środa, 28 stycznia 2015

5. Mały prześladowca

4 komentarze:

Lucas
Nigdy nie przypuszczałem, że będę mógł mieć ją na wyciągnięcie ręki. W najśmielszych snach nie marzyłem, że będę z nią rozmawiał w prawdziwym świecie.
A jednak, stało się. Jestem na Ziemi, siedzę za nią na lekcji biologii i obserwuję każdy jej mikroskopijny ruch. Nie mogę się powstrzymać, bo ona jest dla mnie kimś więcej, czuję łączącą nas więź.
Lisa odwróciła się i spojrzała na mnie, nie mogła wyczuć moich myśli, a jednak widocznie czegoś ode mnie chciała. Uśmiechnęła się delikatnie, jak to miała w zwyczaju. Często widziałem jak uśmiechała się w ten sposób do dzieci, rzadziej do dorosłych, to był jeden z moich ulubionych uśmiechów.
- To co robimy partnerze?
- Co takiego? – zapytałem wytrącony z równowagi.
Zaśmiała się i nic mi nie tłumacząc wstała z krzesła, które po chwili przysunęła do mojej ławki. Oparła się łokciami o biurko i spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi, dużymi oczami, które zawsze chciałem zobaczyć z bliska.
- Uwierz mi, że nie tylko ty chciałbyś być w innym miejscu, ale niestety to jest szkoła i chcąc nie chcąc musimy oddać tę pracę. To jak, gotowy?
Skinąłem głową pomimo tego, że nie miałem pojęcia na jaki temat mamy zrobić zadanie. To nie miało znaczenia, a przynajmniej nie dla mnie.
Przyglądałem się jak w wielkim skupieniu notuje w zeszycie moje spostrzeżenia dotyczące krzyżowania się genów. Nie wtrącała się, nie wchodziła mi w słowo, chociaż niemal namacalna była jej irytacja wywołana bezczynnością, której nienawidziła. Zawsze musiała coś robić i czuć się użyteczna, ale wiedziałem, że ten przedmiot jest jej piętą Achillesa i jeżeli chcemy dostać dobrą ocenę, to właśnie ja powinienem przejąć stery.

- Nie wierzę, że dostaliśmy piątki, skąd to wszystko wiedziałeś?
- Mam dar do zapamiętywania niepotrzebnych informacji – odpowiedziałem wymijająco.
Na tym słodko-gorzkim akcencie zakończyła się nasza rozmowa. Lisa odeszła w stronę Santosa, który czekał na nią przed klasą.
Zaskoczyła mnie informacja o tym, że jest moim potomkiem, bo przez wieki myślałem, że oni nie istnieją. Wiem, że to wygodny sposób myślenia, ale tak mi doniesiono.
Po spotkaniu z Anabelle dowiedziałem się od swojej przyjaciółki, że przez długi czas ukrywała przede mną moich własnych potomków. To za jej pomocą stali się niemal niedostrzegalni dla istot magicznych, nawet ja nie potrafiłem ich rozpoznać. Alyson powiedziała, że nie śledziła ich losów, żeby nie zwrócić na nich niepotrzebnej uwagi, ale pomimo tego od razu wiedziała kim jest Anabelle, bo wyczuła w niej swoją moc.
Chciałem wiedzieć dlaczego ukryła przede mną moich potomków, ale nie chciała mi tego wyjaśnić. Sądziła, że jest zobowiązana do dotrzymania tajemnicy.
Nie ukrywam, że jej zachowanie wyprowadziło mnie z równowagi. To ja powinienem był zapewnić im ochronę, a tego nie zrobiłem. Nie zauważyłem, że dzieje się coś złego, mało tego, siostra Anabelle zmieszała moją krew z krwią demona. Nie rozumiem jak do tego wszystkiego doszło.


Lisa
Alyson bez pytania usiadła obok mnie w stołówce i od razu zaczęła pić sok pomarańczowy. 
Wszyscy – łącznie z Santosem – zamilkli i przyglądali się jej w niemym zdumieniem. Dziewczyna zdawała się tego nie zauważać i skupiła się na jedzeniu wielkiego hamburgera.
- Dlaczego usiadłaś obok nas? – zapytał Carter nie wysilając się na uprzejmość.
Dziewczyna spojrzała zdezorientowana na wszystkich po kolei zanim odpowiedziała.
- Co jest dziwnego w tym, że się do was dosiadłam?
- Nic – zawahałam się – po prostu nikt tego nie robi, nawet moja kuzynka nie zbliża się do tego stolika. Jesteśmy chyba największymi snobami w szkole.
- Czyli nie mogę się przysiąść? – usłyszałam za sobą aksamitny głos Lucasa.
Prawdopodobnie, gdyby nie Santos – który złapał mnie za rękę – pewnie gapiłabym się na Lucasa z otwartą buzią.
Nie podobał mi się, ale miał w sobie coś takiego, że patrząc na niego miało się wrażenie, że zabiera z pomieszczenia całe światło.
"Interesujące porównanie" – usłyszałam w głowie głos na dźwięk którego lekko się skrzywiłam. Nienawidziłam, gdy to coś naruszało moją przestrzeń i wdzierało się siłą w moje myśli.
- To jak, mogę się dosiąść? – zapytał Lucas nachylając się nade mną. Jego jasne włosy opadły w dół niczym zasłona, a mi zaparło dech w piersiach.
- Czy możesz przestać sapać i gdzieś usiąść? – powiedział chłodno Santos.
- Oczywiście – odrzekł chłopak i usiadł obok Alyson.
Moja paczka szybko pozbierała się z początkowego szoku i chwilę później zaczęli rozmawiać na zwyczajne dla nich tematy.
- Lisa – usłyszałam szept Santosa i spojrzałam na niego zaniepokojona.
Bez słowa odstawiłam talerze i poszłam za chłopakiem do jednego z pustych gabinetów.
Weszliśmy do sali od fizyki, nie wyglądała ona za pięknie, ale to i tak dużo patrząc na to, że nauczyciel od tego przedmiotu notorycznie wywołuje pożary. Jakim cudem? Chyba nikt tego nie wie, przecież to jest fizyka, a nie chemia.
- Co się stało?
Santos włożył jedną dłoń do kieszeni spodni, a drugą podrapał się po głowie. Nie podobało mi się jego zachowanie, zdecydowanie za bardzo to wszystko przedłużał, dlaczego nie powiedział wszystkiego prosto z mostu?
- Przysięgam, że jeżeli zaraz nie zaczniesz mówić, to stąd wyjdę.
- Dobrze – mruknął pod nosem – rozmawiałem z ojcem i przyjedzie za parę dni. Im bliżej jest tego spotkania tym bardziej się boję, nie chcę nawet myśleć o tym jak się zachowa, gdy zobaczy Anabelle.
- Co zrobimy? – Zapytałam gotowa do działania.
Dotknął delikatnie moich włosów i już wiedziałam co chce powiedzieć.
- Sam to załatwię.
- Nie ma mowy – powiedziałam pewna siebie – skoro nie chcesz o niczym powiedzieć ciotce, to przynajmniej pomogę ci trzymać ich z daleka od siebie. Będziesz pilnował ojca, a ja twojej Anabelle, wymyślę jakiś powód, żeby móc jej zawracać głowę przez parę dni. Zobaczysz, jeszcze będzie mnie miała dosyć.


Postanowiłam od razu wprowadzić w życie swój plan, który zakładał wcielenie się w rolę prześladowcy. Dobrze, może to określenie było przesadą, ale i tak udało mi się uprzykrzyć życie nauczycielki w niecałe cztery godziny.
- Lisa, czego ty tak naprawdę chcesz? – Zapytała starając się nie stracić nad sobą kontroli.
- Mówiłam już, że bardzo chciałabym dostać rolę Julii w tegorocznym przedstawieniu.
- Przesłuchania są dopiero w piątek.
- Wiem, zostało mi naprawdę mało czasu, a jeszcze nie zdecydowałam się którą interpretację wybiorę.
- Na ile sposobów można umierać w tej konkretnej sztuce? – pisnęła machając mi przed nosem rękami.
Za plecami usłyszałam śmiech, więc szybko się odwróciłam i zobaczyłam Santosa, który ku zadowoleniu Anabelle od razu wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę wyjścia ze szkoły.
- Nie musiałaś tego robić, Miguel jeszcze nie przyjechał, a Anabelle już ma ciebie dosyć. Naprawdę myślałem, że mam tolerancyjną ciotkę, a tutaj takie zaskoczenie.
Zaśmiałam się usłyszawszy jego uwagę, był taki słodki myśląc, że pokazałam już wszystko co potrafię. Może i wyglądałam niepozornie, ale w przedszkolu sprawiłam, że moja opiekunka poszła na zwolnienie zdrowotne, a wróciła z niego jak tylko opuściłam mury placówki.
- Chciałam przyzwyczaić ją do swojego towarzystwa, zobaczysz, niedługo będziemy nierozłączne.
Santos uśmiechnął się figlarnie, widziałam, że miał ochotę rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale się powstrzymał.
Odprowadził mnie aż pod drzwi mojego domu, mówiłam mu, że nie musi tego robić, ale nie chciał mnie słuchać. Uparł się, że koniecznie potrzebuję eskorty do domu i nie zgadzał się z żadnym moim kontrargumentem.
- Do jutra księżniczko.
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów – warknęłam.
- Księżniczka...
Nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam w niego leżącą na parapecie gazetą, ale nie zrobiło to na nim wrażenia, bo tylko się zaśmiał i pomachał mi na pożegnanie.
Chłopcy bywają tacy irytujący....


A

_______
Wiem, nie dzieje się tutaj dużo, ale czasem potrzebne są takie wypełniacze przed zamierzoną akcją.




Santos i Lisa (Sali)


wtorek, 13 stycznia 2015

4. Inwazja aniołów

6 komentarzy:
Rozmawiałam z koleżankami, gdy otworzyły się drzwi sprawiając, że na korytarz razem z wiatrem wleciały płatki śniegu. W drzwiach stał wysoki chłopak o niemal złotych włosach, a u jego boku stała ładna brunetka o dużych oczach. Cała szkoła uważnie się im przyglądała, ale się tym nie przejęli, tylko spokojnie zaczęli iść w moim kierunku. Cofnęłam się o krok nie wiedząc co powinnam zrobić, ich uroda była idealna, onieśmielali mnie. Chłopak stanął jakieś dwa metry przede mną i uśmiechnął się szczerze. Towarzysząca mu brunetka uważnie spojrzała na niego, a potem na mnie, a następnie z wielkim uśmiechem na twarzy, wyciągnęła do mnie rękę i przedstawiła się.
- Alyson
- Lisa - odpowiedziałam automatycznie.
- Miło mi ciebie poznać – spojrzała na blondyna i szturchnęła go żartobliwie – ten sztywniak nazywa się Lucas, zazwyczaj jest bardziej rozmowny.
- Naprawdę? – przechyliłam odrobinę głowę i spojrzałam na niego uważnie – Kto by pomyślał.
Dziewczyna zaśmiała się melodyjnie, a jej towarzysz nieznacznie zmarszczył brwi.
- Wiedziałam, że od razu cię polubię – powiedziała.
- Proszę?
- Alyson miała na myśli to, że jak cię zobaczyła, to od razu wiedziała, że się dogadacie, prawda? - powiedział na co dziewczyna żwawo przytaknęła głową.

Później jeszcze kilka razy widziałam jak błąkał się po szkole bez swojej przyjaciółki. Wtedy nie widziałam w tym nic dziwnego, natomiast dzisiaj już wiem, że on mnie po prostu śledził. Chodził za mną krok w krok wmawiając sobie, że to dla mojego bezpieczeństwa.
- O czym tak myślisz? – odwróciłam się i zobaczyłam Santosa.
Jak zwykle przyjął niedbałą pozę, a ja miałam wrażenie, że nic go nie obchodzi, no może poza tym co o nim myślę. Od czasu, gdy zjawił się w tej szkole nikogo innego nie traktował jak partnera do rozmowy i właśnie dlatego wszyscy myśleli, że się wywyższa. Według mnie to była przesada, on po prostu nie przejmował się opinią innych ludzi i sam dobierał sobie towarzystwo.
Złapał mnie za rękę i pociągnął do jednej z wnęk. Przycisnął mnie do ściany i zasłonił mi widok na korytarz, widziałam tylko jego oszałamiające oczy.
- Coś się stało? – zapytałam nieśmiało, a on uśmiechnął się ironicznie.
- Nic, po prostu lubię wpychać ludzi do dziur w ścianach, wiesz to takie hobby.
Przekrzywiłam głowę i przyjrzałam mu się uważnie, sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Nerwowo zaciskał szczękę oraz pięści, coś było nie tak.
- Santos...
- Mój ojciec chce tutaj przyjechać, nie mogę mu na to pozwolić.
- Dlaczego?
- Bo jak zobaczy moją ciotkę, to dostanę eksmisję na drugi koniec globu.
- Mówiłeś jej o tym?
- Właśnie w tym problem, obawiam się, że może nie zgodzić się na ukrywanie przez dwa tygodnie, ona jest naprawdę wściekła na mojego ojca.
Przegryzłam nerwowo usta, nienawidziłam tego nawyku, ale z jakiegoś irracjonalnego powodu lepiej mi się myślało, gdy to robiłam.
Spojrzałam na chłopaka i przyjrzałam się wszystkim mikroskopijnym zmarszczkom na jego twarzy. Ufał mi i dlatego przyszedł z tym do mnie. Nie mogłam go zawieść, ale nie miałam pomysłów jak wybrnąć z tej sytuacji.
- Jak mogę ci pomóc? – zapytałam.
Uśmiechnął się i wziął mnie w swoje objęcia, a ja wdychałam jego kojący zapach i zastanawiałam się co się między nami działo.
- Santos?
- Mhm?
- Wiesz, że nie jesteś już najnowszym uczniem? – stchórzyłam, jak ostatni cykor w ostatniej chwili zrezygnowałam z pytania, które chciałam zadać.
- Mówili o tym w stołówce, ale nie specjalnie mnie to zainteresowało. Tutaj we wszystkim widzą sensację, więc nie warto marnować czasu na uważne słuchanie ich bełkotu.
- Poznałam ich.
Odchylił się na tyle daleko, żeby móc spojrzeć mi w oczy, jednocześnie nie wypuszczając mnie z ramion.
- Ich?
Przełknęłam ślinę tak głośno, iż odniosłam wrażenie, że słyszała to cała szkoła.
- Poznałam ich rano, Alyson i Lucas są bardzo mili, od razu podeszli do mnie i się przedstawili.
Jedna brew Santosa uniosła się ku górze, ale nic nie powiedział.
- Nie pasują do tej szkoły – szepnęłam – wydają się być idealni, jakby byli wyjęci z obrazu.
Ciało Santosa nagle stało się sztywne, nie patrzył już na mnie, pogrążył się w swoim świecie.

Santos
To oni, to muszą być oni. Ojciec opowiadał mi o niebiańskich istotach, które eliminowały za wszelką cenę osoby takie jak my, co według mnie było niesprawiedliwe, bo przecież nie odpowiadamy za to kim byli nasi przodkowie.
To co powiedziała Lisa wydawało się nieprawdopodobne, a jednak to było jedyne wytłumaczenie. Tylko o nich można powiedzieć, że są idealni, albo zbyt eteryczni jak na zwykły świat. Musiałem jak najszybciej porozmawiać o tym z ciotką, tylko ona mogła mi pomóc. Oni na pewno przyszli po mnie.
Patrząc na Lisę zdałem sobie sprawę, że nie tylko nie chcę opuszczać tego świata, ale także tej szkoły. Mój ojciec oraz niebiańskie istoty mogli próbować, ale ja nie zamierzałem stąd odejść.
- Masz ochotę na deser? Moglibyśmy wymknąć się do kawiarni naprzeciwko szkoły.
Widziałem w jej ruchach wahanie, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko.
- Zjadłabym ciasto czekoladowe.
- Załatwione, więc idziemy.
Zamówiłem sobie tylko podwójną kawę, ale z przyjemnością patrzyłem jak ta chudzina zajada się ciastem. Wyglądała uroczo, nigdy bym nie powiedział, że dziewczyny z takim zapałem mogą pochłaniać słodycze. Prawdopodobnie mój sposób myślenia wziął się z wielu lat spędzonych w dużych miastach. Tam dziewczyny zachowują się inaczej, ciągle liczą kalorie i katują się treningami. Nigdy tego nie rozumiałem, bo co jest seksownego w zmęczonej i wygłodzonej dziewczynie? Nic. To mogę wam powiedzieć z czystym sumieniem.
- Nie jesteś głodny?
Podniosłem kawę do góry.
- To jest moje pożywienie.
Jej oczy się zwęziły, wiedziałem, że miała kąśliwą uwagę na końcu języka, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z podzieleniem się nią ze mną.
- Jak ci się podoba w naszym miasteczku?
- Prawdę mówiąc z każdą sekundą podoba mi się tutaj coraz bardziej.
Spłonęła rumieńcem, to było bardzo urocze.
Byłem zmuszony oderwać od niej wzrok, bo wyczułem niewidoczne, drobne iskierki parzące mi skórę. Rozejrzałem się po kawiarni i zobaczyłem za oknem wysokiego blondyna patrzącego na mnie uważnie. To był on, musiał nim być. Patrzył się na mnie jakby chciał powiedzieć, że dobrze wie kim jestem i nie zasługuję żeby tutaj być.
Zamknąłem oczy i wzmocniłem swój niewidzialny mur. Byłem za słaby, żeby z nim walczyć, ale w miejscu publicznym nic złego mi nie zrobi, nie będzie próbował zniszczyć mojej osłony.
- Coś się stało?
- Nie – złapałem ją za rękę i uśmiechnąłem się.
Nie mogła dowiedzieć się prawdy o mnie, nie zniósłbym myśli, że ma mnie za potwora.

Lucas
Nie rozumiałem co ona widziała w tym motocykliście, wyglądał nieciekawie i był jej całkowitym przeciwieństwem. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje, anioł nie mógł pokochać demona.
- On nie jest demonem – powiedziała Alyson, która najwyraźniej podsłuchiwała mój wewnętrzny monolog.
- Ma ich krew.
- To nie ma znaczenie, dopóki nie zacznie źle postępować.
Odwróciłem się i spojrzałem na nią wściekły, ale nie wyprowadziło jej to z równowagi.
- Na pewno zrobił coś złego.
Uderzyła mnie mocno w ramię.
- Miej trochę wiary w ludzi, oni nie są źli.

Złapała mnie za rękę, nie miałem pojęcia dokąd mnie ciągnie i chyba nie chciałem tego wiedzieć.
Weszliśmy do niewielkiego gabinetu w którym siedziała blondynka sprawdzająca klasówki.
- Usiądźcie – powiedziała po czym zdjęła okulary i usiadła na biurku.
Przyglądała się nam uważnie, nie miałem pojęcia dlaczego tutaj jesteśmy, co Alyson chciała zrobić? Zastraszyć mnie ziemską nauczycielką? Dobre żarty.
- Nie możecie tknąć Santosa, jest pod moją opieką.
- Co takiego? – zapytałem wytrącony z równowagi.
Przekrzywiła głowę i przyjrzała mi się uważnie.
- Wyczułeś w nim demona, ale nie wyczuwasz we mnie swojej krwi?
- Nie rozumiem - powiedziałem.
- Anabelle jest twoim potomkiem – Alyson pośpieszyła mi z wyjaśnieniami – zrozumiałam to, gdy powiedziała mi skąd pochodzi jej ród.
- Dobrze, ale co to ma wspólnego z Santosem? – zapytałem zły, że próbują mną dyrygować.
- To jest mój siostrzeniec, jesteś też jego potomkiem.
- Niemożliwe, nie wyczułem w nim anielskiej krwi.
- Katherine, moja siostra znalazła sposób, żeby móc to ukryć.
- Jak to możliwe? – spytałem.
- Nie wiem, ale musicie mi pomóc.
- W czym? – zapytaliśmy jednocześnie.
- Santos nie chce mi tego powiedzieć, ale wiem, że jego ojciec chce tutaj przyjechać. Nie może go stąd zabrać, chłopak jeszcze nie dokonał wyboru po której ze stron stanie.
- Chciałaś chyba powiedzieć, że nie wie o tym, iż posiada jakiś wybór.
Anabelle schyliła głowę i nic nie powiedziała. Wiedziałem, że to nie ona jest odpowiedzialna za tego chłopca, ale z jakiegoś powodu tylko na nią mógł liczyć.
- Co się stało z jego matką?
Kobieta spojrzała na mnie oczami przepełnionymi łzami i odparła łamiącym się głosem:
- Miałam nadzieję, że pomożecie mi ją odszukać.


A

Sali (Santos i Lisa)