niedziela, 13 marca 2016

39.



Czasami los niektórych osób jest zaplanowany od początku do końca, każdy uśmiech, cios w serce i niefortunny upadek, mają swój cel. Wszystko prowadzi nas do pewnego miejsca, w którym musimy się znaleźć, przypadki nie istnieją.
Co było moim celem?
Gabriel, ustami Thomasa uświadomił mi, że urodziłam się po to, żeby odzyskać kamień dusz i oddać go aniołom. Ten mały przedmiot miał niezwykłą moc, mógł zadecydować, po której ze stron znajdzie się dany osobnik Nefilim. Kiedyś używano go do nawracania zbłąkanych braci i uwalniania ich od mroku, ale teraz może on być niewłaściwie wykorzystany i właśnie tego obawiają się anioły.
– Gotowa? – pyta Santos i skinieniem głowy wskazuje na wychodzącą z budynku blondynkę.
– Bardziej gotowa już nie będę – mówię i mocno obejmuję go w pasie.
Ruszamy, pędzimy przed ulice, które dla mnie są tylko smugami. Staram się na to wszystko nie patrzeć, bo się boję. Serce wali mi jak oszalałe z tego lęku, natomiast Santos jest zrelaksowany i z łatwością podąża za Katherine, która jeździ jak wariatka i chyba tylko dlatego nas nie zauważyła, bo jadąc z taką szybkością musi patrzeć czy przez przypadek kogoś nie rozjechała.
Motor zatrzymał się pod lasem, na pustkowiu z daleka od wszystkiego. Uradowana nie czekałam już nawet na pomocną dłoń Santosa, tylko sama zeskoczyłam z tej przeklętej maszyny i dziękowałam tym, którzy nade mną czuwają, że uszłam z tego z życiem.
– Tak właściwie, to możemy przelecieć przez ten las i wtedy namierzymy moją matkę… – zaczął planować, a ja nerwowo przełknęłam ślinę.
On nie wiedział wszystkiego, nie powiedziałam mu o mojej przemianie. Może się tego domyślał, ale ja przez większość czasu upierałam się, że wtedy jedynie odzyskałam pamięć i to wszystko. Rany na plecach szybko się zagoiły i już prawie zapomniałam o tym, że mam skrzydła, a tymczasem wszystko do mnie wraca.
– Santos…
– Nie ma sprawy – powiedział odwracając się do mnie tyłem.
Bez słowa przyglądałam się temu, jak ściągał z siebie kurtkę i koszulkę. Miałam po raz pierwszy zobaczyć jego skrzydła, a czułam się tak jakbym miała go zobaczyć nagiego po raz pierwszy.
Przymknęłam oczy i odwróciłam głowę w bok, czując jak moja twarz zaczyna płonąć. Po chwili poczułam na policzku dotyk zimnej dłoni, więc niechętnie podniosłam głowę do góry i spojrzałam na Santosa.
– Nie krępuj się, skrzydła są częścią mnie, nie wstydzę się ich.
– Ale… – zaczęłam, on jednak objął mnie i wzniósł się w powietrze.
Wspomnienia wróciły, przypomniało mi się jak leciałam razem z Thomasem, to właśnie wtedy w jednej chwili odebrano mi wszystko. Czyżby to była zła wróżba? Znak, że jednak powinnam zawrócić i spróbować innego dnia dokończyć moje zadanie?
Nie zrobiłam tego.
Zamiast uciekać, otworzyłam oczy i spojrzałam na Santosa oraz na skrzydła, które nas unosiły. Nie wyglądały one tak jak moje, miały dwa kolory, ponieważ ich właściciel łączył w sobie dobro i zło. To właśnie takim osobom jak on, miał pomagać kamień dusz. Jedynie ten przedmiot mógłby na zawsze odciąć go od wpływów zła, mogłabym mu pomóc.
– Jesteśmy na miejscu – wyszeptał mi do ucha, gdy podchodziliśmy do lądowania.
Niesamowite, jak bardzo nienawidziłam latać. Thomas mógł sobie gadać w nieskończoność o zaletach tego wątpliwego daru, ale ja i tak nie chciałam się tego nauczyć, wystarczyły mi nogi do przenoszenia się z miejsca na miejsce.
Myśląc tak nad tym wszystkim dłużej, to jak na kogoś, kto miał zrobić coś ważnego, jestem naprawdę tchórzliwą osobą. Wygląda na to, że mają na Ziemi braki w personelu i wybrali najsłabsze ogniwo z możliwych.
Dotarliśmy na ziemię, moje stopy dotknęły twardego podłoża, a ja się ucieszyłam, że już jest po wszystkim. Spojrzałam spod przymrużonych powiek na niewielki domek znajdujący się nieopodal i zaczęłam zastanawiać się jak mam to wszystko rozegrać. W planowaniu przerwał mi Santos, mówiąc:
– Może powinniśmy…
– … Nie my, ja. Przemieniłam się i dostałam zadanie od Gabriela, które muszę wykonać sama, to nie twoja sprawa.
Odwróciłam się, zamaszyście gestykulując ręką i wtedy to zobaczyłam. Jego oczy, te same, które tyle razy tryskały radością, tym razem były zimne jak lód.
– A więc chodzi tylko o anioły, tak? Nie obchodzi cię, to co się dzieje na Ziemi, prawda? Może, gdyby cię to jednak obchodziło i postanowiłabyś posłuchać kogoś innego niż Toma, to wiedziałabyś, że znaleźliśmy się w środku wojny.
Każde jego słowo raniło moje serce, jednak przerażeniem napawało mnie to, że jego gniew sprawiał, że z jego skrzydeł zaczęły wypadać białe piórka, zostawiając miejsce tym ciemnym.
Podeszłam do Santosa i położyłam dłoń na jego piersi.
– Uspokój się, twoje skrzydła zmieniają kolor.
Wziął głęboki oddech, zapowietrzył się, a kiedy w końcu udało mu się wziąć normalny haust powietrza, pokręcił głową i odsunął się ode mnie.
– Nie wierzę, że tak po prostu wykonasz swoje zadanie i zaczniesz udawać, że to wszystko cię nie dotyczy. Lisa, nie tylko ty miałaś koszmary, wizje próbujące cię złamać. Musisz walczyć, bo nikt tego za ciebie nie zrobi – głos mu się załamał – potrzebuję cię.
– Nie – wyszeptałam cicho i zaczęłam iść do kryjówki Katherine.
Nie odwróciłam się, nie mogłam, nie teraz, gdy jestem już tak blisko. Gdy mogę…
Niewidzialna siła odrzuciła mnie do tyłu, powodując, że wylądowałam parę metrów dalej. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła i zauważyłam leżące obok mnie drzwi.
– Co jest…
Podniosłam głowę w momencie, gdy z domku rozległ się przeraźliwy huk. Adrenalina w moim ciele zmroziła mi krew w żyłach i sama nie wiem, kiedy zaczęłam biec, a moje skrzydła przedziurawiły koszulkę i wydostały się na wolność.
Wszystko dookoła przestało istnieć, był tylko cel. Musiałam dotrzeć do domu Katherine i zabrać kamień. Reszta nie miała znaczenia, a przynajmniej tak myślałam, dopóki nie zobaczyłam Miguela stojącego pośrodku salonu i pochylającego się nad dygoczącą Kate.
Coś we mnie pękło, nie mogłam przecież pozwolić, żeby ją skrzywdził. Pomyślałam o Santosie, o tym, że mimo wszystko na pewno chciałby, żeby jego matce nic się nie stało i tak oto podjęłam decyzję.
W tym samym czasie powróciłam do rzeczywistości, a wszystkie dźwięki znowu zaczęły do mnie docierać.
– Popełniłaś wielki błąd, nigdy nie powinnaś ode mnie uciekać – powiedział surowo Miguel, który nadal nie zauważył mojej obecności.
– Niczego nie żałuję – odparła z zaskakującą siłą i przekonaniem, kobieta z załzawionymi oczami.
Teraz, albo nigdy Liss. Musisz działać – powiedziałam do siebie w myślach i weszłam prosto w paszczę lwa.
A




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz