niedziela, 13 marca 2016

38.



Siedziałam w niewidocznym na pierwszy rzut oka miejscu, naprzeciwko kamienicy, w której mieszkała Nikola. Postanowiłam, że skoro ma ona takie dobre relacje z matką Santosa, to prędzej czy później się spotkają. Nie wiedziałam tylko jak dużo czasu im to zajmie.
Ile tak tutaj siedziałam? Trzeci dzień już oblegałam tę ławkę i zaczynałam tracić cierpliwość, bo tylko marnowałam swój czas.
– Przestań tak się patrzyć na ten budynek, bo jeszcze wypalisz w nim dziurę – powiedział Thomas siadając obok mnie z torebką jedzenia na wynos. Tylko dzięki regularnej dostawie naleśników, tortilli i kanapek byłam w stanie go jeszcze znieść i nie zrobić mu krzywdy.
– Muszę to robić, Katherine kiedyś tutaj przyjdzie, a wtedy przejdę do działania – powiedziałam, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza.
Odwróciłam się i spojrzałam na Thomasa, który przyglądał mi się z konsternacją. Nie mogłam za wiele wyczytać z jego twarzy, jednak mimo to i tak czułam, że czeka mnie niemiła pogadanka.
– Mów, co masz mówić i pozwól mi w spokoju zjeść meksykańskie jedzenie.
– Ona może się już więcej tutaj nie pojawić…
– …ale nie to chciałeś mi powiedzieć – dokończyłam za niego.
– Tak – powiedział i spuścił wzrok na swoje buty. – Rozumiem, że dostałaś zadanie i chcesz mieć je jak najszybciej z głowy, ale niektórzy z nas wykonują swoją misję przez całe swoje życie. To naprawdę bardzo mało prawdopodobne, żebyś zdobyła kamień dusz w mniej niż miesiąc.
– Chcę mieć to z głowy, jasne?
Nie oczekiwałam od niego odpowiedzi, bo w taki oto sposób zakończyłam niewygodny dla mnie temat.
Może i nikt nie wierzy w to, że to zrobię, ale poruszę niebo i ziemię, żeby znaleźć kamień dusz i uwolnić się od rozkazów aniołów. Widziałam, co one zrobiły z Thomasem i nie chcę, żeby nad moim życiem miały taką samą władzę.
– Oddychaj.
– Co? – odpowiedziałam i odwróciłam się w stronę Thomasa, który zamarł.
Odrzuciło mnie do tyłu, przez co upadłam na ziemię, jednak mimo to i tak przerażona zaczęłam się cofać. Dlaczego się bałam? Odpowiedź była prosta, tym razem to nie ja zapanowałam nad czasem.
– Kim jesteś? – krzyknęłam rozglądając się dookoła, jednak nikt mi nie odpowiedział.
Czułam jego obecność, czułam ją bardziej niż bicie swojego serca. Wiedziałam, że gdzieś tam się chowa osoba za to odpowiedzialna, nie rozumiałam tylko jak to wszystko jest możliwe, skoro ponoć tylko ja mogę zatrzymać czas.
– Co się dzieje? – szepnęłam i wstałam, otrzepując spodnie.
Rozejrzałam się dookoła, przeczesując wzrokiem każdy pobliski zakamarek, jednak nie mogłam niczego dostrzec. Widziałam jedynie zatrzymanych w miejscu ludzi i naturę, która wstrzymała oddech. Bezwiednie poruszyłam się do przodu, błądząc w gęstej energii otaczającej wszystko dookoła. Nie wiedzieć kiedy, instynktownie odnalazłam źródło tego całego zamieszania, osobę, którą widziałam już wcześniej.
Stałam dokładnie naprzeciwko chłopaka w kapturze, który na jednym ze skrzyżowań bez żadnych ceregieli upomniał mnie, że moim obowiązkiem jest odnalezienie kamienia dusz.
– Powinnam zapytać, co tutaj robisz, ale pewnie pouczysz mnie, że powinnam znaleźć kamień dusz. Powinnam też zapytać się, dlaczego potrafisz zatrzymać czas, ale nie sądzę, żeby twoja odpowiedź mnie usatysfakcjonowała i właśnie dlatego po prostu zażądam, żebyś stąd zniknął i na nowo poruszył czas.
Pomimo, że cień kaptura skrywał oczy chłopaka, to wystarczająco dobrze widziałam resztę jego twarzy, żeby zauważyć usta wykrzywiające się w uśmiechu. Nie patrząc na mnie, schował ręce głębiej do kieszeni bluzy i kilkakrotnie pokiwał się na pięcie.
Był nerwowy? Nie do końca, ale w jego zachowaniu było niewątpliwie coś nietypowego. Wziął głęboki oddech i zrobił krok w moją stronę. Położył swoją dłoń na moim ramieniu i głosem za poważnym jak na tak młodą osobę, powiedział:
– Powiedziałem, że musisz znaleźć kamień dusz, ale jeżeli teraz to zrobisz, istnieje spore zagrożenie, że nie wszystko potoczy się tak, jak powinno. Stoisz na rozdrożu i tylko od ciebie zależy, jaki los wybierzesz dla nas wszystkich.
Jego słowa uleciały nie wiadomo gdzie, nic nie zapamiętałam z jego przemowy, bo pochłonął mnie jeden, niezwykły szczegół wyglądu chłopaka.
Nadgarstek.
Chwyciłam go za rękę i podwinęłam do góry rękaw, pod którym ukrywała się reszta blizny, znamienia, które wyryło się na zawsze w mojej pamięci.
– Jesteś potomkiem Raziera.
Podniosłam głowę i spojrzałam po raz pierwszy w jego niebieskie oczy, byłam przekonana, że mam rację, bo identyczny drobny znak widniał nie tylko na moim ramieniu, ale także na policzku mojej matki, aż dziw bierze, że nigdy mnie nie zdziwiło istnienie dwóch identycznych blizn.
– Tak, ale nikt nie wie i nie dowie się o moim istnieniu – odpowiada surowo, a ja nie rozumiem tej szorstkości z jaką do mnie mówi.
Próbowałam wybadać wyraz jego twarzy, ale… Ale zamknął się przede mną i nagle wszystko zniknęło. Znowu świat zaczął oddychać, a ja znalazłam się przy Thomasie. Tajemniczy chłopak zniknął, a ja zostałam sama bez odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, a powinniście wiedzieć, że zaczynało się ich robić coraz więcej.
– Liss, co się dzieje? Nagle skrzywiłaś się, jakbyś przed chwilą zjadła worek cytryn.
– Zostaw mnie – odpowiadam cicho. Wiem, że mnie słyszy, a mimo to się nie rusza nawet o centymetr. – Powiedziałam coś!
– Nie krzycz, bo tylko robisz sceny, a ja i tak się stąd nie ruszę.
Chcąc potwierdzić swoje słowa rozsiadł się na ławce i zamknął oczy, wystawiając swoją twarz na działanie ostatnich ciepłych promieni słonecznych tego dnia.
– A rób sobie, co chcesz – myślę i zatrzymuję czas, gdy pod kamienicę Nikoli podjeżdża czerwony mercedes.
Blondynka w czerwonym kabriolecie, mogłam się domyślić, że pomimo wyglądu, Katherine będzie przeciwieństwem swojej siostry, a przynajmniej za taką będzie pragnęła uchodzić. No cóż, ja też potrafię grać w gierki.
Dochodzę na skraj mojej kryjówki, zwanej inaczej parkiem, lub pasem zieleni i dostrzegam niezaprzeczalną szansę na realizację mojego planu. Przywracam wszystko do życia i gdy Katherine znika za drzwiami budynku, ja podchodzę do siedzącego na motorze mężczyzny i z najmilszym uśmiechem, na jaki mnie stać, pytam:
– Podwieziesz mnie?
Reakcja mężczyzny jest zaskakująca, ściąga kask i zeskakuje z motoru po to tylko, żeby mnie objąć i pocałować. Kim jest ten narwaniec? Santosem, oczywiście.
– Podwiozę cię – powiedział, gdy odrywa się od moich ust. – Ale musisz mi wyjaśnić dlaczego śledzisz moją matkę. Obiecaj mi również, że nigdy więcej nie będziesz się tak cudownie uśmiechała do obcych, ani nawet do znajomych, właściwie, to uśmiechaj się w ten sposób tylko do mnie.
– Nie za dużo ode mnie wymagasz? – zapytałam z przekąsem, uśmiechając się szeroko.
– Skądże, ja tylko chcę, żebyś była moja i nikogo innego, rozumiesz? – powiedział z pasją i taką pewnością siebie, że te słowa wyryły się w moim sercu już na zawsze.
– Rozumiem – odpowiadam zdawkowo, ignorując galopujące serce.
A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz