poniedziałek, 28 grudnia 2015

30. Jestem Lucas

Brak komentarzy:

Opierałam się niedbale o blat w kuchni i z wyczekiwaniem wpatrywałam się w poddenerwowanego Adriana.

– Chciałbym ci w tym pomóc, ale nie mogę.

Patrzę na ubrudzone sosem do spaghetti kafelki i uśmiecham się do siebie. On jeszcze nie wie, że wszystko mi powie, ale spokojnie, zaraz go uświadomię.

Podnoszę wysoko głowę, żarty się skończyły, musi powiedzieć mi prawdę.

– Zapytam po raz ostatni i mam nadzieję, że udzielisz mi odpowiedzi, bo jeżeli nie, to jeszcze dzisiaj przeprowadzę się do Nikoli.

– Izabelo, ja…

Uniosłam szybko do góry otwarte dłonie i pokręciłam przecząco głową.

– Nie chcę słuchać wymówek, tylko wyjaśnienia. Wytłumacz mi dlaczego Thomas nie odstępuje mnie nawet na krok.

– Przecież nie ma go teraz z nami – zauważa błyskotliwie, a ja mam ochotę uderzyć pięścią w tę jego głupkowatą twarzyczkę.

– Adrian, ja ciebie ostrzegam…

– On mnie zabije – mówi do siebie cicho i nerwowo przeczesuje swoje włosy. – Grozi ci niebezpieczeństwo, a Thomas próbuje cię ochronić zresztą nie tylko on, ale to już inna historia, której właściwie nie znam za dobrze, więc przestań wpijać we mnie ten swój przerażający wzrok, bo nic więcej nie umiem ci powiedzieć.

Po kilkunastu minutach ciszy, Adrian podszedł do mnie niepewnie i zapytał:

– Wszystko dobrze?

– Tak – odpowiedziałam szybko i uśmiechnęłam się sztucznie. – Muszę pojechać do Niki, odbierzesz za mnie paczkę.

– Chwila, jaką paczkę i co z twoją pracą?

– Praca nie zając, muszę porozmawiać z Niki.

Ostatnie słowa wypowiedziałam stojąc już pod drzwiami z kataną i torebką w lewej ręce oraz kluczami w prawej. Policzyłam do trzech i wyszłam licząc na łut szczęścia.

O tej godzinie ulica przed moją kamienicą była wystarczająco ruchliwa, żebym po wtargnięciu na nią i szybkim sprincie, zgubiła błąkającego się niedaleko Thomasa. Punkt dla mnie, pogratulowałam sobie w duchu i popędziłam na najbliższy przystanek, jednak nim to się stało, wpadłam na chodniku prosto na jednego z przechodniów. Zamrugałam szybko i spojrzałam przed siebie, na męską klatkę piersiową osłoniętą jedynie czarną koszulką. Czyjeś ręce oplotły się wokół moich bioder i nie pozwoliły mi upaść, kiedy chwilę później zachwiałam się niezdarnie.

– Nic ci nie jest?

Głos mężczyzny nie był przyjazny, powiedziałabym nawet, że był neutralny, gdyby nie nutka rozdrażnienia, którą bez problemu wyłapałam. Podniosłam głowę do góry, jednocześnie uwalniając się z uścisku nieznajomego.

– Wszystko dobrze – odpowiedziałam i dokładniej przyjrzałam się mężczyźnie. Był wysoki, ale to już wiedziałam , gdy moja twarz doznała bliskiego spotkania z jego klatą. Musiałam przyznać, że trochę zaskoczył mnie jego wygląd, włosy miał jasne, a dzięki dzisiejszej pogodzie zrobiły mu się loczki z przydługich włosów, co całkiem psuło efekt niegrzecznego chłopca, jaki pewnie chciał osiągnąć ubierając się na czarno.

Dopiero, gdy spojrzałam w błękitne oczy mężczyzny zrozumiałam, że patrzył na mnie z zaskoczeniem.

– Coś nie tak?

– Nie – odpowiada zachrypnięty i dodaje już pewniej: – Nie, po prostu…

– Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty – dopowiada głos w mojej głowie.

– Po prostu jestem niezdarna – mówię próbując ukryć szok jaki wywołał we mnie głos, który zazwyczaj pojawiał się jedynie w moich snach.

– Nieprawda – powiedział i od razu zmienił temat, patrząc na coś za moimi plecami. – Śpieszysz się gdzieś?

– Tak, muszę odwiedzić przyjaciółkę, więc do zobaczenia.

Spoglądam jeszcze raz na mężczyznę i idąc przez chwilę do tyłu, macham mu na pożegnanie.

– Jak masz na imię? – krzyczy do mnie, gdy jestem już niedaleko przystanku.

Odwracam się zaskoczona. Nieznajomy nadal stoi tam, gdzie go zostawiłam, nie poruszył się nawet o krok.

– Izabela!

– A ja jestem Lucas – odpowiada ze zniewalającym uśmiechem w momencie, gdy słyszę za sobą odgłosy podjeżdżającego autobusu.

– Miło mi cię poznać – szepczę i znikam w żółtym pojeździe.

Jadę wystarczająco długo, żeby zdążyć skarcić się pięć razy za nadmierne myślenie o nieznajomym mężczyźnie. Z jakiegoś powodu mnie zaintrygował, ale nie umiałam jeszcze stwierdzić, czy odbieram go pozytywnie czy negatywnie.

Tak właściwie, resztę drogi przebyłam nie zwracając na nic uwagi, zatrzymałam się dopiero przed budynkiem, w którym mieszkała Niki. Musiałam przez chwilę spokojnie odetchnąć, bo serce biło mi bardzo szybko, a w głowie… W głowie miałam mętlik.

Przykucnęłam pod ścianą i obserwując nogi śpieszących się ludzi, odpłynęłam myślami w rejony o których zapomniałam. Tym razem nie przypomniałam sobie kolejnego żenującego wspomnienia mającego związek z moim normalnym inaczej przyjacielem, Aleksem. O nie, tym razem przypomniałam sobie słowa, których nie mogłam przypisać do żadnej znanej mi osoby, jednak i tak miałam pewność, że ktoś kiedyś podzielił się ze mną tą myślą.

Intuicja to dobra rzecz, czasami jest ona najbardziej bezstronną i neutralną metodą w poznawaniu prawdy.

Tak, bez dwóch zdań od kogoś to usłyszałam, ale od kogo?

Moje rozmyślenia przerwał odgłos otwierających się drzwi zza których wyszła Nikola z Aleksem. Próbowałam udawać, że ich widok wcale mnie nie zaskoczył, jednak kogo ja oszukiwałam, martwiło mnie to, że zaczęli się widywać. Nie dramatyzując, powiem tylko, że wizja tej dwójki razem, mogła zwiastować jedynie katastrofę.

– Oo! Co tutaj robisz?

Uśmiechnięta Niki zaplotła ręce na piersi i wpatrywała się we mnie przyjaźnie, podczas, gdy Aleks rozglądał się dookoła, jakby usilnie próbował znaleźć jakąś drogę ucieczki.

– Miałam właśnie do ciebie przyjść, bo mam mały problem…

Postawa Aleksa od razu się zmieniła, stał się poważny i wyraźnie zatroskany.

– Co się stało?

Jęknęłam i przewróciłam oczami. Nie chciałam rozmawiać o tym przy nim, a teraz nie miałam innego wyjścia.

– Miałam nadzieję, że Niki weźmie w obroty Thomasa, żeby przestał za mną chodzić.

– Weźmie w obroty? – powtórzył za mną wolno.

– Tak, ona potrafi przekonywać ludzi do swoich racji.

Powietrze przeszył śmiech Nikoli, która spazmatycznie ściskała Aleksa za rękę.

– Kochana, przecież ja nie jestem cudotwórcą. Z takimi osobami jak Thomas nawet nie warto zaczynać rozmowy, jest zbyt uparty.

– A skąd ty to możesz wiedzieć, próbowałaś go do czegoś przekonać?! – wybuchłam urażona, a ona wzruszyła ramionami.

Nie mogłam liczyć na nic więcej, Niki mi nie pomoże, chociaż w przeszłości naprawdę wiele razy robiła mężczyznom papkę z mózgów. Niewiarygodne, przecież ona była idealną bronią na natrętów, odganiała każdego, jakby posiadała nadnaturalną moc perswazji, a pomimo tego nie chciała mi pomóc.

A

29. Problemy

Brak komentarzy:

Thomas

Widziałem wyraźnie jak w pokoju Lisy zapaliło się żółte światło, a chwilę później cień dobrze znanej mi dziewczyny, wygiął się w łuk przy przeciąganiu, a chwilę później zniknął z mojego pola widzenia. Pewnie położyła się spać i szczerze mówiąc nie dziwię się jej, w końcu nie było jej cały dzień odkąd zniknęła po naszej kłótni.

– Powinienem się martwić, że podglądasz Lisę? – usłyszałem znajomy głos.

– To nie ja jestem problemem – odpowiadam poważnie. Cieszę się w duchu, że jest ciemno i jestem odwrócony tyłem do Santosa, bo tylko dzięki temu nie wie, że się uśmiecham, bo jego pytanie naprawdę mnie rozbawiło.

– Byliśmy na naleśnikach i mieliśmy bliżej do mnie, a jak zasnęła, to obudziła się popołudniu, więc nie było sensu wracać tutaj, na spokojnie spędziliśmy razem czas…

– Nie mówię o tym waszym wybryku – mówię zirytowany i odwracam się twarzą do zdezorientowanego chłopaka. – Lucas jest tutaj.

Ciało Santosa momentalnie przybiera obronną postawę, a w jego wzroku mogę dostrzec czujność, którą widziałem tak często w swoim odbiciu. Podnosi głowę i patrzy na okno Lisy, tak jakby mógł prześwietlić ściany na wylot i zobaczyć czy wszystko jest z nią w porządku.

– Musimy ją stąd zabrać.

– Powodzenia, nawet ciebie nie pamięta – mówię od niechcenia, ale gdzieś tam w środku czuję się winny, bo straciła pamięć dzięki mnie, a teraz nie potrafię przywrócić jej wszystkich wspomnień.

– A kogo to wina?!

– Próbowałem, jasne? Nic nie poradzę na to, że jej ciało i umysł się buntują – krzyczę wymachując dynamicznie rękami. – Ona nie chce pamiętać, zrozum to wreszcie.

– Tak jakby kiedykolwiek miała jakiś wybór. Wszyscy decydowaliście o niej, tak jakby była małym dzieckiem. Może to ty i Lucas powinniście zrozumieć, że jest człowiekiem.

– Nefilim – poprawiam go, ale on kręci szybko głową, zaprzeczając moim słowom.

– Nie, ona jest człowiekiem. Nie jest taka jak my, może i ma moc, ale nie ma skrzydeł.

– Demony się upominały o nią.

– Kiedy? W dzieciństwie? Bądź poważny i zaakceptuj to, że jako jedyna z nas wszystkich ma szansę na normalne życie. Możesz być pewien, że nie pozwolę Lucasowi tego spieprzyć.

Miał rację, Lisa była inna, ale to nie oznaczało jeszcze, że będzie mogła żyć normalnie. O nie, Lucas już tego dopilnuje, żeby wypełniła swoje obowiązki.

Lucas


Gabriel, bez żadnego ostrzeżenia, przeniósł mnie do nieba. Brzmi to trochę jak tekst jakiejś piosenki, a może i nie, w każdym razie liczy się to, że miałem kłopoty. Kłopoty z dużej litery skoro ściągnął mnie prosto do wielkiej sali rozpraw w której zasiadał również Michał i Rafael. Nie wyglądało to dobrze, powiedziałbym nawet, że wyglądało to bardzo, ale to bardzo źle, ponieważ ta trójca zbierała się tylko w naprawdę poważnych sprawach.

– Co się stało? – zapytałem, a echo mojego głosu rozeszło się po całej sali.

– Jeszcze się pytasz? – Usłyszałem rozgniewany głos Gabriela.

Po moim ciele przeszły dreszcze trwogi. To się nie mogło dobrze skończyć. Wygnają mnie w tej usianej wyzłacanymi kolumnami sali.

– Usiądź – mówi Rafael łagodnie, a przynajmniej tak brzmi w porównaniu z jego poprzednikiem.

Posłusznie siadam na usytuowanym na samym środku pomieszczenia, drewnianym krześle, mierzącym pięć metrów wysokości. Rozmiar tego posrebrzanego przedmiotu nie sprawia mi trudności, bo tutaj nie posiadam ciała człowieka, a moja anielska istota na Ziemi uchodziłaby za olbrzyma.

– Zawiedliśmy się na tobie – Michał od razu przechodzi do rzeczy. – Odzyskałeś skrzydła, trzymałeś się z daleka od tamtej dziewczyny i wszystko było dobrze. A teraz nagle, po trzech latach przyleciałeś akurat do miasta w którym mieszka. Nie powinieneś tego robić, miałeś ją zostawić w spokoju.

– Z całym szacunkiem, ale trzymałem się daleko od niej tylko dlatego, że nie mogłem wyczuć gdzie jest, a nawet teraz, gdy jestem tak blisko, nie potrafię jej znaleźć.

– I dobrze, ona nic nie pamięta i tak ma pozostać – odpowiedział niezadowolony dowódca wojska niebieskiego.

– Wystarczy, że Thomas…

– Nie – przerwał rozgniewany Gabriel i wskazał na mnie swoją dłonią. – Nefilim nie ma z tym nic wspólnego, on próbował oddać jej wspomnienia.

– Więc dlaczego… – zacząłem mówić na głos, gdy zrozumiałem co miał na myśli mój przyjaciel. – To twoja sprawka…

A

sobota, 12 grudnia 2015

28. Naleśniki

Brak komentarzy:
Lisa/Isa

Patrzyłam uważnie na Santosa, który wzruszył niedbale ramionami lekceważąc, to co przed chwilą powiedziałam. Nie zamierzałam się jednak poddawać, musiałam dowiedzieć się dlaczego nazywa mnie imieniem innej.

– Santos, nie udawaj, że cię tutaj nie ma.

Szybko powrócił wzrokiem do mnie i niezadowolony przygryzł swoje usta.

– Nie rozumiem o co ci chodzi, przejęzyczyłem się, każdemu może się to zdarzyć.

„Każdemu mogło się to przytrafić, a zdarzyło się to akurat tobie” – pomyślałam, jednak postanowiłam nie mówić tego na głos, bo do naszego stolika podeszła właśnie kelnerka z dwoma talerzami wypełnionymi po brzegi naleśnikami.

– Podać coś jeszcze? – zapytała Santosa.

Zadziwiające, że dopóki nie weszłam do tej knajpy, to nie byłam świadoma tego, że kelnerka stojąc przy moim stoliku, może być odwrócona do mnie tyłem i bardzo skutecznie ignorować moją obecność.

– Nie – odpowiedział krótko.

Kelnerka, najwyraźniej bardzo urażona, fuknęła niezadowolona i podeszła do innego stolika. Przyjrzałam się z zaciekawieniem chłopakowi siedzącego naprzeciwko mnie, tak bardzo chciałabym dostać wydruk z jego mózgu, żeby w końcu zrozumieć dlaczego tak ciężko jest mi go zrozumieć.

– Wracając do…

– Proszę cię, nie zaczynaj – przerywa mi.

– Jak sobie chcesz – mruczę pod nosem i zaczynam jeść naleśniki.

***

Jak można się było domyślić, Santos nie mógł się rozstać z kelnerką, która jak się okazało, jednak się na niego nie obraziła, a tuż przed wyjściem napisała mu na serwetce numer swojego telefonu. Widząc to, nie wytrzymałam i wyszłam bez słowa z lokalu. Nawet nie miałam gdzie się udać, nie wiedziałam gdzie pójść, żeby nie zgubić się na tym pustkowiu. Usiadłam na drewnianej ławce i schowałam twarz w swoich dłoniach, chciałam już wracać do domu, a konkretniej do domu, w którym jestem tylko ja i Adrian.

Dźwięk małych dzwoneczków przywrócił mnie do rzeczywistości, w której Santos szedł w moją stronę i przyglądał mi się z konsternacją. Chcąc odwrócić od siebie jego uwagę, skinęłam w stronę szosy i powiedziałam:

– Jeżeli nie zadzwoniłeś po taksówkę, to czas najwyższy.

– Przejdźmy się.

– Ale gdzie? Do domu czy do lasu, gdzie poćwiartujesz mnie na kawałeczki?

Chłopak przewrócił oczami i chwycił mnie za rękę.

– Zawsze możemy też polecieć nad morze, ale pewnie pomyślałabyś, że chcę cię utopić.

– Polecieć? Lotnisko jest dalej niż mój dom, twoja propozycja jest bez sensu.

– Nie, to ty tak myślisz – mruknął i przystanął, żeby spojrzeć w niebo.

No to mi się romantyk trafił.

– Mógłbyś się ruszyć? Nie chcę tutaj spędzić całej nocy.

Santos momentalnie spuścił wzrok i spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Nie, przecież nie ma czegoś takiego jak błysk w oku, tak się tylko mówi… A jednak przez chwilę naprawdę miałam wrażenie, że jego oczy się błyszczą.

– Dlaczego nie? – zapytał i znacznie zmniejszył dzielącą nas odległość. – Z tobą mógłbym spędzić noc wszędzie.

Poczułam jak policzki mnie pieką od rumieńców, które ozdobiły moją twarz. Nie mogłam uwierzyć, że powiedział coś tak oklepanego, a i tak wprawił mnie w zakłopotanie.

– Santos, ja…

– Wiesz, że za dużo mówisz?

Zaśmiał się, ale tak szczerze, jak małe dziecko. Nie wiem dlaczego, ale właśnie w tym momencie przypomniałam sobie jego rozmowę z kelnerką i uświadomiłam sobie, że był dla niej po prostu miły, chociaż tak naprawdę nie miał ochoty z nią rozmawiać.

– Tak?

– Tak – przytaknął i pochylił się nade mną. – Na szczęście możemy temu zaradzić.

Kojarzycie ten moment, gdy dostajecie przesyłkę, albo prezent i przez chwilę cieszycie się jak dziecko, że możecie rozpakować paczkę? Tak, to jest cudowne uczucie, ale ani trochę nie dorównuje ono temu, co poczułam, gdy wargi Santosa, delikatnie musnęły moje. W książkach zawsze piszą, że ktoś poczuł wtedy coś w rodzaju impulsu elektrycznego, ale to byłoby za mało, mnie trafił piorun i trwale sparaliżował mój mózg.

Santos objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, całował moje usta tak, jakby były czymś najcenniejszym na świecie, jednak w tym pocałunku było jeszcze coś… Tęsknota, której nie umiałam pojąć. Miałam wrażenie, że jest tym, co kiedyś utraciłam, a przecież to byłoby niemożliwe.


Lucas

Spodziewałem się szybciej odnaleźć Lisę, ale nie będę narzekał. Nie, tutaj nie da się nie narzekać, bo przez tego durnego nefilim nie mogę jej odnaleźć, a na domiar złego to wszystko ciągnie się od tamtego koszmarnego dnia, gdy szkołę odwiedził Miguel. Czuję w sobie niewyobrażalną złość, gdy pomyślę, że tyle czasu zajmował się nią Thomas. Tak nie powinno być!

– Podać coś pan... – zaczął chłopaczek z hotelowej obsługi, ja jednak podniosłem rękę i tym jednym gestem, uciszyłem go.

Postanowiłem wyjść na miasto i rozejrzeć się po okolicy, tak na wszelki wypadek. Nie przypuszczałem tylko, że po drodze tyle osób będzie chciało ze mną porozmawiać. Istna plaga! Czy ja mam nad głową wywieszony bilbord z napisem: „zagadaj do mnie”. Odpowiedź oczywiście brzmi „nie”, ale te wszystkie natrętne osoby, jakby tego nie rozumiały.

– Jaki piękny dzisiaj dzień… – zaczęła mówić jakaś kobieta, której już chciałem coś odpowiedzieć, gdy w tłumie mignęła mi znajoma postać.

– Nie wierzę – mruknąłem do siebie i zostawiając kobietę w pół słowa, pobiegłem za kimś, kto równie dobrze mógłby być zjawą.

Szybko go dogoniłem, głównie dlatego, że stał w miejscu i pisał coś na swojej komórce. Zadowolony z siebie, podszedłem do niego i opierając się na jego ramieniu, powiedziałem:

– Kopę lat, stary.

Czułem i widziałem jak postawa chłopaka zmienia się w przeciągu sekundy. Wyprostował się i strącił ze swojego ramienia, moją dłoń, a na samym końcu wbił we mnie swoje rozłoszczone spojrzenie.

– Lucas.

– We własnej osobie – odpowiedziałem, kłaniając się żartobliwie.

– Alyson zaprzeczała, gdy mówiłem, że masz coś z klauna, ale najwyraźniej miałem rację.

Tego było już za wiele, podszedłem do niego bliżej i patrząc prosto w jego zakłamane oczy, zapytałem:

– Gdzie jest Lisa?

– Lisa już nie istnieje – odpowiedział od razu, częstując mnie swoim irytującym uśmieszkiem.

– Jak ja cię zaraz… – zacząłem, ale chłopak od razu mi przerwał.

– Nic mi nie możesz zrobić, jestem pod ochroną Gabriela.

– Nie wierzę – odpowiadam automatycznie, dobrze wiedząc, że mój brat nie zrobiłby czegoś takiego.

– To uwierz – krzyknął przez ramię, gdy oddalił się ode mnie o parę metrów.

– Thomas! Wracaj tutaj, natychmiast!

A

poniedziałek, 7 grudnia 2015

27. Lisa, nazwałeś mnie tym imieniem

Brak komentarzy:
Od jakiegoś czasu siedziałam na oknie w swoim pokoju i wpatrywałam się w rysunek przedstawiający Santosa. Łącznie naszkicowałam dzisiaj około piętnastu takich rysunków. Na jednym z nich grał w piłkę, na innym siedział w kawiarni, na ławce szkolnej, albo leżał na trawie z zasłoniętymi przez ramię oczami. Wszystkie te rysunki łączył wiek chłopaka, który na pewno był młodszy niż teraz, co było tym bardziej dziwne, że nie znałam go wtedy.

Nie mogłam odpędzić od siebie przedziwnego wrażenia, że sceny, jakie widziałam na kartkach papieru, wydawały mi się bardzo realne. Rozmyślałam nad tym tak długo, że zdążyła zapaść noc, a ja nadal nie ruszyłam się z parapetu. Dopiero, gdy do pokoju wszedł Thomas i zapalił światło, ocknęłam się z otępienia. Oboje rozejrzeliśmy się po moim pokoju, w którym walały się zarysowane kartki papieru. Thomas bez słowa uklęknął na środku pomieszczenia i podniósł pierwszą z brzegu kartkę, na której oczywiście musiał znajdować się Santos, bo nikogo innego nie rysowałam.

Poruszyłam się niespokojnie i opuściłam nogi z parapetu, czułam się niezręcznie. Thomas nie odzywał się i to było gorsze od jakiegokolwiek kąśliwego komentarza. Bojąc się jednak powiedzieć coś jako pierwsza, spojrzałam po raz kolejny na rysunek na którym Santos się uśmiecha i zeskoczyłam z parapetu. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Z zaplecionymi na piersiach ramionami i rozczochranymi włosami wyglądałam jak wkurzona czarownica, jednak w rzeczywistości nie czułam się ani trochę groźna.

– Czy coś się stało?

Uśmiecham się do siebie pod nosem i mam ochotę opowiedzieć, że stało się wszystko i nic. Okazuje się, że inni ludzie wiedzą o mnie więcej niż ja sama, ale dlaczego? No pytam się, dlaczego tak się dzieje?! Zamiast tego, odpowiadam:

– Umiem rysować.

– Wiem, nawet bardzo dobrze ci to wychodzi.

Odwracam się jak oparzona i wpatruję się w nierozumiejącego moje zachowanie, Thomasa. Podchodzę do niego i rozwścieczona szturcham go palcem w klatkę piersiową.

– Ty też wiedziałeś?! – krzyczę rozeźlona. – Dlaczego tylko ja nie wiedziałam, że potrafię malować?! Czego jeszcze się dowiem, może występowałam w cyrku, albo jakimś zespole?!

– Właściwie…

– Co właściwie?!

– Śpiewałaś ze mną…

– C-o-ś t-y p-o-w-i-e-d-z-i-a-ł? – cedzę przez zęby.

– Uspokój się – mówi cicho, ale nie zamierzam ustąpić.

– Jak mam być spokojna, skoro nagle okazuje się, że nie wiem o sobie podstawowych rzeczy. Miałam jakiś wypadek, a może doznałam jakiejś traumy?

– Nic z tych rzeczy.

Chłopak zaplata swoje palce, ale po chwili zmienia zdanie i chowa je za plecami. Nie wygląda na zadowolonego moim wybuchem. I dobrze, bo nie potrzebuję jego aprobaty, żeby coś powiedzieć.

– No tak, jak dzieje się coś poważnego, to wszyscy faceci są tak samo pomocni – mruczę pod nosem i wychodzę z pokoju.

Nie przejmuję się krzykami Thomasa i szybko zbiegam po schodach, by chwilę później znaleźć się na opustoszałej już o tej godzinie ulicy. Nie myśląc za wiele, wyciągam komórkę z kieszeni i wybieram numer Santosa. Odebrał po drugim sygnale i od razu rozgniewany powiedział:

– Nie!

– Co „nie”? – pytam zaskoczona.

– Isa?

– Tak, a myślałeś, że kto dzwoni?

– Nieważne, coś się stało?

– Po pierwsze przestańmy ciągle zadawać sobie pytania, bo w taki sposób do niczego nie dojdziemy, a po drugie – zawahałam się – musisz po mnie przyjechać.

– Gdzie jesteś?

– Pod domem, chyba pokłóciłam się z Thomasem…

– Zaraz przyjadę.

Santos rzeczywiście zjawił się po chwili, jednak ku mojemu zdziwieniu przyjechał taksówką, co zrozumiałam dopiero, gdy usiadłam obok niego. Nie mógł prowadzić, bo wcześniej pił i nie potrzebowałam alkomatu, żeby mieć co do tego stuprocentową pewność.

– Piłeś – zauważam surowo.

Odwraca się w moją stronę i przygląda mi się podejrzliwie. Nie potrafię niczego wyczytać z jego twarzy, jednak coś mi mówi, że nie to chciał usłyszeć.

– Jak chcesz mnie pouczać, to powiem ci to samo, co powiedziałem Niki. Nie jestem już dzieckiem.

– A jeżeli nie chcę cię pouczać? – pytam, uważnie przyglądając się jego twarzy.

– W takim razie jedziemy na naleśniki.

– Naleśniki?

Nie mogę uwierzyć w to co słyszę, on naprawdę chce wepchać to we mnie? We mnie?! Tą samą mnie, która pomimo dozgonnej miłości do słodyczy, żywi wstręt do naleśników od czasu, gdy będąc na kacu, zjadła o wiele za dużo tego diabelskiego przysmaku?

No dobra, może jednak skorzystam z tej propozycji, bo co może być złego w naleśnikach jedzonych na trzeźwo?

Godzinę później znałam już odpowiedź, a brzmiała ona: wszystko.

Santos oczywiście musiał wybrać knajpkę leżącą tak daleko, że zaczęłam się zastanawiać czy nadal jesteśmy w moim mieście. I możecie mi wierzyć na słowo, bo nie przesadzam. Wywiózł mnie taksówką na odludzie, gdzie jedynym budynkiem był parterowy domek z wieloma oknami przez które było widać te wszystkie tłumy czekające na naleśniki.

Niechętnie poszłam za chłopakiem do tego szemranego lokalu i usiadłam na jednej z kanap. Całe wnętrze wyglądało jak wyjęte z filmu mającego wątek o amerykańskiej prowincji, gdzie takie miejsce jest centrum jakiejkolwiek rozrywki.

– Możemy już iść? – zapytałam od razu bez ogródek, patrząc błagająco na chłopaka.

– Daj spokój, tutaj jest fantastycznie!

Otóż wcale tak nie było, ale to tylko informacja dla tych, którzy przegapili moment, gdy negatywnie oceniłam to miejsce.

– Co podać?

Podniosłam błyskawicznie głowę do góry i zobaczyłam szczupłą dziewczynę nachylającą się nad Santosem. Ciekawe czy taki sam przypadek jaki rozpiął guziki jej bluzki, sprawił, że teraz otarła się o chłopaka.

– Niech pomyślę – zaczął mówić rozbawiony i w tym samym czasie stukał rytmicznie palcem o swoje usta, udając zamyślenie. – Jesteśmy w naleśnikarni, więc może… Naleśniki?

– Jakie to błyskotliwe – mruknęłam pod nosem, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi.

– Och – westchnęła głośno dziewczyna i zaśmiała się, a ja chciałam tylko jednego, żeby przestała rechotać jak ropucha. – A dla twojej siostry też przynieść naleśniki? – zapytała, gdy w końcu przestała zgrywać żabę.

Spojrzałam na nią jak na idiotkę, którą prawdę mówiąc była. Niestety nie zrozumiała co oznacza moje mordercze spojrzenie i musiałam się do niej odezwać.

– Naprawdę wyglądam na jego siostrę? – zapytałam blondynki, jednocześnie patrząc na Latynosa.

– No tak – odparła bez wahania.

– Czy mam go pocałować, żeby cię przekonać, że nie jestem z nim w żaden sposób spokrewniona?! – wybuchłam rozgniewana, możecie mieć jednak pewność, że w mojej głowie ta wypowiedź zawierała dużo przekleństw, których nie użyłam tylko dlatego, że mimo wszystko jestem dobrze wychowana.

– Obejdzie się bez stosunków kazirodczych w tym lokalu – wysyczała i odeszła od naszego stolika.

– Ale… – zaczęłam, chcąc jej wytłumaczyć, że skoro Santos nie jest moją rodziną, to nie ma mowy o kazirodztwie.

W tym czasie chłopak złapał mnie za dłoń i czule ją pomasował.

– Lisa, uspokój się.

Moje ciało zesztywniało. Powoli odwróciłam się i spojrzałam w ciemne oczy chłopaka, który chyba nie do końca rozumiał co się działo, bo wyglądał na coraz bardziej upitego, co było bez sensu, skoro przy mnie nie wypił nawet kropelki.

– Lisa.

– Co? – zapytał zszokowany.

– Przed chwilą nazwałeś mnie tym imieniem.

A

wtorek, 1 grudnia 2015

26. Rysunek

Brak komentarzy:
Dzisiaj mam wolne, więc z łóżka wstaję dopiero w okolicach dziesiątej. Nie zawracam sobie głowy zmianą stroju i wychodzę z pokoju w spodenkach i koszulce na ramiączkach. Z częściowo zamkniętymi oczami doczłapuję do kuchni i po omacku nalewam sobie do kubka, zaparzonej w dzbanku, kawy.

– Izabela…

– Cii – uciszam natręta i siadam przy stole.

Nachylam się nad kubkiem z kawą i…

– Izabela!

Rozeźlona podnoszę głowę i patrzę wrogo na Thomasa.

– Co?!

– Kawę zaparzył Adrian.

Adrian, mój nietypowy współlokator, ten sam, który na starcie wygrałby konkurencję na najgorszego kucharza świata.

– Dzięki – odpowiadam odsuwając od siebie zabójczy napój. – Jeszcze mi życie miłe.

Opieram głowę na ręce i na chwilę zamykam oczy, to wystarcza Thomasowi, który wstaje od stołu i znika na chwilę tylko po to, żeby wrócić do mnie z gorącą kawą. Patrzę zaskoczona na papierowy kubek i próbuję zrozumieć, dlaczego zszedł na dół do kawiarni, zamiast zaparzyć mi kawę jak normalny człowiek.

– Nigdy ci nie smakowała moja kawa – mówi, jakby czytał w moich myślach.

Nigdy… Gdybym tylko pamiętała te jego wszystkie nigdy i zawsze. Niestety nadal miałam wrażenie, że pamiętam tylko nieznaczną część tego, co dotyczyło Thomasa. Czasami nawet zastanawiałam się, czy nie miałam jakiegoś wypadku, skoro nie mogę sobie przypomnieć czasów, w których miałam przy sobie Thomasa i Aleksa.

– Co się stało, że doznałam tego zaszczytu i zobaczyłam ciebie z krwi i kości? – zapytałam po paru minutach.

Nie wytrzymałam i musiałam o to zapytać, a potem z nieskrywaną ciekawością wpatrywałam się w Thomasa, który leniwie przeczesał ręką, swoje krótkie włosy.

– I kto to mówi? – przeciągnął każde słowo, wbijając jednocześnie we mnie swoje przenikliwe spojrzenie.

– Nie rozumiem, o czym mówisz – odpowiadam szybko.

Mimowolnie przyjmuję obronną pozę i zaplatam ręce na piersi, staram się też nie patrzeć na Thomasa. Nie wiem czemu, ale jego słowa wywołały u mnie gęsią skórkę i wcale nie podobał mi się kierunek w jakim zmierzał.

– S-a-n-t-o-s.

– Co z nim? – pytam wzburzona.

Nie wiem, kto mu powiedział o nim, ale osobiście obedrę ze skóry tego kapusia.

– A to, że bardzo nieładnie się zachowujesz, ignorujesz go – odpowiedział wolno, przez co zaczęłam się zastanawiać czy aby nie ma mnie za głupią mówiąc tak do mnie.

Wzięłam głęboki wdech, wstałam z krzesła i położyłam ręce a stole, nachylając się w stronę Thomasa. Przez cały ten czas patrzyłam na niego w ciszy, aż w końcu, gdy zobaczyłam niepewność w jego oczach, wyszeptałam:

– Nie jestem ani głupia, ani głucha, więc możesz mówić do mnie normalnie, a jeśli chodzi o Santosa, to jest to moja prywatna sprawa i nie powinna cię ona obchodzić. A teraz wybacz, ale znudziła mnie rozmowa z tobą, więc idę się wyszykować, bo wychodzę. Adrianowi możesz powiedzieć, że nie wrócę na obiad.

Zdenerwowana poszłam do pokoju i szybko narzuciłam na siebie sukienkę, po czym wpadłam jeszcze na chwilę do łazienki i szybko wybiegłam z mieszkania.

Celem mojego spontanicznego spaceru, okazała się wystawa artystów-amatorów, wśród których odnalazłam Niki. Nawet nie sprawiło mi to problemów, bo tak barwna osobowość rzucała się w oczy na samym początku, tym co mnie jednak zdziwiło, było jej towarzystwo. Obok mojej przyjaciółki stał dobrze mi znany chłopak, z którym ostatnio prawie codziennie spotykałam się w kawiarni, żeby porozmawiać jak za starych, dobrych czasów, których za Chiny Ludowe, nie mogę sobie przypomnieć.

– Aleks? – Z moich ust wydobywa się coś na kształt zwierzęcego pisku, nim jednak zdążę się poprawić, on już się odwraca od mojej przyjaciółki i z wielkim uśmiechem na ustach, podchodzi do mnie i obejmuje mnie mocno.

– Jak dobrze cię widzieć – mówi, wypuszczając mnie ze swoich ramion.

Przyglądam się uważnie przyjacielowi, który wygląda na zrelaksowanego, a przecież on nigdy tak nie wygląda! Może tylko na mnie sztuka przy dłuższym obcowaniu działa jak płachta na byka? Może innych to uspakaja, albo chociaż usypia?

– Co tutaj robisz? – zadaję pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy i nie zwracam uwagi na zmieszane twarze przyjaciół.

– Przyszedłem zobaczyć prace Nikoli, jestem jej to winny skoro Santos obraził się na cały świat.

– No tak… – mówię pod nosem, na co Aleks nie zwraca uwagi.

– Jednak to właśnie twoje prace chciałbym tutaj zobaczyć. – Uśmiecha się rozmarzony i patrzy na mnie tym swoim wszystkowiedzącym wzrokiem. – Musisz mi pokazać swoje prace, dawno nie widziałem niczego, co wyszło spod twoich rąk.

– O czym ty mówisz?

– Jak to o czym? Byłaś najlepszą uczennicą na zajęciach plastycznych, szkicowałaś, malowałaś i zachwycałaś tym, co robiłaś.

O czym on do mnie mówi? Nie maluję i nigdy nie malowałam, może mi wiele wmówić, ale nie to, że miałam duszę artysty.

– Isa, mówi prawdę, nigdy nie chciała ze mną tworzyć. – Niki staje w mojej obronie, jednak to nie pomaga, bo Aleks nie wgląda na ani trochę przekonanego. Podchodzi do mnie w ciszy i wpycha mi w ręce szkicownik z ołówkiem.

– Udowodnij, spróbuj coś narysować. Założę się, że twoje ręce pamiętają to, czego nie pamięta twoja głowa.

Matko! Jaki on jest upierdliwy, jakby nie mógł mi po prostu uwierzyć na słowo, że nie potrafię tworzyć takich rzeczy, bo po prostu nie mam takiego talentu. Trudno, zdarza się, nie każdy jest artystą, nie każdy jest kreatywny i…

Przyglądam się zarysowi twarzy, która powstała na kartce i nagle się wyłączam. O niczym już nie myślę, tylko obserwuję, jak z każdą kolejną kreską, rysunek coraz bardziej przypomina czyjąś twarz. Nie mogę wyjść z podziwu, że potrafię to sama zrobić.

Jestem tak zaabsorbowana nowym odkryciem, że nawet nie zauważam, kiedy Niki staje za moimi plecami i mówi:

– Jaki ładny portret Santosa, tylko o brodzie zapomniałaś, bez niej wygląda jak licealista.

Licealista?

Zamykam oczy, bo zaczyna mi się kręcić w głowie, przed oczami widzę niewyraźny zarys szkolnego korytarza. Leżę na podłodze. Nie pamiętam jak się tam znalazłam, niby jestem w tamtym miejscu, ale nic nie mogę sama zrobić. Ktoś, jakiś chłopak obejmuje mnie i podnosi z podłogi, a ja rzucam szybkie spojrzenie na jego zatroskaną twarzy i wydając z siebie coś na kształt śmiechu, zaczynam biec…

A