wtorek, 26 maja 2015

10. Dom nad jeziorem

1 komentarz:

Siedzę na drewnianym pomoście i podpieram rękami głowę. Przyglądam się wodzie, która lśni od płomieni słońca. Razem z Thomasem przyjechałam na to pustkowie tydzień temu i od tamtego czasu nie wiedziałam co się dzieje w normalnym świecie. Nikt mi o niczym nie mówił i bardzo mi się to nie podobało. Nie lubiłam być niedoinformowana, to wszystko było naprawdę okrutne z ich strony, żeby trzymać mnie w ciągłej niewiedzy.
Zamykam oczy i opieram głowę o drewnianą belkę. Nienawidzę bezczynności. W ciągu ostatnich dni zaczęłam biegać, ale nie można tego robić bez przerwy. Nie wiem czym mogłabym się jeszcze zająć. Chodzę z kąta w kąt jakbym była nie do końca normalna. I może rzeczywiście tak jest, skoro dobrowolnie tutaj przyjechałam, przecież mogłam po prostu tupnąć nogą i zagrozić mu palcem, że się nie ruszę nawet o krok, dopóki nie powie mi prawdy.
Nie mogłam jednak tego zrobić.
Zobaczyłam w jego spojrzeniu determinację, która trochę mnie przeraziła. Wiedziałam, że musi mieć powód, żeby zażądać ode mnie czegoś takiego. Może to było naiwne, ale wierzyłam w to, że chce dla mnie tylko tego co dobre.
– Wszystko w porządku? – słyszę zmartwiony głos Thomasa, więc odwracam głowę.
Stoi kawałek dalej i opiera się niedbale o drzewo. Ten widok sprawia, że przechodzą mnie dreszcze. Trudno to wyjaśnić, ale dopiero podczas pobytu na tym pustkowiu, poznałam go od innej strony, tej przerażającej.
– Tak – odwracam od niego wzrok i patrzę jak tonie kamyczek, który chwilę wcześniej wrzuciłam do wody. Nigdy nie umiałam tak rzucać kamieniami, żeby odbijały się od tafli wody.
– Źle to robisz – mówi i siada obok mnie.
– Jakbym o tym nie wiedziała – mówię i opuszczam głowę.
Naprawdę nie chcę tutaj siedzieć i marnować czasu, wolałabym być z przyjaciółmi, wszystkim przyjaciółmi.
– Pokażę ci jak to się robi.
– Nie – mówię zimno.
Wstaję i kieruję się w stronę domu, mam dosyć tego udawania, że nic się nie dzieje.
Thomas dotyka mojego ramienia, a ja odwracam się z impetem i patrzę mu prosto w oczy. Nasze twarze dzielą jedynie centymetry, czuję na swojej skórze jego oddech.
– Nie rób tego – mówię. – To nie jest przyjemne. Odkąd tutaj przyjechałam ciągle udajemy, że wszystko jest w porządku, ale wcale tak nie jest. Zrozumiałam, że to coś ważnego, skoro się tak zachowujesz, ale nie każ mi udawać, że nic się nie dzieje, bo tak nie jest. Wszyscy coś przede mną ukrywają, mam tego dosyć.
Poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Nie miałam siły na te wszystkie kłamstwa.
– Chcę w końcu usłyszeć prawdę – szepczę.
Nie oczekuję odpowiedzi, chcę po prostu pobiec do pokoju i schronić się tam przed tym wszystkim, co mnie przytłacza. Thomas, jednak mi na to nie pozwala. Obejmuje mnie i czeka aż się uspokoję, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mój oddech był urywany. Naprawdę byłam bliska wybuchu płaczu i co za tym idzie, popadnięcia w histerię.
– Ciii. Spokojnie, słońce.
Wydaję z siebie bliżej nieokreślony jęk, a on przytula mnie jeszcze mocniej.
– Nie chcę cię okłamywać – mówi.
– To tego nie rób.
Podnoszę głowę i patrzę prosto w jego lśniące oczy. Wydaje się być na granicy wytrzymałości. W końcu coś się w nim łamie. Głośno wzdycha i prowadzi mnie do ławki, stojącej pod wierzbą. Siada na niej i pociąga mnie za sobą. Dziwnie było znowu siedzieć na jego kolanach, ale z drugiej strony dzięki temu się uspokajałam i czułam się bezpieczna.
– Będę szczery – powiedział, a ja ze zdziwienia otworzyłam szeroko oczy. Próbowałam znaleźć na jego twarzy jakąś wskazówkę świadczącą o tym, że żartuje, ale nic takiego nie znalazłam.
– Nie mogę ci zdradzić tajemnic innych osób, a one niestety wiążą się z tobą, więc moje pole manewru jest znacznie ograniczone.
– A co możesz mi powiedzieć?
– Oficjalnie nic, ale nie mogę pozwolić, żeby inne osoby decydowały o twoim życiu.
Przestał mówić i dotknął palcem mojego policzka, przejechał po nim wolno, a ja znowu poczułam na swoim ciele ciarki.
– Uciekaj – szepnął.
– Co takiego? – nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi.
– Jak długo utrzymujesz kontakt ze swoimi znajomymi, tak długo nie będziesz bezpieczna. Masz wybór, możesz wyjechać.
– Niby gdzie, na takie zadupie, jak to?
– Niekoniecznie, możesz wybrać każde inne miejsce.
– Nie mogę tego zrobić.
– Tak właśnie myślałem – powiedział chłodno, po jego łagodności nie pozostał już żaden ślad.
Położyłam dłonie na jego twarzy i nie pozwoliłam mu odwrócić głowy. Nie mógł uciekać, chciałam wiedzieć, o co się obraził.
– Powiedz mi, co znowu zrobiłam nie tak.
– Nic takiego, po prostu się zakochałaś.
Co on znowu plecie?!
– W nikim się nie zakochałam.
Spojrzał na mnie ostro, sprawiając, że poczułam się nie swojo, ta rozmowa zmierzała w złą stronę.
– Zaśmiałbym się szyderczo, gdybym nie był tutaj poszkodowany.
– Naprawdę nie rozumiem o czym do mnie mówisz.
– Nie kochasz mnie już, teraz zależy ci na kimś innym – przyglądam się mu z powątpiewaniem, a on dodaje z pełnym przekonaniem. – Santos mi ciebie odebrał.
Nie mogłam zrozumieć, jakim prawem ma do mnie pretensje, skoro to on wyjechał. Nie żebym była zakochana w Santosie, bo nie jestem.
Naprawdę.
Nie jestem w nim zakochana.
Thomas ma urojenia.
– A wiesz co ja o tym wszystkim myślę? – mówię i nie czekając na odpowiedź, dopowiadam: – Znalazłeś sobie wymówkę, żeby usprawiedliwić swoje zniknięcie.
Wyplątuję się z jego ramion, pomimo jego oporu i zaczynam iść do domu. Próbuję odciąć się od bodźców zewnętrznych i przestać słuchać jego krzyków. 
Nie mogłam się złamać, to on zawinił, a ja nie muszę mu wybaczać.
Wchodzę do pokoju i ze wściekłością zatrzaskuję za sobą drzwi. Niewiarygodne, że chce wzbudzić we mnie poczucie winy. Palant.
Rozglądam się po pokoju, jasnych ścianach, małym biurku i łóżku. Ostatnio mało sypiałam. Moje koszmary się wciąż powtarzały, a ja nie umiałam pozbyć się lęku, jaki we mnie wywoływały.
– Nie mogę tutaj zostać – powiedziałam do samej siebie i jak w transie zaczęłam się szybko pakować do niedużej torby.


A

piątek, 15 maja 2015

9. Przerażający bracia

1 komentarz:

- Jak się teraz czuje?
- W końcu zasnęła, musisz coś zrobić, bo Less cierpi przez twoje tajemnice.
Less to Less tamto, miałem już dosyć słuchania irytującego głosu Toma. Parę minut temu zadzwonił do Lucasa, który postanowił rozmawiać na głośniku. Niestety.
Ciotka co jakiś czas szeptała do mnie coś uspokajającego, ale nie rozróżniałem poszczególnych słów, bo mój mózg myślał tylko o jednym, a mianowicie o tym, że Lisa jest teraz z idiotą, który nie zachowuje dystansu. Może jestem przewrażliwiony, ale zwracanie się do kogoś za pomocą zdrobnień zdradza chyba jakiś stopień zażyłości, czyż nie?
- Santos - podnoszę głowę na dźwięk swojego imienia i zauważam, że przede mną siedzi teraz Alyson, która patrzy na mnie łagodnie. Czasami mam wrażenie, że jako jedyna wie, co kotłuje się w mojej głowie, szkoda, że to ona nie zapoczątkowała mojego rodu.
- Tak? – odpowiadam.
- Nic, po prostu teraz będziemy omawiali ważne kwestie i potrzebna jest nam twoja uwaga.
- Dobrze.
Lucas przewrócił oczami i stanął pod białą tablicą. Ostatnio było to jego ulubione miejsce, ciągle tam stał i nas pouczał.
- Jak pewnie słyszeliście, Lisa miała sen. Nie można go brać dosłownie, chociaż nieco niepokojący jest wpływ tego koszmaru na jej psychikę. I tutaj powstaje pytanie, czy to było zwykłe przeczucie, czy jednak ktoś się o niej dowiedział i jawnie nam grozi?
- Mój ojciec nie wie o niej, nawet jeszcze tutaj nie przyjechał.
- On nie jest jedynym demonem na świecie – powiedziała bez emocji Alyson.
- To co robimy? - pytam, chcąc jak najszybciej móc się czymś zająć.
- Ty nic nie robisz - mówi chłodno Lucas. - Razem z Anabelle zajmiecie się swoim ludzkim życiem, Alyson będzie was chroniła, a ja sprawdzę co słychać u moich wrogów.
- A jak do nich dotrzesz? – zapytała ironicznie Alyson. – Może polecisz? O tak, proponuję lot na skrzydłach, które ci odebrali.
- To ty nie jesteś już aniołem? - zapytałem nim zdążyłem się powstrzymać.
Lucas spojrzał na mnie surowo, ale z jakiegoś powodu nie udało mu się wywołać u mnie lęku.
- Nadal jestem aniołem - wycedził przez zęby.
- Co prawda nie chodziłem do szkółki niedzielnej, ale anioły powinny mieć skrzydła. Ba, nawet mój ojciec je ma – krzywię się przypominając sobie ciemne pióra porozrzucane po całym domu.
- Ani słowa więcej, uczestniczysz w tym spotkaniu tylko ze względu na moją dobroduszność.
- O tak, jesteś bardzo dobroduszny, wielki łaskawco. A teraz pozwól, że stąd wyjdę i pójdę do swojego mieszkania.
- Ani mi się waż – warczy groźnie.
- Mogę robić, co chcę.
- A jeżeli pojawi się tam twój ojciec?
- Ponarzeka, jakiego to ma nieudanego syna i pojedzie do domu.
- Może wyczuć, że przebywałeś wśród nas.
- W takim razie szybciej stąd wyjdę, żeby ten zapach nie przykleił się do mnie na stałe.
- Santos, przestań się tak zachowywać – wtrąca się Anabelle, którą ignoruję.
Od czasu, gdy pojawiły się te anioły, mam wrażenie, że moja ciotka przestała mieć własne zdanie i bardzo mi się to nie podoba.
Nie czekając na niczyją aprobatę wychodzę i zostawiam ich pogrążonych w knuciu przeciwko mojemu jakże przerażającemu ojcu. Nie zamierzam ani chwili dłużej katować się wizją przyjazdu tatusia, więc wyciągam telefon i po rutynowym powstrzymaniu się od napisania do Lisy, wybieram numer Aleksa i cierpliwie czekam aż odbierze.
- Tak? – odzywa się trochę zdeformowany głos chłopaka.
- Tutaj Santos – mówię, pomimo tego, że na pewno wyświetliło się Aleksowi, kto dzwoni. – Nie mam co ze sobą zrobić, może masz dzisiaj trochę czasu?
- Właściwie, to szykowałem się do meczu z chłopakami, możesz się do nas dołączyć, wyślę ci adres sms-em.
- Ok, będę za piętnaście minut.
Szybko pojechałem do domu po strój na przebranie i popędziłem na boisko. Nawet cieszyłem się z takiego obrotu spraw, sport da mi tylko pretekst do tego, żebym mógł wyładować na czymś swoją frustrację.
Na miejscu okazało się, że wszystkich chłopaków znam ze szkoły, chociaż tak naprawdę z większością nie rozmawiałem. Ot taki urok niewielkich miejscowości, wiesz jak większość ludzi się nazywa, możesz wyrecytować ich życiorys, a nie musiałeś z nimi zamienić nawet słowa. Właściwie, to dzieje się tak nie tylko w małych mieścinach, a to za pomocą serwisów społecznościowych, które moim skromnym zdaniem są złem wcielonym.
Podczas ciągłego biegu, i przejmowania piłki, poczułem ulgę, bo na koniec meczu byłem tak zmęczony, że nie miałem siły myśleć o aniołach, demonach, ani o tym, że Lisa wyjechała z byłym chłopakiem na jakieś odludzie.
- Idziesz z nami do baru? – rozlega się za mną potężny baryton.
- Jasne – odpowiadam słabo i zaczynam wlec się za chłopakami.
Jak się okazało, bar był po drugiej stronie ulicy. Muszę przyznać, że potrafią wybrać miejscówkę na mecz i odpoczynek po nim.
Wszedłem do lokalu jako ostatni. Po pierwszym wrażeniu, że nie ma w tym miejscu ani odrobiny powietrza, tylko sam dym papierosowy, przyzwyczaiłem się do tego otoczenia i zacząłem dostrzegać jak to miejsce wygląda. Praktycznie wszystko było wykonane z drewna, co sprawiło, że zacząłem się obawiać o to czy jeden z klientów przez przypadek nie podpali tego baru. Naprawdę bym tego nie chciał.
- Co pijesz? – z transu wyrwał mnie głos Aleksa, który uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
- Piwo.
Chłopak pokiwał głową i odszedł na chwilę do baru, żeby złożyć zamówienie.
- To jak tam jest między tobą, a naszą małą Lisą? – zapytał jak na mój gust, trochę zbyt poważnie jeden z chłopaków. Właściwie, to miałem wrażenie, że chcą mnie przestraszyć.
- Nic, nie jesteśmy razem, za mało się znamy.
Jeden z chłopaków, mający chyba na imię Noah, wybucha śmiechem.
- Może i nie znacie się długo, ale spędzacie ze sobą naprawdę mnóstwo czasu, ludzie to widzą i są żądni plotek – mówi Ridge.
- W takim razie, teraz nie interesują się mną tylko Tomem, bo przecież jest z Lisą na tym obozie dla utalentowanych.
Noah wymienia porozumiewawcze spojrzenia z Brendanem, a ja czuję się jakby wszyscy wiedzieli o czymś, czego ja nie wiem.
- Nie zrozum nas źle – mówi Noah. – Thomas bardzo długo należał do naszej paczki, był w naszej drużynie i tak naprawdę nie jesteśmy na niego wściekli, dlatego że zostawił drużynę, bo jesteśmy świadomi tego, że nie zawsze można wygrywać. Mamy mu za złe coś innego. Tom zostawił Lisę i naraził ją na te wszystkie plotki, a my nie mogliśmy jej ochronić przed tym całym bałaganem, który ten idiota zrobił.
- Dlaczego tak bardzo wam na niej zależy? – pytam.
Odpowiada mi Aleks, który właśnie wrócił do stolika.
- Przyjaźniłem się z nią od dziecka, więc gdy zacząłem uprawiać sport, chodziłem z nią na każde spotkanie, wiesz taka moja jednoosobowa grupa wsparcia. Po pewnym czasie wszyscy zaczęli traktować ją jak siostrę. No wiesz, taką młodszą siostrzyczkę, którą trzeba chronić.
Przyglądam się po kolei wszystkim siedzącym tutaj chłopakom i zdaję sobie sprawę z tego, że to prawdopodobnie nie wszyscy, których powinienem się bać.
Cała sale nagle jakby zamilkła, a ja przerażająco głośno przełykam ślinę i mówię:
- Czyli, jesteście w pewnym sensie jej przewrażliwionymi braćmi?
- Tak – odpowiadają chórem.
- I powinienem się was bać – stwierdzam, ale oni i tak mi odpowiadają:
- Tak.
- Mam przerąbane – mówię, a oni zaczynają się śmiać.
Mi jednak nie jest do śmiechu, jestem aż za bardzo świadomy tego, że jeżeli spróbuję czegoś więcej z Lisą i nam nie wyjdzie, to ta grupa napakowanych gości dopilnuje, żebym tego pożałował.
No tak, jak mogłem się łudzić, że cokolwiek będzie łatwe.


