ją dobrze ustawić.
Zasypując się w myślach milionem komplementów zaczęłam schodzić w dół, jednak
nim zdążyłam zejść na ziemię, mój środek ucieczki odchylił się i upadł na
ziemię. Leżałam przygnieciona drabiną i szydziłam z mojej głupoty.
– Cholera jasna! – mruknęłam pod nosem i zrzuciłam z siebie
niechciany balast.
Chwila moment, pomimo mojego nieszczęsnego upadku jestem
wolna. O matko, to wspaniałe uczucie, mam ochotę… Biegać, turlać się wzdłuż
wzgórza i krzyczeć w niebogłosy.
A nie, chwila to nie ja tylko Roszpunka.
Mając całkiem inny temperament niż dziewczyna z wieży,
założyłam na głowę kaptur i zaczęłam iść wzdłuż oświetlonej przez latarnie
ulicy. Czułam się wspaniale, przez całe życie wszyscy mnie tłamsili i sprawili,
że byłam słaba. Od teraz postaram się nauczyć walczyć o swoje. Będę silna i
niezależna.
Pogrążając się w planowaniu swojej niezależnej przyszłości
przestałam patrzeć gdzie idę i odbiłam się od czyjejś klatki piersiowej, po
czym wylądowałam na chodniku. Mój tyłek tego dnia cierpiał.
– Co jest… – podniosłam głowę i spojrzałam prosto na Cartera.
– Co tutaj robisz? – zapytał.
– Uciekam, tak jak ty.
– To nie jest zabawne. One mnie zabiją.
– I poćwiartują twoje biedne ciało na kawałeczki –
powiedziałam wstając i otrzepując spodnie z brudu. – A potem je zmielą i zrobią
z niego krem na zmarszczki.
– To nie jest zabawne.
– Ale ja się nie śmieję.
Podniosłam ręce do góry i widząc jak delikatnie się
uśmiecha, podeszłam do niego bliżej i konspiracyjnie, zapytałam:
– Pójdziemy się napić?
– Jutro szkoła.
Naprawdę? Carter i trzymanie się zasad, uważajcie bo
uwierzę.
– Olać to, chcę zaszaleć.
– Świat wariuje – mruknął pod nosem, a chwilę później z
wielkim uśmiechem na ustach prowadził mnie do swojego tajnego pubu.
Jak się okazało jego pub znajdował się w piwnicy rodziców
Brendana. Carter wyjaśnił mi, że nie ma ich w domu i kolega z drużyny Aleksa
pozwolił mu tutaj przyjść. Szybko znaleźliśmy zapasy Brendana, który trzymał
zgrzewki z piwem w pokrowcach po gitarach.
Usiedliśmy pod ścianą i opowiadając, co nas dręczy, bardzo
szybko wypiliśmy zgrzewkę piwa, a przy drugiej zaczęliśmy śpiewać.
Wiedźmy dwie polują na mnie dziś
Więc uciekłem, co tchu
I ukrywam się tu
Nie pozostając dłużna, dołączyłam do przyjaciela:
Mały miś
Mały mi-i-iś mówi mi
Że powinnam więcej
pić.
Nasze śpiewy przerwały otwierające się drzwi, w których
stanął zaspany Brendan, ubrany jedynie w bokserki.
– Carter, to że pozwoliłem ci się tu ukryć nie znaczy, że
chcę wysłuchiwać twoich lamentów, aż tak bardzo cię nie lubię.
Wybuchliśmy śmiechem, a Brendan spojrzał na nas
zdezorientowany, kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie, wiedziałam że zabawa
jest skończona.
– Lisa? Carter, ty durniu jak mogłeś ją upić?! Aleks nas
zabije.
– Nic mi nie będzie – odpowiadam szybko.
– Jutro szkoła.
– Zdradzę ci sekret – mówię śmiejąc się głośno. – Bardzo
szybko trzeźwieję i dlatego muszę jeszcze więcej wypić.
Chwyciłam za puszkę, którą po chwili wytrącił mi z ręki nasz
gospodarz. Złapał mnie mocno za pi siłą zawlókł mnie do gościnnego pokoju w
którym kazał mi zasnąć. Słyszałam również jego rozmowę telefoniczną, Aleks
kazał nie spuszczać ze mnie wzroku, bo mnie przejrzał. Wiedział, że umiem
wychodzić przez okno!
Rany, ja potrafię latać!
*
Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Otworzyłam oczy
i spojrzałam na sufit, przeklinając przy tym na wszystkie znane mi sposoby,
idiotę który mnie upił. Odwróciłam się i zobaczyłam, że obok mnie spał chłopak.
Bez problemu rozpoznałam w nim Brendana. Odgarnęłam brązowe włosy z jego twarzy
i głosem starej wiedźmy, wychrypiałam mu do ucha:
– Wody.
Poruszył się niespokojnie i lekko wystraszony spojrzał na
mnie. Wiem, że po przebudzeniu nie wyglądam za pięknie, ale on wyglądał jakby
miał zaraz uciec na drugi koniec globu.
– Przynieś mi wody, idioto.
– Ach, tak. Już lecę! – powiedział i potykając się o swoje
nogi jakimś cudem opuścił pokój.
W międzyczasie usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w swoje
gołe stopy. Pierwszy raz w życiu chciałam zaszaleć, a i tak nie obeszło się,
bez opiekuńczych przyjaciół Aleksa. Naprawdę, gdzie bym się nie ruszyła w tym
mieście, to zawsze znajdzie się ktoś na usługach mojego upierdliwego
przyjaciela.
Brendan wrócił do pokoju w lepszym stanie niż wyszedł,
najwyraźniej przeanalizował sytuację i zrozumiał, że nie jestem żądnym krwi
potworem. Wzięłam od chłopaka aspirynę i popiłam ją dużą ilością wody. Czy to
tak wygląda piekło? Nie mogę skupić myśli, bo rozsadza mi głowę od środka.
– Chodź, zjemy śniadanie.
– A Carter?
Brendan wyszedł do przedpokoju i zaczął schodzić po
schodach, pobiegłam za nim i czekałam aż odpowie na moje pytanie.
– Z tego co wiem, chce się ukrywać w mojej piwnicy dopóki
Ashley i Trina się nie uspokoją. Co on właściwie im zrobił? – zapytał
przenosząc wzrok na mnie.
– Mówił o tym, ale nie za bardzo pamiętam, o co mu chodziło…
– Nie dziwię się, masz słabą głowę.
– Nie wkurzaj mnie dzisiaj, albo cię uduszę gołymi rękoma –
mruknęłam niezadowolona i wyprzedziłam go.
Weszłam do kuchni i od razu nalałam sobie soku
pomarańczowego. Było przed ósmą, więc nie mieliśmy za dużo czasu na to, żeby po
drodze do szkoły zajechać do mojego domu.
– Musimy pojechać do mnie – powiedziałam jedząc suche płatki
kukurydziane.
– Dobrze, idę po papiery – odpowiedział i zniknął na chwilę
z mojego pola widzenia.
Brendana znałam od paru lat, ale nigdy nie byliśmy ze sobą
zbyt blisko. Zwykły kolega, z którym można było porozmawiać o polityce. Wiem,
że ten temat jest nieco nudny, ale czasami lubiłam się z nim kłócić, bo
mieliśmy nieco odmienne poglądy. Takie rozmowy były też miłą odmianą po
pyskówkach w naszej paczce.
Brendan mnie nie zawiódł i zawiózł mnie do domu, gdzie się
przebrałam i wzięłam torbę z wziętymi na oślep książkami. Kto wie, może nawet
trafiłam i nie będę dzisiaj nieprzygotowana.
Zaparkowaliśmy tuż przed wejściem do szkoły na stałym
miejscu Brendana, którego nikt nie śmiał zajmować. Wychodząc z samochodu
podbiegłam do mojego kierowcy i w podzięce przytuliłam się do niego, po czym
popędziłam na zajęcia. Nikt z nauczycieli nie zauważył, że miałam kaca, jednak
po uczniach szybko rozniosła się ta wiadomość, dlatego też nie zdziwiłam się,
gdy przed piątą lekcją przy mojej szafce pojawił się Lucas.
– Piłaś.
– I? – zapytałam zaczepnie lustrując go wzrokiem.
Wyprostowana postawa chłopaka i idealnie wyprasowana koszula
niespodziewanie zadziałały na mnie jak płachta na byka. Jakim prawem zwracał mi
uwagę? Nie miał do tego żadnego prawa, powinien o tym wiedzieć, nie każdy był
tak idealny jak on.
– Nie powinnaś tego robić.
– Czego? Dobra zabawa jest zabroniona tam skąd pochodzisz?!
Zamknął oczy i zaśmiał się gorzko. Dłonie miał zaciśnięte w
pięści, a jego usta tworzyły cienką kreskę.
– Nic nie wiesz o miejscu, z którego pochodzę, a nawet jeśli
miałabyś o tym jakiekolwiek pojęcie, to nie ma to znaczenia. Powinnaś być
bardziej odpowiedzialna – powiedział podniesionym głosem, zwracając na nas
uwagę innych uczniów.
– Bardziej odpowiedzialna… A kim ty niby jesteś, żeby mną
dyrygować?! Nawet nie należysz do moich przyjaciół.
Widziałam jak z jego twarzy znikają wszystkie barwy, a
zastępuje je purpura. Zaczął nawet zgrzytać gniewnie zębami podczas
piorunowania mnie spojrzeniem, mnie jednak to nie wzruszyło. Odwróciłam się i
poszłam prosto do swojej klasy. Po drodze zobaczyłam rozmawiającego z jakąś
blondynką Santosa, skinął mi głową na przywitanie, jednak nie powiedział ani
słowa nadal słuchając dziewczyny. Kto by pomyślał, że tak szybko znajdzie sobie
w szkole inne towarzystwo.
Piątą lekcje miałam na sali gimnastycznej. Odłączając się
zupełnie od świata zewnętrznego, przebrałam się w krótkie szorty i czarną
koszulkę. Chciałam wyładować swój gniew, który z każdą sekundą stawał się coraz
większy, zagłuszając nawet moje złe samopoczucie. Nikogo jeszcze nie było na
sali, więc wykorzystałam okazję i zaczęłam się rozciągać. Po chwili ludzie
zaczęli się schodzić i siadać na trybunach w oczekiwaniu na nauczycieli, ja
jednak nie przejmowałam się nimi i zaczęłam biec. Moje serce zaczęło bić
szybciej, robiłam kolejne okrążenia i nie chciałam przestać. Ból, który czułam
w nogach sprawiał mi przyjemność, chciałam go czuć.
Nagle przede mną wyrosła jak spod ziemi jakaś postać. Nie
zdążyłam jej wyminąć i upadłam. Przeklinając w duchu podniosłam głowę i
spojrzałam na niezadowolonego Aleksa. Cały dzień udawało mi się go unikać, ale
teraz najwyraźniej mnie znalazł i nie był w dobrym humorze.
– Zrobisz sobie krzywdę, wychodzimy.
– Mam WF! – zaprotestowałam wstając z podłogi.
– Biegałaś w zabójczym tempie, wystarczy ci sportu, idziemy
na czekoladę.
Posłusznie poszłam za przyjacielem, przez całą drogę
wpatrywałam się w swoje tenisówki. Nie musiał nawet otwierać ust, żebym
wiedziała, co myślał. Działo się ze mną coś złego.
Usiadł przy jednym z okrągłych stolików, a ja szybko do
niego dołączyłam. Przyjrzałam mu się, włosy miał zaczesane na bok, co było u
niego czymś niespotykanym. Oczy miał podkrążone, a usta popękane. Widziałam go
zaledwie wczoraj, ale zdążył już zmienić się w siedem nieszczęść.
– Lisa, cholernie się o ciebie bałem. Dlaczego wyszłaś przez
okno?
– Impuls?
Skierował swój wzrok do nieba w niemej prośbie o siły, a ja
przewróciłam oczami. Zawsze jak coś było nie tak, zamieniał nasze rozmowy w
melodramaty.
– Bałem się o ciebie, a ty co?! – wybuchł rozwścieczony. –
Upiłaś się z Carterem, nich ja go tylko dorwę, to zrozumie że jestem gorszy od
Ashley i Triny.
– Biedny – mruknęłam pod nosem mając świadomość, że chłopak
nie wyjdzie z tego bez uszczerbku na psychice.
– Co?
– Szpetny. Wmawia sobie, że jest szpetny.
Zero punktów dla mnie za umiejętne kłamanie. Brakuje jeszcze
tego, żebym powiedziała przedszkolakom o tym, że Mikołaj jest Mikołajem tylko
raz w roku. A nie, powiedziałam to kuzynostwu w zeszłe święta… Popłakali się,
bo zrozumieli, że ich dobroczyńca nie istnieje.
– Musisz wziąć się w garść, inaczej tego nie powstrzymasz –
złapał mnie za rękę i błagalnie spojrzał mi w oczy.
Przytaknęłam ruchem głowy, naprawdę chciałam dotrzymać
słowa. Myśląc o tej obietnicy przez następne parę dni starałam zachowywać się
tak jak wcześniej, jednak nie pozwoliłam już na kontrolowanie mnie przez osoby
trzecie. Chciałam żeby w końcu dali mi spokój i przestali traktować jak ptaka
ze złamanym skrzydłem. Nie byłam taka słaba, jak im się do tej pory wydawało.
A
Subskrybuj:
Posty (Atom)