niedziela, 13 marca 2016

41.

2 komentarze:


Santos
Prawdopodobnie nie tylko ja, ale także Lucas był zdziwiony, gdy weszliśmy i zamiast Lisy w opresji, zobaczyliśmy srebrnego anioła, który podduszał mojego ojca i gardłowym głosem syczał, żeby oddał to, co jego.
– Ktoś nas uprzedził.
Lucas pokręcił głową i powiedział:
– Jesteśmy tutaj pierwsi, to Lisa zaczęła wchłaniać z otoczenia moc kamienia.
– Co to oznacza?
– To samo, o czym mówiłem ci przed przybyciem tutaj, sięgnęła po moc rodu, a teraz powoli przybiera postać Raziela. Czy naprawdę muszę ci wszystko tłumaczyć dwa razy, jak małemu dziecku?!
– To tak się da? – zapytałem i spojrzałem kątem oka na Lucasa, wyobrażając sobie, że przyjmuję jego postać.
– Zrób to kiedyś, a powyrywam ci pióra ze skrzydeł – odpowiedział na moje niewypowiedziane myśli.
Dobrze, jakoś niespecjalnie mi się śpieszyło do przybierania postaci przodka. Szczerze mówiąc brało mnie też trochę na wymioty, gdy o tym myślałem, nadal nie mogłem zrozumieć, jakim cudem to właśnie Lucas zapoczątkował mój ród.
– Co robimy?
– A jak myślisz Einsteinie? Idę po Lisę, a ty zajmujesz się swoim ojcem.
– Tak, zajmę się Miguelem. Bułka z masłem – mruczę do siebie i wychodzę na przód, żeby wyrwać ojca ze szponów mojej dziewczyny.
Czy to brzmi tak źle tylko w mojej głowie?
Z oddali widziałem jak wyrywa z dłoni mojego ojca srebrny medalion, jednak to jej nie wystarczyło, mogłem zobaczyć jak zakłada go na szyję, pochłaniając resztkę jego mocy. Postanowiłem, że się nie poddam, stanąłem naprzeciwko Lisy, ale nawet na mnie nie spojrzała. Zbliżyłem się i złapałem ją za rękę, która była gorąca, nawet jak dla mnie. Szybko się cofnąłem i kątem oka odnalazłem Lucasa czającego się gdzieś z tyłu.
Raz kozie śmierć.
Spróbowałem ponownie i tym razem na mnie spojrzała zirytowana, chociaż nie widziałem już jej tylko jakiegoś potwora, jarzącego się na srebrno potwora o białych oczach.
– Odejdź człowieku! – wrzasnęła gardłowym głosem.
Zacisnąłem usta w cienką linię i pokręciłem głową. Myliła się, nie byłem człowiekiem, tego jednego byłem pewien.
– Nie tym razem, moja droga.
Po raz pierwszy w życiu to zrobiłem i chyba sam nie jestem do końca pewny jak do tego doszło. Poruszyłem szybko prawą ręką, a za nią poleciała rozzłoszczona Lisa. Nie widziałem za dobrze, ale chyba nawet srebrny anioł zniszczenia złamał sobie skrzydełko. Na szczęście dla mnie, nie musiałem odczuć na sobie jej odwetu, bo Lucas chwycił ją w pasie i siłą wyprowadził z budynku.
Został tylko mój ojciec. Leżał z wygiętą ręką na podłodze i nie mógł się bronić. Mogłem to wszystko skończyć raz na zawsze, pozbyć się go i uczynić ten świat lepszym, ale… Nie mogłem tego zrobić, bo wtedy straciłbym szansę na coś lepszego. Zostałbym demonem, tak jak Miguel, a do tego nie mogłem dopuścić.
– Spójrz tylko. – Kopnąłem go w goleń, a gdy się skulił, kontynuowałem: – Twoje pieniądze, władza i wszystko, co budowałeś przez całe swoje życie stało się niczym, pokonała cię mała, słaba dziewczyna.
– Może i mnie pokonała, ale sięgnęła po moc, która ją zabije – wycharczał plując krwią.
Nie musiał mi o tym przypominać, dobrze znałem skutki tego, co zrobiła. I pomyśleć, że nie doszłoby do tego, gdyby nie kamień dusz, bez tego artefaktu byłaby za słaba, żeby połączyć się z bytem swojego przodka.
– Nie wiesz, o czym mówisz!
– Stracisz swoje światełko, a wtedy jeden mały kroczek będzie cię dzielił od piekła. Szkoda tylko, że odzyskamy ciebie za cenę kamienia dusz, że też ta ma flądra musiała go zniszczyć.
Miguel, miał trochę racji w tym, co mówił, straciłem Lisę. Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym od razu za nią pobiegł, może zabrałbym od niej ten przeklęty kamień, bo przecież wiedziałem. Wiedziałem od początku, że nie mogła odnaleźć tego kamienia. Anabelle powiedziała mi kiedyś o tym, że dla odkrywających swoje moce Nefilim najgorszym złem są oni sami i wszystko, co może ich za bardzo przybliżyć do przodków. A kamień dusz… Dlaczego nie domyśliłem się, że cały czas to właśnie o niego chodziło? Przysłali ją tutaj nie po to, żeby zdobyła kamień, ale żeby go zniszczyła, przy okazji kładąc kres rodowi Raziela.
Tylko dlaczego dopiero w tym momencie chcieli się pozbyć jego potomków?
Lisa
Wszystko mnie bolało, czułam jakby moje ciało pochłaniał żar, albo same ognie piekielne. Jęczałam z bólu, podczas gdy niebieskie oczy wpatrywały się we mnie cierpliwie.
– Będziesz żyć – powiedział chłodno i zabrał swoją dłoń z mojego policzka.
Kątem oka widziałam jak Lucas idzie w głąb pomieszczenia, zachowywał się tak, jakby chciał przed czymś uciec, ale przed czym skoro byliśmy tutaj tylko we dwoje?
– Gdzie… – zaczęłam cicho mówić, jednak nie byłam wydusić z siebie drugiego słowa. Czułam ból za każdym razem, gdy próbowałam wydobyć z siebie głos.
– Jesteś u mnie w domu – zaśmiał się smutno i ze stukotem postawił coś szklanego na blacie. – Powiedzmy, że to jest mój dom, spędziłem tutaj dużo czasu. Jesteś tutaj bezpieczna. Tak właściwie chciałem poprosić Alyson o pomoc przy tobie, ale nie wiem czy jeszcze mogę jej ufać. To wszystko było spiskiem, chciano się pozbyć ciebie, to dlatego dostałaś to zadanie.
Usłyszałam kroki, a po chwili poczułam jego oddech na swojej skórze. Dawało mi to ukojenie, krótki odpoczynek od bólu, który powoli stawał się częścią mnie. Zaczęłam nawet zapominać jak się oddycha bez tego nieprzyjemnego uścisku w okolicach krtani.
– Jeszcze długo będzie cię to boleć, ale mogło być gorzej, mogłaś zginąć.
Dlaczego niebiosa zesłały mi tego gbura, jako pocieszenie?
– Na szczęście moja przyjaciółka potrafi uzdrawiać. Dawno jej nie widziałem, bo nie bywa w niebie, ale nadal ma swój dar, chociaż żyje jak człowiek. Uratowała ciebie, Liso. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak się ciebie przestraszyła, była na mnie wręcz zła za to, że kazałem jej uzdrowić potomka będącego zwiastunem zagłady. To było naprawdę zastanawiające, bo nigdzie nie powiadają o kobiecym potomku, który miałby przynieść zgubę. Oczywiście jest przepowiednia o dziecku, które będzie wróżyło kres Nefilim, ale wszędzie jest zapisane, że będzie to chłopiec zrodzony ze światła i cienia, dobra i zła. Powiedziałbym, że to określenie bardziej pasuje do Santosa niż do ciebie…
– Niech on się zamknie! – pomyślałam.
– Zrobiłaś się strasznie złośliwa – odpowiedział mi w myślach.
Chwila. Lucas właśnie mówił do mnie w moich myślach, a ja to słyszałam. Chyba oszalałam.
Z twoim umysłem wszystko jest dobrze, jesteśmy połączeni. Mogę czytać w twoich myślach.
– Zawsze tak było?
– Zawsze.
– Lucas, przysięgam, że jak tylko zacznę czuć swoje ciało, to ci nogi z dupy powyrywam za te wszystkie kłamstwa. Ty wiedziałeś o mnie wszystko!
– Kobiety – jęknął i zerwał kontakt.
Później wyszedł i przez długie godziny nie wracał, dopiero, gdy zrobiło się ciemno, przyszedł i nie mówiąc ani słowa, zaczął obmywać moją skórę czymś kojącym i pachnącym aloesem. Na sam koniec przykrył mnie chłodnym prześcieradłem i chciał wyjść, ale mu na to nie pozwoliłam.
Zostań.
Posłuchał mojego wewnętrznego wołania i bez oporów zdjął koszulkę i położył się w łóżku obok mnie.
Dlaczego poprosiłam, aby został?
Chyba nikt nie chce być sam, gdy w myślach ciągle kotłuje się pytanie o to, czy nadejdzie dla niego jakieś jutro.
A






40.

Brak komentarzy:


Lisa
W życiu czasami trzeba podejmować odważne i nieco naiwne czyny. Nie jest to tak właściwie potrzebne dla naszego rozwoju, powiedziałabym bardziej, że chodzi tutaj o coś innego. Wiąże się to raczej z tym, że nasi przodkowie walczyli o przetrwanie, każdego dnia używali wszystkich swoich instynktów, żeby przeżyć, dlatego my też powinniśmy tak robić, od czasu do czasu pójść za tym cichym głosikiem w głowie i zrobić to, co nam podpowiada instynkt.
A co mi podpowiada instynkt?
Mówi mi, żebym z całych sił uderzyła pięścią w szczękę Miguela. I tak też robię i udaje mi się zarejestrować, że jest jednak silniejszy niż zapamiętałam. Od razu odtrąca moją rękę i z mojego ataku jest więcej szkody niż pożytku.
Błysk w czarnych oczach od razu napawa mnie lękiem. Wiem, że mnie rozpoznał, zobaczył we mnie tamtą przestraszoną dziewczynę sprzed lat i co gorsze… Spodobało mu się to.
– Urosłaś – zaczął, uśmiechając się i kiwając w stronę moich skrzydeł. – Ładne, ale nie do twarzy ci w bieli.
Kręcę głową i próbuję się uspokoić, chociaż serce bije mi zbyt szybko i zbyt głośno, żeby nie był świadomy tego, co się we mnie kotłuje.
– Co to za dziecko? – odzywa się rozdrażniona Katherine, a ja odwracam się w stronę tej niewdzięcznicy i wskazuję ręką na swoją sylwetkę.
– Naprawdę? Dziecko. Katherine, czy na nic więcej cię nie stać?!
– Skąd znasz moje imię?
Kobieta wydaje się nieufna, ale nie obchodzi mnie to, bo nie jestem tutaj po to, aby zyskać sobie jej zaufanie.
– Skarbie – Miguel mówi do Kate przesłodzonym głosem. – Poznaj naszą nową córkę. Santos uraczył nas kolejnym aniołem w rodzinie.
– Lisa – wyszeptała cicho kobieta, a ja się wzdrygnęłam słysząc swoje imię. Widocznie Nikola musiała jej o mnie opowiedzieć.
Uciekaj!  – mówił głos w mojej głowie, ja jednak go nie posłuchałam. Dotknęłam dłonią swojego ramienia, na którym widniała mała blizna, jedyny namacalny dowód na to, że ród, z którego pochodzę, zapoczątkował sam Raziel.
Dam radę.
Nie pozwalam Miguelowi zyskać przewagi i gdy zajmuje się tłumaczeniem czegoś blondynce, to ja, opętana przez jakąś żądną krwi bestię, rzucam się na niego i daję Kate chwilę na to, aby zwiększyła odległość dzielącą ją od tego diabła wcielonego. Niestety mój brak umiejętności do walki staje się odczuwalny już na starcie, bo jakie emocje nie rządziłyby moim zachowaniem, to i tak byłam słaba, a Miguel bez problemu mnie obezwładnił. Przytrzymywał mnie przy ziemi, zakleszczając moje nadgarstki w swoim uścisku i z diabolicznym uśmiechem, pochylił się nade mną i bez skrępowania, powiedział:
– Nie dziwię się, że Santos tak za tobą szaleje, masz w sobie tę iskrę, której zazwyczaj brakuje wszystkim dobrym dziewczynkom.
– Zejdź ze mnie – wycedziłam rozzłoszczona.
Wybuchł śmiechem, a chwilę później zaczęły nim targać konwulsje. To nie ja je spowodowałam, to nie ja sprawiłam, że chwilę później zrobił się siny na twarzy. I on o tym dobrze wiedział.
Oderwał się ode mnie i trzymając się za szyję, łapczywie nabierał powietrza. Dusił się, ale to nie mogło trwać wiecznie, więc gorączkowo zaczęłam przeszukiwać pokój w poszukiwaniu kamienia dusz. Nie chciałam nawet myśleć o tym, kto mi pomógł wyswobodzić się od Miguela, odpowiedź mogłaby być zbyt przerażająca.
Nie widziałam Kate i szczerze mówiąc obawiałam się, że uciekła razem z powodem mojej wizyty w tym miejcu. Właściwie, to taka opcja w obecnej sytuacji nie byłaby zła, bo przynajmniej kamień znalazłby się z daleka od Miguela, który zaczynał nabierać coraz bardziej miarowego oddechu.
Po raz setny podrapałam się po znamieniu, które wybitnie mnie dzisiaj swędziało. Zdenerwowana spojrzałam na swoje ramię i zaniemówiłam. Widziałam czyste srebro, moje znamię zmieniło kolor, a co straszniejsze, nagle dostrzegłam, że nie tylko ono zaczęło świecić swoim srebrnym blaskiem.
W głębi pokoju, gdzie znajdowały się półki z książkami, zauważyłam delikatny, srebrny blask. Poszłam w jego stronę czując ciarki na plecach, bo gdzieś tam głęboko w sercu wiedziałam, że znalazłam to, czego szukałam dzięki czemuś, czego w żaden sposób nie potrafiłam wyjaśnić.
Stanęłam przed biblioteczką i zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, co powinnam zrobić. W filmach wszyscy zawsze zaczynają wyjmować książki i otwiera się tajne przejście, jednak gdyby Katherine była tak przewidywalna, to Miguel znalazłby ją już dawno temu.
Oparłam się o komodę i z konsternacją wpatrywałam się w półki wydobywające z siebie ten niezwykły blask, próbując wymyślić, w jaki sposób mogłabym wydostać stamtąd kamień.
Zaraz, chwila. Kate miała bardzo dobry kontakt z Nikolą, a ona…
Podeszłam do półek przyjrzałam się grzbietom książek. Tak, jak podejrzewałam, po chwili znalazłam niepozorną, błękitną książkę o tytule „Mgła”. Widziałam takie książki już dawno temu, ponieważ moja przyjaciółka przeżywając kryzys twórczy zajęła się wyrabianiem książek, które nie były książkami. Nigdy nie rozumiałam, po co marnuje na to czas, ale najwyraźniej przydało się to na coś, bo teraz bez żadnych przeszkód otworzyłam książkę i wyjęłam z niej medalion, który skrywał w sobie srebrny kamień, wyglądający jak rozgrzana cyna, która delikatnie poruszyła się, gdy wyjęłam biżuterię ze schowka.
– Piękne – szepnęłam do siebie, patrząc jak zaczarowana na kamień dusz.
– Szkoda tylko, że to nie jest twoje – usłyszałam za plecami męski głos, a chwilę później poczułam jak ktoś wyrywa mi medalion z ręki.
Odwróciłam się i spojrzałam ze złością na Miguela, nie mogłam pozwolić na to, żeby w ten sposób zaprzepaścił wszystko. On za żadne skarby nie mógł przejąć kamienia, a przynajmniej nie dopóki ja miałam coś do powiedzenia.
Moje ciało zaczęło drżeć, poczułam jak z moich pleców uwalniają się skrzydła, a ja nagle zyskuję siłę, której wcześniej nie posiadałam. Mężczyzna widząc to, szybko się cofnął, jednak było za późno. Naparłam na niego i zaczęłam walczyć.

Santos
Chciałem się odwrócić i odejść, ale nie mogłem z dwóch powodów. Jednym z nich była miłość do Lisy, a drugim… No cóż, Lucas. Anioł wylądował tuż przed moim nosem, tworząc w Ziemi dziurę jak po uderzeniu meteorytu. Nawet, jeżeli się mnie tam nie spodziewał, to nie dał tego po sobie poznać. Wstał, machinalnie otrzepał się z pyłu i z kamienną miną, podszedł do mnie.
– Chodź, nie mamy całego dnia na pozbycie się twojego ojczulka.
Mojego, kogo? O nie…
– Lisa!
– Tak, nasza heroska, właśnie próbuje przetrącić mu kark używając mocy rodu.
Moc rodu, działa jak wspomagacz, w stanie najwyższej potrzeby dziecko aniołów może sięgnąć po moc równą tej, którą posiada jego przodek. Niestety, ale takie eksperymenty, nigdy nie kończyły się dobrze, a przynajmniej nie dla tego, który sięgnął po moc, która go przerastała.
– No to nie każmy im dłużej czekać, już nie mogę się doczekać spotkania ze staruszkiem.
A


39.

Brak komentarzy:


Czasami los niektórych osób jest zaplanowany od początku do końca, każdy uśmiech, cios w serce i niefortunny upadek, mają swój cel. Wszystko prowadzi nas do pewnego miejsca, w którym musimy się znaleźć, przypadki nie istnieją.
Co było moim celem?
Gabriel, ustami Thomasa uświadomił mi, że urodziłam się po to, żeby odzyskać kamień dusz i oddać go aniołom. Ten mały przedmiot miał niezwykłą moc, mógł zadecydować, po której ze stron znajdzie się dany osobnik Nefilim. Kiedyś używano go do nawracania zbłąkanych braci i uwalniania ich od mroku, ale teraz może on być niewłaściwie wykorzystany i właśnie tego obawiają się anioły.
– Gotowa? – pyta Santos i skinieniem głowy wskazuje na wychodzącą z budynku blondynkę.
– Bardziej gotowa już nie będę – mówię i mocno obejmuję go w pasie.
Ruszamy, pędzimy przed ulice, które dla mnie są tylko smugami. Staram się na to wszystko nie patrzeć, bo się boję. Serce wali mi jak oszalałe z tego lęku, natomiast Santos jest zrelaksowany i z łatwością podąża za Katherine, która jeździ jak wariatka i chyba tylko dlatego nas nie zauważyła, bo jadąc z taką szybkością musi patrzeć czy przez przypadek kogoś nie rozjechała.
Motor zatrzymał się pod lasem, na pustkowiu z daleka od wszystkiego. Uradowana nie czekałam już nawet na pomocną dłoń Santosa, tylko sama zeskoczyłam z tej przeklętej maszyny i dziękowałam tym, którzy nade mną czuwają, że uszłam z tego z życiem.
– Tak właściwie, to możemy przelecieć przez ten las i wtedy namierzymy moją matkę… – zaczął planować, a ja nerwowo przełknęłam ślinę.
On nie wiedział wszystkiego, nie powiedziałam mu o mojej przemianie. Może się tego domyślał, ale ja przez większość czasu upierałam się, że wtedy jedynie odzyskałam pamięć i to wszystko. Rany na plecach szybko się zagoiły i już prawie zapomniałam o tym, że mam skrzydła, a tymczasem wszystko do mnie wraca.
– Santos…
– Nie ma sprawy – powiedział odwracając się do mnie tyłem.
Bez słowa przyglądałam się temu, jak ściągał z siebie kurtkę i koszulkę. Miałam po raz pierwszy zobaczyć jego skrzydła, a czułam się tak jakbym miała go zobaczyć nagiego po raz pierwszy.
Przymknęłam oczy i odwróciłam głowę w bok, czując jak moja twarz zaczyna płonąć. Po chwili poczułam na policzku dotyk zimnej dłoni, więc niechętnie podniosłam głowę do góry i spojrzałam na Santosa.
– Nie krępuj się, skrzydła są częścią mnie, nie wstydzę się ich.
– Ale… – zaczęłam, on jednak objął mnie i wzniósł się w powietrze.
Wspomnienia wróciły, przypomniało mi się jak leciałam razem z Thomasem, to właśnie wtedy w jednej chwili odebrano mi wszystko. Czyżby to była zła wróżba? Znak, że jednak powinnam zawrócić i spróbować innego dnia dokończyć moje zadanie?
Nie zrobiłam tego.
Zamiast uciekać, otworzyłam oczy i spojrzałam na Santosa oraz na skrzydła, które nas unosiły. Nie wyglądały one tak jak moje, miały dwa kolory, ponieważ ich właściciel łączył w sobie dobro i zło. To właśnie takim osobom jak on, miał pomagać kamień dusz. Jedynie ten przedmiot mógłby na zawsze odciąć go od wpływów zła, mogłabym mu pomóc.
– Jesteśmy na miejscu – wyszeptał mi do ucha, gdy podchodziliśmy do lądowania.
Niesamowite, jak bardzo nienawidziłam latać. Thomas mógł sobie gadać w nieskończoność o zaletach tego wątpliwego daru, ale ja i tak nie chciałam się tego nauczyć, wystarczyły mi nogi do przenoszenia się z miejsca na miejsce.
Myśląc tak nad tym wszystkim dłużej, to jak na kogoś, kto miał zrobić coś ważnego, jestem naprawdę tchórzliwą osobą. Wygląda na to, że mają na Ziemi braki w personelu i wybrali najsłabsze ogniwo z możliwych.
Dotarliśmy na ziemię, moje stopy dotknęły twardego podłoża, a ja się ucieszyłam, że już jest po wszystkim. Spojrzałam spod przymrużonych powiek na niewielki domek znajdujący się nieopodal i zaczęłam zastanawiać się jak mam to wszystko rozegrać. W planowaniu przerwał mi Santos, mówiąc:
– Może powinniśmy…
– … Nie my, ja. Przemieniłam się i dostałam zadanie od Gabriela, które muszę wykonać sama, to nie twoja sprawa.
Odwróciłam się, zamaszyście gestykulując ręką i wtedy to zobaczyłam. Jego oczy, te same, które tyle razy tryskały radością, tym razem były zimne jak lód.
– A więc chodzi tylko o anioły, tak? Nie obchodzi cię, to co się dzieje na Ziemi, prawda? Może, gdyby cię to jednak obchodziło i postanowiłabyś posłuchać kogoś innego niż Toma, to wiedziałabyś, że znaleźliśmy się w środku wojny.
Każde jego słowo raniło moje serce, jednak przerażeniem napawało mnie to, że jego gniew sprawiał, że z jego skrzydeł zaczęły wypadać białe piórka, zostawiając miejsce tym ciemnym.
Podeszłam do Santosa i położyłam dłoń na jego piersi.
– Uspokój się, twoje skrzydła zmieniają kolor.
Wziął głęboki oddech, zapowietrzył się, a kiedy w końcu udało mu się wziąć normalny haust powietrza, pokręcił głową i odsunął się ode mnie.
– Nie wierzę, że tak po prostu wykonasz swoje zadanie i zaczniesz udawać, że to wszystko cię nie dotyczy. Lisa, nie tylko ty miałaś koszmary, wizje próbujące cię złamać. Musisz walczyć, bo nikt tego za ciebie nie zrobi – głos mu się załamał – potrzebuję cię.
– Nie – wyszeptałam cicho i zaczęłam iść do kryjówki Katherine.
Nie odwróciłam się, nie mogłam, nie teraz, gdy jestem już tak blisko. Gdy mogę…
Niewidzialna siła odrzuciła mnie do tyłu, powodując, że wylądowałam parę metrów dalej. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła i zauważyłam leżące obok mnie drzwi.
– Co jest…
Podniosłam głowę w momencie, gdy z domku rozległ się przeraźliwy huk. Adrenalina w moim ciele zmroziła mi krew w żyłach i sama nie wiem, kiedy zaczęłam biec, a moje skrzydła przedziurawiły koszulkę i wydostały się na wolność.
Wszystko dookoła przestało istnieć, był tylko cel. Musiałam dotrzeć do domu Katherine i zabrać kamień. Reszta nie miała znaczenia, a przynajmniej tak myślałam, dopóki nie zobaczyłam Miguela stojącego pośrodku salonu i pochylającego się nad dygoczącą Kate.
Coś we mnie pękło, nie mogłam przecież pozwolić, żeby ją skrzywdził. Pomyślałam o Santosie, o tym, że mimo wszystko na pewno chciałby, żeby jego matce nic się nie stało i tak oto podjęłam decyzję.
W tym samym czasie powróciłam do rzeczywistości, a wszystkie dźwięki znowu zaczęły do mnie docierać.
– Popełniłaś wielki błąd, nigdy nie powinnaś ode mnie uciekać – powiedział surowo Miguel, który nadal nie zauważył mojej obecności.
– Niczego nie żałuję – odparła z zaskakującą siłą i przekonaniem, kobieta z załzawionymi oczami.
Teraz, albo nigdy Liss. Musisz działać – powiedziałam do siebie w myślach i weszłam prosto w paszczę lwa.
A