niedziela, 13 marca 2016

36.



Lisa
Stałam właśnie przed drzwiami do mieszkania Niki i rytmicznie stukałam paznokciami w ścianę. Jeszcze nie zapukałam do niej, więc miałam szansę na… No właśnie, na co miałam szansę? Na ucieczkę? Przecież jeszcze przed chwilą byłam z siebie taka dumna, bo w końcu pokazałam Thomasowi i Lucasowi, że mam swoje zdanie i chociaż próbuję być silna. Tak, musiałam się tego trzymać.
Wdech, wydech.
Moja ręka uniosła się do góry, a zaciśnięta pięść zastukała pewnie do drzwi, które po chwili otworzyła moja przyjaciółka. Pod oczami miała rozmazany tusz, a jej włosy były rozczochrane. Jednym słowem wyglądała jak siedem nieszczęść.
– Co się stało? – zapytałam, ale ona tylko odwróciła się i weszła w głąb mieszkania.
Zamknęłam drzwi i podążyłam za jej śladem do salonu, gdzie siedziała skulona na kanapie wokół porozrzucanych rysunków i wpatrywała się w nicość.
– Wiesz – zaczęła uśmiechając się do siebie. Ten widok zmroził mi krew w żyłach, bo wyglądała jak żywcem wyjęta z jakiegoś horroru, w którym uśmiech psychopaty nie wróży niczego dobrego. – Mogłam się domyślić, że wszystko skończy się źle. Zawsze się tak dzieje, po prostu zawsze. Takie kobiety jak ja, te z pokręconą historią nie mogą być szczęśliwe. Nie ma innego wyjścia, musi coś pójść nie tak.
– Nie rozumiem, co się stało.
– Uciekł – powiedziała, wycierając łzy wierzchem dłoni. – Uciekł, bo zrozumiał, że jesteśmy po innej stronie w tej wojnie.
– Wojnie? Dziewczyno, o czym ty mówisz?
Zaśmiała się gorzko i wstała z kanapy. Podeszła do mnie, ignorując bałagan i patrząc cały czas w moje oczy. Szczerze mówiąc dziwiłam się, że ani razu się nie potknęła, bo na tej podłodze walało się teraz wszystko, zaczynając od pudełek po jedzeniu, a na palecie malarskiej kończąc.
– Tak, wojnie, ale ty o niej już wiesz, prawda? Przyszłaś do mnie, żeby zdobyć kamień dusz i nie zaprzeczaj – dodała, gdy zaczęłam potrząsać przecząco głową.
– Niki, ja…
– Pozwól, że ci coś wyjaśnię. Jesteś świetlistą, czyli anielskim Nefilim i dobrze, ciesz się tym póki możesz, bo już niedługo zrozumiesz, że to jest twoje największe przekleństwo. Jesteście tylko ich zabawkami, bawią się wami i wykorzystują do swojej wojny, podczas, gdy jesteście bardziej podobni do mrocznych niż aniołów. Tak, dobrze słyszałaś, według mnie każdy Nefilim jest równy, bez względu na to, po której ze stron stanął.
– W takim razie, kim ty jesteś?
– Jak to, nie wiesz? – zaśmiała się i podeszła do drewnianego barku, z którego wyjęła do połowy pustą butelkę whisky.

Odkręciła zakrętkę i stojąc naprzeciwko oszklonego wyjścia na balkon, wzięła porządny haust alkoholu.
– Wyobraź sobie, że nie wiem.
Pokiwała głową i nadal wypatrując czegoś za oknem, odpowiedziała:
– Jestem człowiekiem, ale podobnie jak moje poprzedniczki, pomagam Nefilim. Czy mam jakąś moc? Nie, raczej tak tego nie mogę nazwać, po prostu widzę więcej niż wy i to wszystko.
– A co z kamieniem?
Wzruszyła ramionami i ręką, w której trzymała butelkę, wskazała mi swoje mieszkanie.
– Jak chcesz, to go szukaj, jednak go nie znajdziesz, nie tutaj.
– Skoro tak mówisz… – wyszeptałam i podczas jednego, urywanego oddechu, zatrzymałam czas.
Niki znieruchomiała, a jej pusty wzrok nie przypominał mi ani trochę tryskającej energią dziewczyny, która nabijała się z chłopaków, gdy ci próbowali nieudolnie ją poderwać. To już nie była ona, ale czego mogłabym się spodziewać, skoro prawdziwej mnie też już dawno nie było. Zabrali mi mnie i chyba to było w tym wszystkim najbardziej bolesne.
Jedno było pewne, już jej nie ufałam, bo w innym wypadku nie zaczęłabym przeszukiwać jej mieszkania. Przeszukałam dosłownie wszystko robiąc jeszcze większy bałagan, niż ten, który zastałam tutaj na wejściu. Sprawdziłam każdy najdrobniejszy zakamarek, centymetr tego mieszkania, które swego czasu tak bardzo lubiłam, ale nie znalazłam tutaj tego, co miałam odnaleźć.
W końcu się poddałam i usiadłam na jednym z szerokich progów, jakie w tym mieszkaniu były normą. Spojrzałam przed siebie, na porozrzucane rzeczy, spod których wystawała mała kulka. Wyciągnęłam do przodu rękę i chwyciłam ją szybko. Wygładziłam i rozprostowałam świecący się papier fotografii. Moje serce zamarło, bo właśnie patrzyłam na zdjęcie Niki i Aleksa, to właśnie w tym momencie zrozumiałam, co miała na myśli. Aleks bez wątpienia po tak długim czasie wspólnego podróżowania, był po stronie Santosa, a to znaczyło, że musiał coś zobaczyć… Bez wątpienia ta cała anielska sprawa niszczy relacje najbliższych mi osób.
Nie widząc potrzeby na dalsze siedzenie w tym miejscu, wstałam i wyszłam z mieszkania, a potem z budynku, dopiero wtedy pstryknęłam palcami i przywróciłam czasu jego właściwy bieg. To zaskakujące, jaka moja moc stała się prosta użytku, gdy dostałam skrzydła.
Schowałam ręce w kieszenie cienkiej bluzy, którą zabrałam z mieszkania Niki i zaczęłam iść wzdłuż ruchliwej ulicy. Czego szukałam? Aktualnie niczego, musiałam się zastanowić, wszystko przetrawić, a wtedy zacznę na nowo działać.
W tym momencie przypomniało mi się, że nadal mam przy sobie swoją wyłączoną komórkę, która zaraz po włączeniu zaczęła dzwonić, a na ekranie pojawiła się twarz Santosa. Wiedziałam, ze źle robię, ale uśmiechnęłam się do siebie i odebrałam telefon.
– Przyjdę do ciebie – mówię na wstępie.
– Kiedy?
– Będę za dziesięć minut – mówię i rozłączam się.
Czy mnie obchodzi w jakikolwiek sposób to, kim jest, albo kim jeszcze nie jest, Santos? Nie, ale dobrze mi z tym, potrzebuję go teraz i chociaż wiem, że nie powinnam mu tego teraz robić, to pragnę jego obecności bardziej niż czegokolwiek innego.
Nie wiedzieć kiedy, znalazłam się przed drzwiami jego mieszkania, które otworzył mi będąc w samych spodenkach. Mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę jego idealnie ukształtowanej klatki piersiowej. Przygryzłam od środka swój policzek i zmusiłam się do spojrzenia mu w oczy.
– Aleks sprowadził mi tutaj jakiegoś futrzaka, który bez ostrzeżenia przewrócił szklankę z wodą, fundując mi prysznic. Naprawdę nie wiem, o co chodziło temu kocurowi. Może nie lubił mojej koszulki, albo po prostu mnie nie lubi, ale…
Nie dokończył mówić, bo zrobiłam dwa kroki do przodu i przylgnęłam do niego. Zaczęłam go całować, trzymając dłonie po obuch stronach jego twarzy. Objął mnie i popchnął na drzwi, które zamknęły się z hukiem, zaczął całować mnie coraz namiętniej, a potem… Nagle przestał po to, żeby delikatni musnąć ustami moje ramię, po czym wziąć mnie na ręce i zanieść do sypialni.
Cóż, wygląda na to, że porozmawiam z nim później, znacznie później.
A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz