niedziela, 31 stycznia 2016

34. Niezapominajki

Brak komentarzy:



Niezapominajki mają taką jedną, małą właściwość o której mało kto wie. Noszone przy sercu nie pozwalają zapomnieć o miłości. A moją miłością, co do czego nie miałam wątpliwości, był Santos. To właśnie on był powodem dreszczy na moim ciele, gdy poczułam dotyk Lucasa. Drżałam, bo nie chciałam, żeby był tak blisko mnie.

Z nie do końca znanego mi powodu, żadne słowo wypowiedziane z ust złotowłosego anioła nie zostawało w moim umyśle na dłużej. Całą swoją osobą czułam, że nie powinnam mu ufać, wręcz odrzucała mnie myśl, że mogłabym spędzić z nim więcej czasu niż to konieczne.

– Czy… – zająknęłam się, próbując wymyślić dobrą wymówkę. – Chcesz się czegoś napić? Bo ja tak. Idę po wodę. Zaczekaj tutaj – powiedziałam chaotycznie i niemalże wybiegłam z pomieszczenia.

Zamknięte drzwi nie uspokoiły mnie, bo i tak czułam obecność anioła. Był zdecydowanie za blisko…

Zbiegłam po schodach, prawie się przewracając i z zadyszką wparowałam do kuchni. Za pierwszym razem trafiłam, brawa dla mnie. A tak na serio, to bardziej ustawiłoby mnie pomieszczenie w którym Thomas schował jakieś moje rzeczy.

Zaraz, chwileczkę…

Thomas!

Jak oszalała zaczęłam biegać po wszystkich pokojach na parterze, mając nadzieję, że znajdę go i to szybko, bo zaczynałam się martwić o to, co będzie z moim jakże szacownym zdrowiem psychicznym, jeśli pozostanę dłużej narażona na wpływ mojego aniołka.

– Czegoś szukasz? – Po pokoju rozległ się dobrze znany mi głos.

Odwróciłam się i rzuciłam na przyjaciela, uwiesiłam się na jego szyi i z ukojeniem wdychałam jego zapach.

– Nigdy tak się nie cieszyłam, że cię widzę – szepnęłam w jego ramię. – Powiedz mi co się naprawdę stało, gdy straciłam świadomość.

– Sama zobacz – powiedział tajemniczo i przyłożył dwa palce do mojego czoła.

Zostałam wciągnięta w coś, co przypominało sen. Byłam uwięziona we wspomnieniach, które nie należały do mnie.

Lisa wiła się na podłodze, a ja nie mogłem jej pomóc, bo musiała przejść przez to sama. Światło gwiazd oświetlało oszklone poddasze, a ona nie wyglądała jak anioł, tylko jak jedna z gwiazd pod którymi leżała.

Była piękna.

Zaczęły jej rosnąć skrzydła, a z nieba z każdą chwilą coraz bardziej prószył śnieg, chociaż nie zaczęła się jeszcze jesień. W świecie w którym żyłem śnieg o tej porze roku nie oznaczał załamania pogodowego, to było tylko potwierdzenie, że anioły ją zaakceptowały.

Mój uśmiech, który wywołała ta sytuacja, przerwało trzaśnięcie drzwi. Momentalnie podniosłem się i stanąłem przygotowany na najgorsze. Przede mną stał Lucas, nieposkromiony cherubin, anioł stróż Lisy i mój wróg.

– Naprawdę myślałeś, że was nie odnajdę.

– Pomyślmy – przeciągnąłem leniwie cały wyraz. – Tak, tak właśnie myślałem, a odnalezienie nas zajęło ci naprawdę zaskakująco dużo czasu.

– Nie wierzę, że Gabriel naprawdę trzyma twoją stronę… Ukrył was przede mną! – wybuchł rozwścieczony, łamiąc wszystkie zasady. Anioł powinien być dobry, pokorny i litościwy, a nie wybuchowy i pamiętliwy.

– I dobrze zrobił, bo jak sam widzisz, Lisa bez twojej pomocy przeszła właśnie przemianę.

Miałem rację, bo chociaż dziewczyna leżała teraz bezwładnie na podłodze, to nic jej nie było. Przemieniła się, wybrała, jest teraz anielskim Nefilim.

– Dobrze jej bez ciebie.

– Pozwól, że ja to ocenię – odpowiedział rozgniewany i podszedł do Lisy.

Zostawiłem ich samych. Teraz, gdy się przemieniła ich więź została zerwana na zawsze. To był koniec anielskiego prześladowcy.


Ocknęłam się wyrwana z jego wspomnień. Spojrzałam w oczy przyjaciela i bez zastanowienia chwyciłam go za rękę.

– Musimy stąd uciekać, on tam nadal jest…

– Nie, kochana. Teraz musisz zrobić coś innego, posłuchać jak możesz wypełnić swoje pierwsze zadanie.

W taki oto sposób dowiedziałam się z kim spiskował Thomas i jak miałam udowodnić moją wierność. W tamtym momencie poznałam swoją przyszłość i wiedziałam, że nie mogę jej zmienić. Moje życie już nie należało do mnie i musiałam to zaakceptować.


– Jak się czujesz? – zapytał się Thomas, gdy znaleźliśmy się w samochodzie.

A jak miałam się czuć? Przed paroma minutami obezwładniliśmy anioła przy pomocy czegoś, co Thomas dostał od innego anioła. Czy to w ogóle miało sens? Przecież anioły są dobre, więc dlaczego musimy uciekać przed jednym z nich?

– Bywało lepiej – odpowiadam krótko i odwracam się w stronę bocznej szyby. Nie mam ochoty z nim rozmawiać.

Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów, muszę wytrzymać, a wtedy wejdę do swojego mieszkania schowam się pod kołdrą i… kto wie? Może świat o mnie zapomni.

– Teraz wszystko się zmieni, nie możesz mieć czasu nawet na złapanie oddechu, bo zegar tyka, a ty musisz wykonać zadanie. Na tym to polega, zaraz po powrocie musisz zrobić to o czym ci powiedziałem.

– Odpuść, dobrze? – mówię znudzona słuchaniem ciągle tego samego z ust przyjaciela.

– Chcę, żeby wszystko się udało…

– To nie ty musisz oszukiwać i igrać z rozwścieczonym aniołem.

– Jeszcze nie jest rozwścieczony, po takiej dawce anielskiego pyłu, pośpi sobie jeszcze przez dwa dni.

Zwał jak zwał. Lucas mnie ukatrupi jak w końcu dowie się prawdy, ale nie tylko on będzie wściekły…

Podróż zleciała mi nadzwyczaj szybko, bo zasnęłam, zmęczona po przemianie. Obudził mnie dopiero zmęczony głos Toma.

– Jesteśmy na miejscu.

Otworzyłam leniwie oczy i spojrzałam na kamienice przede mną. Zdałam sobie sprawę, że jeszcze nie jestem gotowa, żeby tam wejść.

– Zawieź mnie do hotelu.

– Nie mogłaś mi tego powiedzieć zanim wepchałem się w te przeklęte korki?!

– Po prostu mnie tam zawieź. – Spojrzałam na zmęczoną twarz przyjaciela i ciszej, dodałam: – proszę.

Thomas szybko wyjechał z parkingu i wjechał na drogę, która była zakorkowana. Wiedziałam, że był zły, ale na wypadek gdybym tego nie zauważyła, postanowił zacząć mówić do siebie pod nosem:

– Jest gorsza niż w szkole. Zrób to, zrób tamto. Nie odzywaj się i najlepiej zniknij. O tak! Wtedy byłoby dla niej najlepiej, bo przecież to twoja wina głupcze, że anioły zrobiły sobie z ciebie posłańca. O tak, niedobry Thomas, niedobry…

Po wysłuchaniu całej tej litanii, w końcu dojechaliśmy na miejsce. Z daleka zobaczyłam recepcjonistę stojącego pod budynkiem i uśmiechającego się ironicznie na widok mojej ewakuacji z samochodu Toma. Naprawdę, wyskoczyłam stamtąd jakby się paliło.

– Co ci takiego zrobił, że tak pędzisz do pracy na nieswoją zmianę? – zapytał rozbawiony Damian.

– Ty lepiej zajmij się sobą i swoim życiem. Wiesz, że Niki spotyka się z Aleksem?

– Z kim? – zapytał, upuszczając papierosa na swojego buta.

– No właśnie, więc nie oceniaj tego, co ja robię – odpowiedziałam szorstko i weszłam do budynku.

Miałam szczęście, bo w holu stał Paweł. Od razu do niego podeszłam i położyłam dłoń na jego ramieniu.

W myślach już pojawiły mi się słowa: zwalniam się. Moje usta już otworzyły się, żeby to powiedzieć, gdy zza mojego szefa wyłonił się nie kto inny jak Lucas.

– O! Isabela. – Paweł ucieszył się na mój widok. – Poznaj Lucasa, będzie twoim zmiennikiem, ale przez parę dni potowarzyszy ci podczas twojej zmiany.

Niemożliwe. On miał spać. Spać i nie wchodzić mi w drogę.
A

33. Tardis?

Brak komentarzy:

Kiedyś, dawno temu w innym życiu, uwielbiałam podczas jazdy samochodem oglądać mijające miasta, pola, wsie. Tym razem jednak tak nie było, myślałam, że wyskoczę z siebie przez to, że ciągle nie dojechaliśmy do celu.

Thomas nie odzywał się do mnie, tylko nerwowo bębnił palcami o kierownicę, doprowadzając mnie do szału. Spojrzałam na niego i niezadowolona zmarszczyłam czoło.

– Dobrze się czujesz?

– A jak myślisz?! – uniósł się rozeźlony.

– Myślę, że powinieneś być dla mnie milszy.

– Od kiedy zrobiłaś się taka delikatna? Przecież to ty zawsze krzyczałaś i miałaś te swoje cudowne humorki.

– Nie rozumiesz. My, kobiety możemy się zachowywać irracjonalnie. Ty, nie możesz.

– Ludzka sprawiedliwość, doprawdy, nic dodać, nic ująć.

I po co mi to było? Skoro chciałam zapełnić czymś ciszę, to mogłam zgłośnić muzykę, a nie próbować porozmawiać z tym bucem.

– Lisa – mówi łagodnie po dłuższej chwili ciszy.

– Nie, nic już nie mów.

W szybie widzę jego niewyraźne odbicie. Zaciska rękę w pięść i unosi ją do góry, po czym uderza nią w brzeg kierownicy. Typowy facet, nie uspokoi się, dopóki w coś nie uderzy. Ta wszechogarniająca dawka testosteronu zaczyna mi poważnie działać na nerwy. Powinnam od dziecka wbić sobie, że lepiej otaczać się koleżankami, niż chłopakami, bo oni sprawiają same problemy.

Reszta podróży minęła nam na udawaniu, że cisza panująca między nami, wcale nie jest niezręczna. A jeśli chodzi o cel naszej podróży, to muszę powiedzieć, że byłam zaskoczona. Thomas zatrzymał samochód na wysypanej kamykami drodze na środku… No właśnie, na środku czego byliśmy? Skoro dookoła widziałam pustkę, same puste pola.

– Kto robi drogę na środku niczego? – Wyrwało mi się z ust pierwsze pytanie, o jakim pomyślałam.

Tom, błyskawicznie odpowiedział:

– Ta droga prowadzi do czegoś.

– Czegoś?

– Tak.

Dlaczego wcześniej nie przyszło mi do głowy, że mógł oszaleć? Przecież tutaj nie było niczego wid… O najsłodszy, czy to było to, o czym myślałam?

Przed moimi oczami jakby znikąd wyrósł, mały domek o świecących się ścianach. Lekko zaniepokojona poszłam za Tomem prosto do niedużego budynku, który w środku wyglądał jak zamek.

– Może naoglądałam się za dużo Doctora Who, ale czy to jest jakaś zaginiona siostra Tardis?

Mój tak zwany przyjaciel, przewrócił oczami i podszedł do wielkiej, dębowej szafy.

– Tak, oglądasz za dużo telewizji – odpowiedział, ja go jednak nie słuchałam.

Stanęłam na środku pomieszczenia i rozglądając się uważnie dookoła, zapytałam:

– Gdzie są stery? Muszę poznać Kleopatrę, nazywałabym ją Cleo!

– To nie jest film…

Humor Thomasa widocznie się pogorszył, jednak się tym nie przejmowałam, bo byłam w tym niesamowitym „czymś”. Nieprawdopodobne, ten domek był większy w środku. On musiał, po prostu musiał mieć moc do zwiedzania różnych galaktyk, albo chociaż do podróżowania w czasie.

– Lisa, nawet o tym nie myśl. Nie zwiedzisz Egiptu, Mezopotami, ani Olimpu, który nie istniał, ale widząc twoją wiarę w cuda, pewnie w to wierzysz…

– Nie zabieraj dziecku marzeń! – warknęłam na niego.

– Dobrze, a widzisz tu jakieś?

– Troll.

– Teraz się wyzywamy, jakie to dorosłe…

– Nie czepiaj się, przez tyle lat nie miałam swoich wspomnień, nazbierało ci się w tym czasie trochę obelg.

Czekałam aż odeprze mój atak, jednak tego nie zrobił. Zamiast tego, podszedł do mnie i wystawiając przed siebie otwartą dłoń, powiedział:

– Zaśnij.

