Czasami los
niektórych osób jest zaplanowany od początku do końca, każdy uśmiech, cios w
serce i niefortunny upadek, mają swój cel. Wszystko prowadzi nas do pewnego
miejsca, w którym musimy się znaleźć, przypadki nie istnieją.
Co było moim
celem?
Gabriel, ustami
Thomasa uświadomił mi, że urodziłam się po to, żeby odzyskać kamień dusz i
oddać go aniołom. Ten mały przedmiot miał niezwykłą moc, mógł zadecydować, po
której ze stron znajdzie się dany osobnik Nefilim. Kiedyś używano go do
nawracania zbłąkanych braci i uwalniania ich od mroku, ale teraz może on być
niewłaściwie wykorzystany i właśnie tego obawiają się anioły.
– Gotowa? – pyta
Santos i skinieniem głowy wskazuje na wychodzącą z budynku blondynkę.
– Bardziej gotowa
już nie będę – mówię i mocno obejmuję go w pasie.
Ruszamy, pędzimy
przed ulice, które dla mnie są tylko smugami. Staram się na to wszystko nie
patrzeć, bo się boję. Serce wali mi jak oszalałe z tego lęku, natomiast Santos
jest zrelaksowany i z łatwością podąża za Katherine, która jeździ jak wariatka
i chyba tylko dlatego nas nie zauważyła, bo jadąc z taką szybkością musi
patrzeć czy przez przypadek kogoś nie rozjechała.
Motor zatrzymał
się pod lasem, na pustkowiu z daleka od wszystkiego. Uradowana nie czekałam już
nawet na pomocną dłoń Santosa, tylko sama zeskoczyłam z tej przeklętej maszyny
i dziękowałam tym, którzy nade mną czuwają, że uszłam z tego z życiem.
– Tak właściwie,
to możemy przelecieć przez ten las i wtedy namierzymy moją matkę… – zaczął
planować, a ja nerwowo przełknęłam ślinę.
On nie wiedział
wszystkiego, nie powiedziałam mu o mojej przemianie. Może się tego domyślał,
ale ja przez większość czasu upierałam się, że wtedy jedynie odzyskałam pamięć
i to wszystko. Rany na plecach szybko się zagoiły i już prawie zapomniałam o
tym, że mam skrzydła, a tymczasem wszystko do mnie wraca.
– Santos…
– Nie ma sprawy –
powiedział odwracając się do mnie tyłem.
Bez słowa przyglądałam
się temu, jak ściągał z siebie kurtkę i koszulkę. Miałam po raz pierwszy
zobaczyć jego skrzydła, a czułam się tak jakbym miała go zobaczyć nagiego po
raz pierwszy.
Przymknęłam oczy i
odwróciłam głowę w bok, czując jak moja twarz zaczyna płonąć. Po chwili
poczułam na policzku dotyk zimnej dłoni, więc niechętnie podniosłam głowę do
góry i spojrzałam na Santosa.
– Nie krępuj się,
skrzydła są częścią mnie, nie wstydzę się ich.
– Ale… – zaczęłam,
on jednak objął mnie i wzniósł się w powietrze.
Wspomnienia
wróciły, przypomniało mi się jak leciałam razem z Thomasem, to właśnie wtedy w
jednej chwili odebrano mi wszystko. Czyżby to była zła wróżba? Znak, że jednak
powinnam zawrócić i spróbować innego dnia dokończyć moje zadanie?
Nie zrobiłam tego.
Zamiast uciekać,
otworzyłam oczy i spojrzałam na Santosa oraz na skrzydła, które nas unosiły.
Nie wyglądały one tak jak moje, miały dwa kolory, ponieważ ich właściciel łączył
w sobie dobro i zło. To właśnie takim osobom jak on, miał pomagać kamień dusz.
Jedynie ten przedmiot mógłby na zawsze odciąć go od wpływów zła, mogłabym mu
pomóc.
– Jesteśmy na
miejscu – wyszeptał mi do ucha, gdy podchodziliśmy do lądowania.
Niesamowite, jak
bardzo nienawidziłam latać. Thomas mógł sobie gadać w nieskończoność o zaletach
tego wątpliwego daru, ale ja i tak nie chciałam się tego nauczyć, wystarczyły
mi nogi do przenoszenia się z miejsca na miejsce.