A

piątek, 1 maja 2015

8. Podróż

1 komentarz:
Od dwóch godzin jechałam nieprzerwanie samochodem z wyjątkowo małomównym Thomasem za kierownicą. Oparłam buty o schowek i ignorując wymowne spojrzenia Toma, zaczęłam podśpiewywać pod nosem, przyglądając się przy tym moim cudnym, nowym botkom.
- Długo jeszcze? - jęknęłam, gdy nie udało mi się wyprowadzić chłopaka swoim zachowaniem z równowagi.
- Poczekaj, a się przekonasz - powiedział zaciskając nerwowo dłonie na kierownicy.
- Tommy nie zachowuj się w ten sposób! Nie wiem kim jest twój szef, ale nie podoba mi się wizja, że ktoś mnie niańczy, nie mam pięciu lat.
- Chyba nie muszę ci tłumaczyć, co potrafisz zrobić - powiedział, a ja zapadłam się głębiej w fotel. Miał rację, dobrze wiedziałam, co potrafię zrobić. Szkoda tylko, że od czasu tamtego incydentu nie rozpracowałam jak to powtórzyć.
- Gdzie byłeś przez cały ten czas? - zapytałam chcąc zmienić temat.
- Zaraz zobaczysz.
Skręcił w prawo na ledwo widoczną, polną drogę, która jak się okazało, prowadziła do niedużego, drewnianego domku. Tom zatrzymał samochód na podjeździe, a ja od razu z niego wyskoczyłam i zaczęłam rozciągać moje zbolałe ciało. Nie wiedzieć kiedy, przy moim boku pojawił się Tommy, który z wielkim uśmiechem na twarzy, wziął mnie za rękę i pociągnął na drewniany pomost ukryty za drzewami. Ledwo doszliśmy do jego końca, a mi już opadła szczeka, przed nami rozprzestrzeniał się widok pięknie błyszczącego w świetle słonecznym jeziora.
Poczułam jak moje ramiona opatula coś ciepłego, więc spojrzałam do góry i uśmiechnęłam się do Toma, który założył mi swoją bluzę.
- Tutaj jest chłodno, nie chcę żebyś się przeziębiła - powiedział wzruszając ramionami.
- Dziękuję.
- Z tym całym Santosem, to na poważnie? - zapytał chowając ręce w kieszeniach i przyglądając się tafli wody.
Westchnęłam i przewróciłam znacząco oczami pomimo, że nie mógł tego zobaczyć.
- Krótko go znam, ale lubię z nim spędzać czas.
- A Lucas?
- Co z nim? - zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc do czego zmierza.
- Nie podoba ci się?
Zamyśliłam się na chwile, przywołując w pamięci wspomnienie chłopaka, który był nieziemsko przystojny.
- Czasami spędza z nami czas, ale nic o nim nie wiem.
- A o Santosie coś wiesz? - prychnął.
- Wiesz co? Zapomniałam już jak bardzo bywasz irytujący.
- Zawsze do usług, Less.

Po południu siedziałam na tarasie i owinięta w koc, piłam gorącą herbatę. Naprawdę nie wiedziałam, co się dzieje, a widząc zawziętą minę Thomasa nawet nie chciałam próbować drążyć tematu. Nie przypuszczałam, że kłamstwo o wspólnym wyjeździe na obóz talentów od razu wszystkich przekona. To śmieszne, nie byłam wybitnie utalentowana, ja tylko biegałam, a Tom był zwykłym sportowcem i co, nagle taki wyjazd? Ludzie bywają naprawdę naiwni.
- O nic nie pytasz - stwierdził zaintrygowany.
Stał w drzwiach i trzymał rękami framugi. Wyglądał seksownie, jego mięśnie wyraźnie odznaczały się spod materiału koszulki, był niesamowity, jak zawsze. Zamrugałam, powracając do rzeczywistości i spojrzałam mu w oczy.
- I tak nie uzyskam od ciebie żadnych odpowiedzi.
- Skąd ta pewność?
- Zapomniałeś już? Znam cię i to nie od dziś.
Zaśmiał się melodyjnie, a przed moimi oczami pojawiło się wspomnienie jednego z wielu wspólnie spędzonych weekendów. Byłam szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa, a on mnie zostawił po tym jak nieświadomie zatrzymałam czas.
- Tommy?
- Tak?
- Masz tutaj gitarę?
Uśmiechnął się i bez słowa zniknął w domku, po paru minutach wrócił ze swoją obklejoną różnymi naklejkami gitarę. Usiadł na schodkach i zaczął grać naszą piosenkę.

Wiem, że nie jestem nikim ważnym
Traktujesz mnie jak przyjaciela
Którym nigdy nie chciałem być
Zrozum, że to wszystko jest iluzją
Moje serce krzyczy, szarpie się, chce uciec do ciebie
A ty ciągle tego nie widzisz, jesteś ślepa
Ślepa na moją miłość, którą tak bardzo pragnę cię obdarzyć

Thomas milknie, ale nadal gra na instrumencie, uśmiecham się, bo teraz jest moja kolej, więc, śpiewam jak za dawnych lat:
Ooch kochanie, myślę o tobie każdego dnia
Patrzę jak rozpadasz się na kawałki
I nie mogę rozgryźć, co cię tak męczy i zatruwa od środka
Ta cała sytuacja pogłębia tylko nasze nałogi
Zatracamy się w nicości
Ooch, powiedz mi gdzie jesteś
Nie chcę już więcej tkwić w samotności
Bez ciebie wszystko traci swój sens
Proszę, złap mnie za rękę i zabierzesz ze sobą
Proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy więcej.

- Pamiętałaś – uśmiechnął się radośnie i odłożył na bok gitarę.
- Wiesz, że nie umiem zapominać tekstów piosenek.
- Tak sobie to tłumacz.
Uśmiechnął się figlarnie, a ja aż przygryzłam policzek, żeby nie jęknąć z żalu za tym co straciłam.
- Mówię prawdę – odpowiedziałam nieco zbyt piskliwym głosem.
Śmieję się nerwowo i robię mu miejsce obok siebie, a on siada i obejmuje mnie czule.
- Musisz być silna – mówi. – To co się teraz dzieje może na ciebie źle wpłynąć tylko jeśli na to pozwolisz.
- A tak naprawdę, co się dzieje?
- Ech dużo rzeczy, ale my nie musimy się tym martwić. Miejmy nadzieję, że wszystko zostanie rozwiązane bez mieszania w to nas.

Nie wiem, gdzie jestem, ledwo dostrzegam to co znajduje się przede mną. Słyszę jakieś szmery, jakby coś się poruszało i wytężam wzrok. Słyszę śmiech, przerażający śmiech, który sprawia, że czuję na ciele gęsią skórkę. Nagle wszystko staje się wyraźne i widzę ciemną postać trzymającą chłopaka z moich snów. Ma on wyrwane skrzydła, a posklejane, blond kosmyki opadają mu bez ładu na twarz. Ciemna postać szarpie chłopaka, ale on nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, chociaż na pewno rany z których spływa mu krew, bardzo go bolą.
- Przyjrzyj się uważnie swojemu stróżowi, bo to samo czeka ciebie.

Krzyczałam. Zerwałam się z łóżka, ale ktoś mnie złapał i próbował mnie powstrzymać przed wybiegnięciem z pokoju. Zaczęłam się wyrywać i jeszcze głośniej krzyczeć. Przestałam dopiero, gdy tamta osoba wymierzyła mi siarczysty policzek. Dotknęłam dłonią policzka i już całkiem spokojna uniosłam wzrok. Przede mną stał Thomas. Miał na sobie tylko luźne spodenki, a rozczochrane włosy świadczyły o tym, że go obudziłam.
- Dziękuję – powiedziałam.
- Nie ważne, co się stało?
- Miałam koszmar.
- Zauważyłem, co ci się przyśniło?
- Coś złego torturowało mojego anioła stróża, on nie miał skrzydeł.
- I co dalej?
- To coś powiedziało, że spotka mnie to samo.
Tom przeklął siarczyście, a potem zrobił dwa głębokie wdechy i już trochę spokojniejszy, czule mnie objął. Przywarłam do jego piersi, a on delikatnie głaskał mnie po głowie. Czułam się bezpieczna, ale i tak nie miałam na tyle dużo odwagi, żeby znowu zamknąć oczy.


A