I cały świat nagle stał się ciemnością.



Obudziłam się na podłodze. Thomas nawet nie zadał sobie trudu, żeby przenieść mnie na coś wygodniejszego, zamiast tego wolał popijać sobie kawę na schodkach przed domkiem.

– Zadowolony? Teraz wszystko mnie boli.

– W takim razie, możemy zaczynać.

Zaprowadził mnie na poddasze, które wbrew temu, co zaobserwowałam z zewnątrz, wcale nie miało dachówek, tylko… lustra. Mogłam zobaczyć bez problemów granatowe, rozgwieżdżone niebo.

– Co mam teraz robić? – zapytałam, a chwilę później poczułam rozdzierający mnie ból.

Upadłam na podłogę i wygięłam się w łuk, to cierpienie zdawało się nie mieć końca. Nie wiedziałam, co się dzieje i dlaczego tak bardzo jest mi… słabo. To, co czułam przerosło mnie i dlatego straciłam przytomność, jednak chwilę przed tym, łamiącym się głosem, wyszeptałam:

– Pomocy…



Pierwsza myśl, jaka mnie naszła po przebudzeniu, to:

– Czy to są jakieś żarty? Naprawdę muszę, co chwilę tracić przytomność jak jakaś przewrażliwiona dama w opałach?

– Najwidoczniej tak.

– Oo. Powiedziałam to na głos.

– Na to wychodzi.

Dopiero teraz zrozumiałam, że nie znam osoby z jaką rozmawiam. Podniosłam głowę i spojrzałam na blondyna odwróconego do mnie tyłem. Nie poznawałam go.

– Nie wiesz, kim jestem – mówi jakby czytając mi w myślach. – Nazywają mnie imieniem, Lucas. – Odwraca się w moją stronę, a jego przeraźliwie niebieskie oczy, przewiercają mnie na wylot. – W ostatnich latach dużo się działo, ale jednego możesz być pewna, nie masz na imię Isabela, tylko Lisa, a ja jestem twoim aniołem stróżem.

To się trochę spóźniłeś – myślę, uśmiechając się sztucznie.

– …musisz mi zaufać.

Chwila, co on wcześniej powiedział? Naprawdę, odpłynęłam tylko na chwilę, gdy zaczął mówić o niczym, co mogłoby mnie zainteresować.

– Nie ufam obcym.

– Lisa! – krzyczy, przeczesując nerwowo swoje złote włosy. – Przecież mówię ci, że mnie znasz.

– Niestety, ale nie pamiętam cię.

Mężczyzna momentalnie zmniejsza dzielącą nas odległość do tego stopnia, że czuję jego ciepły oddech na swoim policzku. Tak, jest bardzo, ale to bardzo blisko, a mi z jakiegoś powodu to się podoba. Podnosi rękę do góry i zaplątuje na palec kosmyk moich włosów.

– Ścięłaś je.

– Chyba nie chcesz rozmawiać ze mną o mojej fryzurze – odpowiadam szybko, lecz po chwili nieprzerwanej ciszy, już mniej pewnie, pytam: – prawda?

Uśmiecha się, a ja myślę o tym, że to najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.

– Tak, nie po to tutaj jestem.

– Nie?

Kręci głową i przygryza dolną wargę, wydaje się być rozbawiony, ale nie tylko… W jego zachowaniu jest coś tajemniczego i na swój sposób agresywnego.

– Chciałbym móc czytać w twoich myślach.

– Nikt tego nie potrafi.

Nie odpowiada, nie tłumaczy niczego, tylko delikatnie obejmuje mnie w pasie i przytula. Wydaje mi się, że w pokoju robi się jasno, nagle widzę jego twarz wyraźniej i… I poznaję go.

– Chwileczkę – mówię. – To ciebie spotkałam tuż przed tym jak wsiadłam do tramwaju.

– To był autobus.

Jego uśmiech jest naprawdę zabójczy.

– Naprawdę? Musiało mi się coś pomylić…

– Czasami tak się dzieje po przemianie.

– Jak to po?

Zabiera swoje ręce z moich bioder i delikatnie prowadzi mnie do lustra stojącego w rogu pokoju. Przyglądam się sobie i od razu robię się purpurowa. Nie rozumiem jak wcześniej mogłam nie zauważyć, że jestem ubrana jedynie w za dużą koszulkę i bieliznę.

Jak to w ogóle znalazło się na mnie?

– Nie wstydź się – mówi i odwraca mnie tyłem do lustra.

Patrzy mi w oczy, gdy kładzie swoje dłonie na mojej talii i powoli zaczyna podnosić koszulkę w jaką ktoś mnie ubrał, gdy byłam nieprzytomna. Czuję ogień na każdym nagim kawałku skóry, który on dotknął.

Wydaje mi się, że to trwa wieczność, zanim wystarczająco wysoko podwinie ciemny materiał, aby rozpiąć mi stanik. Wtedy wszystko się kończy. Przytrzymuje mi jedynie koszulkę i patrzy na mnie przenikliwym wzrokiem.

– Spójrz na swoje skrzydła.

Odwracam głowę i patrzę w lustro, gdzie widzę coś pięknego… moje własne, bielusieńkie skrzydła.
A

czwartek, 14 stycznia 2016

32. Pamięć

Brak komentarzy:

Pamiętałam… Mój umysł zapełnił się obrazami przedstawiającymi mnie, ale w taki sposób, jakbym była gdzieś z boku i przyglądała się temu wszystkiemu. Widziałam jak zakładam włosy za ucho i uśmiecham się, gdy z radiowęzła zaczyna płynąć moja ulubiona piosenka. Zbliżam się do Aleksa i żartobliwie szturcham go biodrami w tanecznym ruchu.

Chwilę później widzę oczy ciemne niczym noc i wiem, że jestem zgubiona. Jestem zgubiona, bo mam świadomość, że nigdy nie uwolnię się od tego uczucia, które kiełkuje gdzieś na dnie mojego serca. To wszystko przez niego…

Santos.

Dlaczego mój oddech wciąż jest przyśpieszony? Dlaczego nagle uciekam przed nim wzrokiem? Dlaczego nie chcę, żeby mnie dotknął, skoro… Skoro tak naprawdę moja skóra płonie z tęsknoty. Spalam się, bo jestem za daleko, a przecież nie musi tak być. Wystarczy, że powiem…

Nie mogę, nie potrafię tego zrobić.

– Gdzie jest Aleks? – cedzę przez zęby patrząc na moje skrzyżowane nogi.

– Isa, ja nie wiem… – zaczyna mówić Santos, ale przestaję go słuchać. Kładę się na plecy i mocno zaciskam powieki.

– Ma tutaj przyjść. Natychmiast! I niech nawet nie myśli, żeby informować o tym Nikolę, to nie jej sprawa.

– Dobrze – odpowiada niepewnie.

Po chwili słyszę odgłos zamykanych drzwi i w końcu mogę odetchnąć swobodnie. Kto by pomyślał, że obecność osoby, którą się kocha z wzajemnością, może być taka trudna.

„Po prostu oddychaj, nabierz powietrze i po chwili je wypuść, tak po prostu” – mówię sobie, ale ból nie mija.

Siadam na łóżku i zdejmuję koszulkę tylko po to, żeby zobaczyć to co sprawia mi ból. Wzdłuż kręgosłupa pojawiła mi się podłużna blizna. Blizna z której wyrosną skrzydła, a będzie to bolało tak jak ząbkowanie, albo nawet gorzej.

Biorę urywany oddech i wierzchem dłoni przecieram swoje mokre czoło. Będzie gorzej, o wiele gorzej, a ja za żadne skarby nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek to zobaczył i nie dlatego, że nikt nie wie kim jestem. Muszę to ukryć, bo czuję, że to jest jedyne wyjście. Bardzo dobrze pamiętam co moja moc zrobiła w Guardian City i za nic w świecie nie chcę żeby to się powtórzyło.

– Isa? – pytający głos Aleksa rozległ się w pustym pokoju. Odwróciłam się do niego zapominając, że jestem jedynie w staniku i szortach.

– Lisa jak już – rzuciłam i spojrzałam na niego gniewnie spod przymrużonych powiek.

Aleks zamknął szybko drzwi i schował ręce w kieszeniach. Zgarbił się lekko i spojrzał na swoje stopy, a po chwili zaczął się kiwać.

– Masz jakąś nerwicę?! Spójrz na mnie i porozmawiajmy jak dorośli!

Podniósł głowę i uśmiechnął się bezczelnie, patrząc mi prosto w oczy.

– To może ubierzesz się, panno dorosła?

Sięgnęłam po zmiętą koszulkę i naciągnęłam ją na siebie.

– Już lepiej?

– Bywało, że wyglądałaś lepiej, ale tak, przeżyję to jakoś.

– To dobrze, a teraz gadaj co się stało po tym jak Thomas zabrał mnie ze szkoły.

Długa, wręcz niekończąca się opowieść wyszła z ust mojego przyjaciela, a ja zaczynałam żałować, że sama go zachęciłam do tego niekończącego się monologu.

Wszystko czego się dowiedziałam, to dokładne sprawozdanie ze zwiedzania świata przez Santosa i Aleksa, oczywiście mój kochany przyjaciel wspomniał mi parokrotnie jak bardzo załamany był jego towarzysz. Tak, powiedział mi o tym, a wcale o to nie prosiłam.

– A co z innymi?

– Myślisz o Lucasie?

O kim? Czy to możliwe, że nie wszystko sobie przypomniałam?

– Myślałam o Thomasie i ojcu Santosa…

– Nic o nich nie wiedzieliśmy, chociaż przez dłuższy czas próbowaliśmy nieudolnie dotrzeć do Toma. Naprawdę, nie mam pojęcia jakim cudem zapadł się pod ziemię, nikt nie wiedział gdzie jest. Z tobą było podobnie…

Tak, zniknęłam na dosyć długo, ale przecież nie była to moja wina, a przez całą naszą rozmowę odczuwałam nieprzyjemne wrażenie, że ma do mnie jakiś żal.

– O czym myślisz, Liss? – zapytał po długiej chwili ciszy.

O czym myślę? O tym ile lat straciłam przez moją moc. I nie, nie obwiniam Thomasa za to, że zabrał mi wspomnienia, rozumiem go. To był jedyny sposób, żebym była bezpieczna.

– Co będzie z Santosem?

Nie wiem, naprawdę nie wiem, muszę to wszystko przemyśleć. Bez wątpienia Santos jest dla mnie ważny, ale w tej chwili jego obecność jest dla mnie zbyt intensywna, wszystko zaczyna do mnie wracać i nie wiem czy potrafię sobie z tym poradzić.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!

Tylko jak powinnam się za to zabrać, przecież nie wyjdę przez okno, żeby go ominąć. A może…

Podchodzę do okna i wyglądam przez nie. Od razu przechodzi mi chęć na zabawę w Kobietę-Kota. Odwracam się w stronę purpurowego Aleksa i od razu podejmuję decyzję. Wyjmuję z szafy strój do biegania i ignorując całą męską populację przebywającą w moim mieszkaniu, wychodzę. Naciągam kaptur na głowę, a w duchu cieszę się, że nie ma upału i nie jestem narażona na to, że rosnące skrzydła przebiją się przez materiał mojej cienkiej bluzki.

Pod blokiem stał Thomas, nie wiem jak to się stało, ale czekał na mnie, bo moje pojawienie się wcale go nie zaskoczyło. Wydawał się być nawet zniecierpliwiony, kiedy złapał mnie mocno za przedramię i pociągnął do jednego z samochodów stojących przy krawężniku.

– Co ty robisz? – pytam, gdy siedzę już na siedzeniu pasażera.

Tom, bez słowa zatrzaskuje drzwi i zapina pasy. Zapala silnik, ogląda się przez ramię i rusza, dopiero wtedy jego ciało się rozluźnia i lekko drżącym głosem, odpowiada:

– Zawożę cię do jedynego miejsca w którym będziesz mogła się ten… – Nerwowo gestykuluje prawą ręką, szukając odpowiedniego słowa. – Przemienić.

– Przemienić?

– Tak. Wyrosną ci skrzydła i dokonasz wyboru. No powiedzmy, tak zazwyczaj się dzieje, ale Santos do dnia dzisiejszego nie dokończył transformacji. Z tobą jednak nie powinno być problemów – mówi chaotycznie.

– Thomas?

– Tak?

Patrzy na mnie i odchrząkuje. Znam go tyle lat, a chyba po raz pierwszy widzę go tak bardzo zdenerwowanego.

– Co takiego może się dzisiaj stać?

– No cóż. Masz naprawdę potężną moc i możesz… – Bierze głęboki oddech. – Może ci się coś stać.

– Aha…

Nie wiedziałam co mogę więcej powiedzieć, brakowało mi słów. Nie miałam wpływu na to co się stanie, dlatego mając na uwadze swoją niepewną przyszłość, wyjęłam komórkę i wybrałam rozmowę z Santosem. Szybko wystukałam krótką wiadomość i ją wysłałam. Na sam koniec wyciszyłam komórkę, oparłam głowę na zagłówku i przygryzłam wargi, zaciskając jednocześnie oczy po to, żeby nie uronić ani jednej łzy.

Moja wiadomość brzmiała: Przepraszam, kocham Cię.

A

sobota, 2 stycznia 2016

31. Niegrzeczny chłopiec

Brak komentarzy:

– On na pewno nie chciał, żebyś w ten sposób odebrała jego zachowanie – powiedział Santos.

Od godziny leżałam oparta głową o jego nogi i opowiadałam o tym jak spędziłam dzień. Thomas oczywiście musiał za mną chodzić przez cały ten czas i właśnie o tym chwilę wcześniej wspomniałam mojemu nadzwyczaj spokojnemu brodaczowi.

– Santos, ale co w tym jest normalnego? On mnie śledził!

– A nie pomyślałaś o tym, że naprawdę jesteś w niebezpieczeństwie? Ledwo pamiętasz Toma i Aleksa, więc swoich wrogów też możesz nie pamiętać.

– Ciekawe jakich mogę mieć wrogów, królową studniówki na której nie byłam?

– Zamieniasz w żart rzeczy, które powinnaś traktować poważnie.

Przeniosłam wzrok z sufitu na twarz Santosa i jęknęłam zirytowana. Czy naprawdę wszyscy mężczyźni w moim otoczeniu musieli być tacy uparci?

– Nie gniewaj się.

Nachylił się nade mną i ręką zsunął z mojego ramienia ramiączko bluzki, a jego usta delikatnie musnęły moją skórę. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Takie zachowanie ostatnio stało się dla nas normalne, bo w ciągu tych paru dni wiele się zmieniło. W towarzystwie Santosa może i nie znikały moje problemy, ale czułam się zrelaksowana, jego bliskość naprawdę mi służyła.

– A jak miałabym się na ciebie gniewać?

– Ty mi powiedz – wyszeptał do mojego ucha, jednocześnie drażniąc mój policzek swoim zarostem.

Jak to się nazywa? To uczucie na dole brzucha… Ach, no tak, chodziło mi o motyle, motyle w brzuchu. Jest ich tyle, że mogłabym bez problemu stąd odlecieć.

– Nie mogę – mówię i wybucham śmiechem. Wtulam się w pierś Santosa i nim zdążymy zacząć kolejny temat, zasypiam.


Budzę się w wielkim mahoniowym łóżku, które nie jest moje, podnoszę się gwałtownie i spadam z niego, jednak nie ląduję na podłodze, tylko spadam w dół. Dookoła mnie nie ma nic, żadnych ścian, budynków ani nawet dzikiej zieleni. Pochłania mnie nicość, wyciąga swoje obślizgłe macki po każdy kawałek mojego ciała.
Nic się jednak nie dzieje. Nie upadam, a mrok odchodzi ode mnie. Otwieram oczy, chociaż nie pamiętam kiedy je zamknęłam, i dostrzegam świetlistą postać, która mnie otacza. Przygryzam usta i zaczynam się modlić. Modlę się, bo się boję i chcę wrócić do domu. Nie jestem odważna, nie jestem żądna przygód, chcę po prostu wrócić tam, gdzie jestem bezpieczna.
– Nie bój się – odzywa się potężny głos.
Moje ciało drży i nie mogę nic poradzić na to, że gdy świetlista postać sadza mnie na złotej imitacji trawy, mam ochotę uciec jak najdalej.
– Nic ci nie zrobię – zapewnia, ale nie potrafię w to uwierzyć.
Zamykam oczy i biorę głęboki oddech, po czym mówię:
– Kim jesteś?
Nie odpowiada. Przerażająco niebieskie oczy wbijają we mnie swój wzrok, ale usta nie otwierając się, żeby coś mi odpowiedzieć. Zostawiają mnie w niepewności.



– Isabela, obudź się!

Znajomy głos dobiega z oddali. Przewracam się na drugi bok i podnoszę rękę do góry szukając natrętnego budzika, który bez skrupułów zaczął mnie budzić.

Budzik. Zaraz, chwila, budziki nie mówią. Otwieram jedno oko i wyglądam zza poduszki, jednak jedyne co widzę, to męska klatka piersiowa w pomiętej koszulce.

– Kim jesteś? – wypalam nim dochodzi do mnie, że to przecież Santos.

W pokoju rozlega się wesoły śmiech. Ściągam z głowy poduszkę i leniwie siadam po turecku na łóżku.

– A kogo się tutaj spodziewałaś, aniołku?

Niech pomyślę? Potwora, postać niemająca ciała tylko świetlistą powłokę? Och, tak Is, najwyższy czas udać się do specjalisty.

– To co, może naleśniki?

– Naleśniki – powtarzam patrząc w jego ciemne oczy. – Nie mam za dużo czasu, muszę biec do hotelu.

– Nic nie musisz – szepcze i całuje mnie w czoło.

Patrzę jeszcze chwilę na niego. Przyglądam się jak wstaje i wychodzi z pokoju, a wtedy wstaję z łóżka i podchodzę do oka. Niedługo zacznie się jesień, ale nadal jest bardzo ciepło i słonecznie. W takich dniach powinnam mieć mnóstwo energii, ale… Coś jest nie tak.

Zerkam w stronę łóżka i zauważam kalendarz Santosa i wystającą z niego kartkę. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale ciekawość zwycięża i chwilę później mam już w rękach pojedynczą kartkę papieru.

Widząc co jest zapisane pochyłym pismem, wychodzę z pokoju i bez pytania wchodzę do Adriana, skąd zabieram gitarę Thomasa. Tak, dobrze myślicie, mam zamiar zagrać, chociaż nie pamiętam jak to się robiło.

Wracam do swojego pokoju i siadam na łóżku. Instrument układa się w moich rękach naturalnie, a jego brzmienie pobudza we mnie dreszcze, które przywołują w moich myślach obraz Thomasa, pierwszej osoby jaka wprowadziła mnie w świat muzyki.

Zaczęłam grać, jednak dopiero przy trzecim podejściu wplotłam w melodię słowa zapisane na pogniecionej kartce.

Znalazłem. Znalazłem cię gdzieś na końcu świata, zagubioną i przerażoną.
Tak bardzo chciałem cię dotknąć, przytulić, powiedzieć, że kocham –
ale nie mogłem.
Nie mogłem nic zrobić, bo to już nie byłaś ty.
I chociaż nadal patrzyłem w twoje oczy, nie byłaś już tamtą dziewczyną ze szkolnego korytarza.
Nie byłaś nią. Nie byłaś nią.
A ja nie byłem tamtym chłopakiem, który myślał, że może wszystko.
To wszystko okazało się kłamstwem, okrutnym kłamstwem, bo…
Tak naprawdę nic nie mogłem zrobić.
Zniknęłaś z mojego życia, a ja nie mogłem cię powstrzymać, zatrzymać i sprowadzić do domu.
Mogłem tylko wyruszyć za tobą i próbować odnaleźć miłość, która wymknęła mi się z rąk.
Wszystkie kolory świata zlały się w szarość,
Przerażający brak jakichkolwiek barw.
A pośród nich zostałaś ty –
centrum mojego świata,
moje serce,
moja miłość.

Zatracona w śpiewie nie zauważyłam kiedy Santos wszedł do pokoju. Nie wyglądał jednak na zadowolonego. Skwaszony zabrał mi kartkę i ostro powiedział:

– To nie jest piosenka.

– Ale mogłaby nią być.

– Nie. Nawet nie masz pojęcia jak…

Jego oczy te ciemne oczy, to w nich zobaczyłam siebie. Wciągały mnie w swój świat jak czarna dziura. Zabrały mnie do niego, przywołały w mojej pamięci wspomnienie, w które nie chciałam uwierzyć.

Śpieszyłam się gdzieś, a na korytarzu było ślisko. Wylądowałam na podłodze, jednak nim zdążyłam się podnieść, czyjeś ręce dźwignęły mnie do góry. Przede mną stał chłopak, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
– No proszę, kolejny udaje niegrzecznego chłopca – pomyślałam oceniając wygląd chłopaka i śmiejąc się pod nosem, pobiegłam na lekcję.


Ten chłopak, te oczy, które patrzyły na mnie z ukrywaną troską… Znałam je, a ich właściciel właśnie stał w tym samym pokoju.

Nie wytrzymałam. Wspomnienie, które do mnie wróciło sprawiło mi wielki ból, miałam wrażenie, że ktoś uderzył mnie sztangą w głowę. Odłożyłam gitarę na łóżko i zgięłam się w pół, żeby zwymiotować na swój biały dywan.

Santos przytrzymywał mi włosy, jednocześnie krzycząc do Adriana, żeby przyniósł miskę i szklankę z wodą. Mnie jednak nie obchodziło to wszystko, chciałam się tylko pozbyć bólu, który ciągle czułam.

Po zwymiotowaniu całej zawartości żołądka, chłopaki podnieśli mnie delikatnie i położyli na łóżku, a ja skuliłam się pod kołdrą i próbowałam nie drżeć, gdy Santos przeczesywał swoją dłonią moje włosy.

A