Myśląc tak nad tym
wszystkim dłużej, to jak na kogoś, kto miał zrobić coś ważnego, jestem naprawdę
tchórzliwą osobą. Wygląda na to, że mają na Ziemi braki w personelu i wybrali
najsłabsze ogniwo z możliwych.
Dotarliśmy na
ziemię, moje stopy dotknęły twardego podłoża, a ja się ucieszyłam, że już jest
po wszystkim. Spojrzałam spod przymrużonych powiek na niewielki domek
znajdujący się nieopodal i zaczęłam zastanawiać się jak mam to wszystko
rozegrać. W planowaniu przerwał mi Santos, mówiąc:
– Może powinniśmy…
– … Nie my, ja.
Przemieniłam się i dostałam zadanie od Gabriela, które muszę wykonać sama, to
nie twoja sprawa.
Odwróciłam się,
zamaszyście gestykulując ręką i wtedy to zobaczyłam. Jego oczy, te same, które
tyle razy tryskały radością, tym razem były zimne jak lód.
– A więc chodzi
tylko o anioły, tak? Nie obchodzi cię, to co się dzieje na Ziemi, prawda? Może,
gdyby cię to jednak obchodziło i postanowiłabyś posłuchać kogoś innego niż Toma,
to wiedziałabyś, że znaleźliśmy się w środku wojny.
Każde jego słowo
raniło moje serce, jednak przerażeniem napawało mnie to, że jego gniew
sprawiał, że z jego skrzydeł zaczęły wypadać białe piórka, zostawiając miejsce
tym ciemnym.
Podeszłam do Santosa
i położyłam dłoń na jego piersi.
– Uspokój się,
twoje skrzydła zmieniają kolor.
Wziął głęboki
oddech, zapowietrzył się, a kiedy w końcu udało mu się wziąć normalny haust
powietrza, pokręcił głową i odsunął się ode mnie.
– Nie wierzę, że
tak po prostu wykonasz swoje zadanie i zaczniesz udawać, że to wszystko cię nie
dotyczy. Lisa, nie tylko ty miałaś koszmary, wizje próbujące cię złamać. Musisz
walczyć, bo nikt tego za ciebie nie zrobi – głos mu się załamał – potrzebuję
cię.
– Nie –
wyszeptałam cicho i zaczęłam iść do kryjówki Katherine.
Nie odwróciłam
się, nie mogłam, nie teraz, gdy jestem już tak blisko. Gdy mogę…
Niewidzialna siła
odrzuciła mnie do tyłu, powodując, że wylądowałam parę metrów dalej.
Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła i zauważyłam leżące obok mnie drzwi.
– Co jest…
Podniosłam głowę w
momencie, gdy z domku rozległ się przeraźliwy huk. Adrenalina w moim ciele
zmroziła mi krew w żyłach i sama nie wiem, kiedy zaczęłam biec, a moje skrzydła
przedziurawiły koszulkę i wydostały się na wolność.
Wszystko dookoła
przestało istnieć, był tylko cel. Musiałam dotrzeć do domu Katherine i zabrać
kamień. Reszta nie miała znaczenia, a przynajmniej tak myślałam, dopóki nie
zobaczyłam Miguela stojącego pośrodku salonu i pochylającego się nad dygoczącą
Kate.
Coś we mnie pękło,
nie mogłam przecież pozwolić, żeby ją skrzywdził. Pomyślałam o Santosie, o tym,
że mimo wszystko na pewno chciałby, żeby jego matce nic się nie stało i tak oto
podjęłam decyzję.
W tym samym czasie
powróciłam do rzeczywistości, a wszystkie dźwięki znowu zaczęły do mnie
docierać.
– Popełniłaś
wielki błąd, nigdy nie powinnaś ode mnie uciekać – powiedział surowo Miguel,
który nadal nie zauważył mojej obecności.
– Niczego nie
żałuję – odparła z zaskakującą siłą i przekonaniem, kobieta z załzawionymi
oczami.
Teraz, albo nigdy Liss. Musisz działać – powiedziałam do siebie w myślach i
weszłam prosto w paszczę lwa.
A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz