poniedziałek, 28 grudnia 2015

30. Jestem Lucas

Brak komentarzy:

Opierałam się niedbale o blat w kuchni i z wyczekiwaniem wpatrywałam się w poddenerwowanego Adriana.

– Chciałbym ci w tym pomóc, ale nie mogę.

Patrzę na ubrudzone sosem do spaghetti kafelki i uśmiecham się do siebie. On jeszcze nie wie, że wszystko mi powie, ale spokojnie, zaraz go uświadomię.

Podnoszę wysoko głowę, żarty się skończyły, musi powiedzieć mi prawdę.

– Zapytam po raz ostatni i mam nadzieję, że udzielisz mi odpowiedzi, bo jeżeli nie, to jeszcze dzisiaj przeprowadzę się do Nikoli.

– Izabelo, ja…

Uniosłam szybko do góry otwarte dłonie i pokręciłam przecząco głową.

– Nie chcę słuchać wymówek, tylko wyjaśnienia. Wytłumacz mi dlaczego Thomas nie odstępuje mnie nawet na krok.

– Przecież nie ma go teraz z nami – zauważa błyskotliwie, a ja mam ochotę uderzyć pięścią w tę jego głupkowatą twarzyczkę.

– Adrian, ja ciebie ostrzegam…

– On mnie zabije – mówi do siebie cicho i nerwowo przeczesuje swoje włosy. – Grozi ci niebezpieczeństwo, a Thomas próbuje cię ochronić zresztą nie tylko on, ale to już inna historia, której właściwie nie znam za dobrze, więc przestań wpijać we mnie ten swój przerażający wzrok, bo nic więcej nie umiem ci powiedzieć.

Po kilkunastu minutach ciszy, Adrian podszedł do mnie niepewnie i zapytał:

– Wszystko dobrze?

– Tak – odpowiedziałam szybko i uśmiechnęłam się sztucznie. – Muszę pojechać do Niki, odbierzesz za mnie paczkę.

– Chwila, jaką paczkę i co z twoją pracą?

– Praca nie zając, muszę porozmawiać z Niki.

Ostatnie słowa wypowiedziałam stojąc już pod drzwiami z kataną i torebką w lewej ręce oraz kluczami w prawej. Policzyłam do trzech i wyszłam licząc na łut szczęścia.

O tej godzinie ulica przed moją kamienicą była wystarczająco ruchliwa, żebym po wtargnięciu na nią i szybkim sprincie, zgubiła błąkającego się niedaleko Thomasa. Punkt dla mnie, pogratulowałam sobie w duchu i popędziłam na najbliższy przystanek, jednak nim to się stało, wpadłam na chodniku prosto na jednego z przechodniów. Zamrugałam szybko i spojrzałam przed siebie, na męską klatkę piersiową osłoniętą jedynie czarną koszulką. Czyjeś ręce oplotły się wokół moich bioder i nie pozwoliły mi upaść, kiedy chwilę później zachwiałam się niezdarnie.

– Nic ci nie jest?

Głos mężczyzny nie był przyjazny, powiedziałabym nawet, że był neutralny, gdyby nie nutka rozdrażnienia, którą bez problemu wyłapałam. Podniosłam głowę do góry, jednocześnie uwalniając się z uścisku nieznajomego.

– Wszystko dobrze – odpowiedziałam i dokładniej przyjrzałam się mężczyźnie. Był wysoki, ale to już wiedziałam , gdy moja twarz doznała bliskiego spotkania z jego klatą. Musiałam przyznać, że trochę zaskoczył mnie jego wygląd, włosy miał jasne, a dzięki dzisiejszej pogodzie zrobiły mu się loczki z przydługich włosów, co całkiem psuło efekt niegrzecznego chłopca, jaki pewnie chciał osiągnąć ubierając się na czarno.

Dopiero, gdy spojrzałam w błękitne oczy mężczyzny zrozumiałam, że patrzył na mnie z zaskoczeniem.

– Coś nie tak?

– Nie – odpowiada zachrypnięty i dodaje już pewniej: – Nie, po prostu…

– Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty – dopowiada głos w mojej głowie.

– Po prostu jestem niezdarna – mówię próbując ukryć szok jaki wywołał we mnie głos, który zazwyczaj pojawiał się jedynie w moich snach.

– Nieprawda – powiedział i od razu zmienił temat, patrząc na coś za moimi plecami. – Śpieszysz się gdzieś?

– Tak, muszę odwiedzić przyjaciółkę, więc do zobaczenia.

Spoglądam jeszcze raz na mężczyznę i idąc przez chwilę do tyłu, macham mu na pożegnanie.

– Jak masz na imię? – krzyczy do mnie, gdy jestem już niedaleko przystanku.

Odwracam się zaskoczona. Nieznajomy nadal stoi tam, gdzie go zostawiłam, nie poruszył się nawet o krok.

– Izabela!

– A ja jestem Lucas – odpowiada ze zniewalającym uśmiechem w momencie, gdy słyszę za sobą odgłosy podjeżdżającego autobusu.

– Miło mi cię poznać – szepczę i znikam w żółtym pojeździe.

Jadę wystarczająco długo, żeby zdążyć skarcić się pięć razy za nadmierne myślenie o nieznajomym mężczyźnie. Z jakiegoś powodu mnie zaintrygował, ale nie umiałam jeszcze stwierdzić, czy odbieram go pozytywnie czy negatywnie.

Tak właściwie, resztę drogi przebyłam nie zwracając na nic uwagi, zatrzymałam się dopiero przed budynkiem, w którym mieszkała Niki. Musiałam przez chwilę spokojnie odetchnąć, bo serce biło mi bardzo szybko, a w głowie… W głowie miałam mętlik.

Przykucnęłam pod ścianą i obserwując nogi śpieszących się ludzi, odpłynęłam myślami w rejony o których zapomniałam. Tym razem nie przypomniałam sobie kolejnego żenującego wspomnienia mającego związek z moim normalnym inaczej przyjacielem, Aleksem. O nie, tym razem przypomniałam sobie słowa, których nie mogłam przypisać do żadnej znanej mi osoby, jednak i tak miałam pewność, że ktoś kiedyś podzielił się ze mną tą myślą.

Intuicja to dobra rzecz, czasami jest ona najbardziej bezstronną i neutralną metodą w poznawaniu prawdy.

Tak, bez dwóch zdań od kogoś to usłyszałam, ale od kogo?

Moje rozmyślenia przerwał odgłos otwierających się drzwi zza których wyszła Nikola z Aleksem. Próbowałam udawać, że ich widok wcale mnie nie zaskoczył, jednak kogo ja oszukiwałam, martwiło mnie to, że zaczęli się widywać. Nie dramatyzując, powiem tylko, że wizja tej dwójki razem, mogła zwiastować jedynie katastrofę.

– Oo! Co tutaj robisz?

Uśmiechnięta Niki zaplotła ręce na piersi i wpatrywała się we mnie przyjaźnie, podczas, gdy Aleks rozglądał się dookoła, jakby usilnie próbował znaleźć jakąś drogę ucieczki.

– Miałam właśnie do ciebie przyjść, bo mam mały problem…

Postawa Aleksa od razu się zmieniła, stał się poważny i wyraźnie zatroskany.

– Co się stało?

Jęknęłam i przewróciłam oczami. Nie chciałam rozmawiać o tym przy nim, a teraz nie miałam innego wyjścia.

– Miałam nadzieję, że Niki weźmie w obroty Thomasa, żeby przestał za mną chodzić.

– Weźmie w obroty? – powtórzył za mną wolno.

– Tak, ona potrafi przekonywać ludzi do swoich racji.

Powietrze przeszył śmiech Nikoli, która spazmatycznie ściskała Aleksa za rękę.

– Kochana, przecież ja nie jestem cudotwórcą. Z takimi osobami jak Thomas nawet nie warto zaczynać rozmowy, jest zbyt uparty.

– A skąd ty to możesz wiedzieć, próbowałaś go do czegoś przekonać?! – wybuchłam urażona, a ona wzruszyła ramionami.

Nie mogłam liczyć na nic więcej, Niki mi nie pomoże, chociaż w przeszłości naprawdę wiele razy robiła mężczyznom papkę z mózgów. Niewiarygodne, przecież ona była idealną bronią na natrętów, odganiała każdego, jakby posiadała nadnaturalną moc perswazji, a pomimo tego nie chciała mi pomóc.

A

29. Problemy

Brak komentarzy:

Thomas

Widziałem wyraźnie jak w pokoju Lisy zapaliło się żółte światło, a chwilę później cień dobrze znanej mi dziewczyny, wygiął się w łuk przy przeciąganiu, a chwilę później zniknął z mojego pola widzenia. Pewnie położyła się spać i szczerze mówiąc nie dziwię się jej, w końcu nie było jej cały dzień odkąd zniknęła po naszej kłótni.

– Powinienem się martwić, że podglądasz Lisę? – usłyszałem znajomy głos.

– To nie ja jestem problemem – odpowiadam poważnie. Cieszę się w duchu, że jest ciemno i jestem odwrócony tyłem do Santosa, bo tylko dzięki temu nie wie, że się uśmiecham, bo jego pytanie naprawdę mnie rozbawiło.

– Byliśmy na naleśnikach i mieliśmy bliżej do mnie, a jak zasnęła, to obudziła się popołudniu, więc nie było sensu wracać tutaj, na spokojnie spędziliśmy razem czas…

– Nie mówię o tym waszym wybryku – mówię zirytowany i odwracam się twarzą do zdezorientowanego chłopaka. – Lucas jest tutaj.

Ciało Santosa momentalnie przybiera obronną postawę, a w jego wzroku mogę dostrzec czujność, którą widziałem tak często w swoim odbiciu. Podnosi głowę i patrzy na okno Lisy, tak jakby mógł prześwietlić ściany na wylot i zobaczyć czy wszystko jest z nią w porządku.

– Musimy ją stąd zabrać.

– Powodzenia, nawet ciebie nie pamięta – mówię od niechcenia, ale gdzieś tam w środku czuję się winny, bo straciła pamięć dzięki mnie, a teraz nie potrafię przywrócić jej wszystkich wspomnień.

– A kogo to wina?!

– Próbowałem, jasne? Nic nie poradzę na to, że jej ciało i umysł się buntują – krzyczę wymachując dynamicznie rękami. – Ona nie chce pamiętać, zrozum to wreszcie.

– Tak jakby kiedykolwiek miała jakiś wybór. Wszyscy decydowaliście o niej, tak jakby była małym dzieckiem. Może to ty i Lucas powinniście zrozumieć, że jest człowiekiem.

– Nefilim – poprawiam go, ale on kręci szybko głową, zaprzeczając moim słowom.

– Nie, ona jest człowiekiem. Nie jest taka jak my, może i ma moc, ale nie ma skrzydeł.

– Demony się upominały o nią.

– Kiedy? W dzieciństwie? Bądź poważny i zaakceptuj to, że jako jedyna z nas wszystkich ma szansę na normalne życie. Możesz być pewien, że nie pozwolę Lucasowi tego spieprzyć.

Miał rację, Lisa była inna, ale to nie oznaczało jeszcze, że będzie mogła żyć normalnie. O nie, Lucas już tego dopilnuje, żeby wypełniła swoje obowiązki.

Lucas


Gabriel, bez żadnego ostrzeżenia, przeniósł mnie do nieba. Brzmi to trochę jak tekst jakiejś piosenki, a może i nie, w każdym razie liczy się to, że miałem kłopoty. Kłopoty z dużej litery skoro ściągnął mnie prosto do wielkiej sali rozpraw w której zasiadał również Michał i Rafael. Nie wyglądało to dobrze, powiedziałbym nawet, że wyglądało to bardzo, ale to bardzo źle, ponieważ ta trójca zbierała się tylko w naprawdę poważnych sprawach.

– Co się stało? – zapytałem, a echo mojego głosu rozeszło się po całej sali.

– Jeszcze się pytasz? – Usłyszałem rozgniewany głos Gabriela.

Po moim ciele przeszły dreszcze trwogi. To się nie mogło dobrze skończyć. Wygnają mnie w tej usianej wyzłacanymi kolumnami sali.

– Usiądź – mówi Rafael łagodnie, a przynajmniej tak brzmi w porównaniu z jego poprzednikiem.

Posłusznie siadam na usytuowanym na samym środku pomieszczenia, drewnianym krześle, mierzącym pięć metrów wysokości. Rozmiar tego posrebrzanego przedmiotu nie sprawia mi trudności, bo tutaj nie posiadam ciała człowieka, a moja anielska istota na Ziemi uchodziłaby za olbrzyma.

– Zawiedliśmy się na tobie – Michał od razu przechodzi do rzeczy. – Odzyskałeś skrzydła, trzymałeś się z daleka od tamtej dziewczyny i wszystko było dobrze. A teraz nagle, po trzech latach przyleciałeś akurat do miasta w którym mieszka. Nie powinieneś tego robić, miałeś ją zostawić w spokoju.

– Z całym szacunkiem, ale trzymałem się daleko od niej tylko dlatego, że nie mogłem wyczuć gdzie jest, a nawet teraz, gdy jestem tak blisko, nie potrafię jej znaleźć.

– I dobrze, ona nic nie pamięta i tak ma pozostać – odpowiedział niezadowolony dowódca wojska niebieskiego.

– Wystarczy, że Thomas…

– Nie – przerwał rozgniewany Gabriel i wskazał na mnie swoją dłonią. – Nefilim nie ma z tym nic wspólnego, on próbował oddać jej wspomnienia.

– Więc dlaczego… – zacząłem mówić na głos, gdy zrozumiałem co miał na myśli mój przyjaciel. – To twoja sprawka…

A

sobota, 12 grudnia 2015

28. Naleśniki

Brak komentarzy:
Lisa/Isa

Patrzyłam uważnie na Santosa, który wzruszył niedbale ramionami lekceważąc, to co przed chwilą powiedziałam. Nie zamierzałam się jednak poddawać, musiałam dowiedzieć się dlaczego nazywa mnie imieniem innej.

– Santos, nie udawaj, że cię tutaj nie ma.

Szybko powrócił wzrokiem do mnie i niezadowolony przygryzł swoje usta.

– Nie rozumiem o co ci chodzi, przejęzyczyłem się, każdemu może się to zdarzyć.

„Każdemu mogło się to przytrafić, a zdarzyło się to akurat tobie” – pomyślałam, jednak postanowiłam nie mówić tego na głos, bo do naszego stolika podeszła właśnie kelnerka z dwoma talerzami wypełnionymi po brzegi naleśnikami.

– Podać coś jeszcze? – zapytała Santosa.

Zadziwiające, że dopóki nie weszłam do tej knajpy, to nie byłam świadoma tego, że kelnerka stojąc przy moim stoliku, może być odwrócona do mnie tyłem i bardzo skutecznie ignorować moją obecność.

– Nie – odpowiedział krótko.

Kelnerka, najwyraźniej bardzo urażona, fuknęła niezadowolona i podeszła do innego stolika. Przyjrzałam się z zaciekawieniem chłopakowi siedzącego naprzeciwko mnie, tak bardzo chciałabym dostać wydruk z jego mózgu, żeby w końcu zrozumieć dlaczego tak ciężko jest mi go zrozumieć.

– Wracając do…

– Proszę cię, nie zaczynaj – przerywa mi.

– Jak sobie chcesz – mruczę pod nosem i zaczynam jeść naleśniki.

***

Jak można się było domyślić, Santos nie mógł się rozstać z kelnerką, która jak się okazało, jednak się na niego nie obraziła, a tuż przed wyjściem napisała mu na serwetce numer swojego telefonu. Widząc to, nie wytrzymałam i wyszłam bez słowa z lokalu. Nawet nie miałam gdzie się udać, nie wiedziałam gdzie pójść, żeby nie zgubić się na tym pustkowiu. Usiadłam na drewnianej ławce i schowałam twarz w swoich dłoniach, chciałam już wracać do domu, a konkretniej do domu, w którym jestem tylko ja i Adrian.

Dźwięk małych dzwoneczków przywrócił mnie do rzeczywistości, w której Santos szedł w moją stronę i przyglądał mi się z konsternacją. Chcąc odwrócić od siebie jego uwagę, skinęłam w stronę szosy i powiedziałam:

– Jeżeli nie zadzwoniłeś po taksówkę, to czas najwyższy.

– Przejdźmy się.

– Ale gdzie? Do domu czy do lasu, gdzie poćwiartujesz mnie na kawałeczki?

Chłopak przewrócił oczami i chwycił mnie za rękę.

– Zawsze możemy też polecieć nad morze, ale pewnie pomyślałabyś, że chcę cię utopić.

– Polecieć? Lotnisko jest dalej niż mój dom, twoja propozycja jest bez sensu.

– Nie, to ty tak myślisz – mruknął i przystanął, żeby spojrzeć w niebo.

No to mi się romantyk trafił.

– Mógłbyś się ruszyć? Nie chcę tutaj spędzić całej nocy.

Santos momentalnie spuścił wzrok i spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Nie, przecież nie ma czegoś takiego jak błysk w oku, tak się tylko mówi… A jednak przez chwilę naprawdę miałam wrażenie, że jego oczy się błyszczą.

– Dlaczego nie? – zapytał i znacznie zmniejszył dzielącą nas odległość. – Z tobą mógłbym spędzić noc wszędzie.

Poczułam jak policzki mnie pieką od rumieńców, które ozdobiły moją twarz. Nie mogłam uwierzyć, że powiedział coś tak oklepanego, a i tak wprawił mnie w zakłopotanie.

– Santos, ja…

– Wiesz, że za dużo mówisz?

Zaśmiał się, ale tak szczerze, jak małe dziecko. Nie wiem dlaczego, ale właśnie w tym momencie przypomniałam sobie jego rozmowę z kelnerką i uświadomiłam sobie, że był dla niej po prostu miły, chociaż tak naprawdę nie miał ochoty z nią rozmawiać.

– Tak?

– Tak – przytaknął i pochylił się nade mną. – Na szczęście możemy temu zaradzić.

Kojarzycie ten moment, gdy dostajecie przesyłkę, albo prezent i przez chwilę cieszycie się jak dziecko, że możecie rozpakować paczkę? Tak, to jest cudowne uczucie, ale ani trochę nie dorównuje ono temu, co poczułam, gdy wargi Santosa, delikatnie musnęły moje. W książkach zawsze piszą, że ktoś poczuł wtedy coś w rodzaju impulsu elektrycznego, ale to byłoby za mało, mnie trafił piorun i trwale sparaliżował mój mózg.

Santos objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, całował moje usta tak, jakby były czymś najcenniejszym na świecie, jednak w tym pocałunku było jeszcze coś… Tęsknota, której nie umiałam pojąć. Miałam wrażenie, że jest tym, co kiedyś utraciłam, a przecież to byłoby niemożliwe.


Lucas

Spodziewałem się szybciej odnaleźć Lisę, ale nie będę narzekał. Nie, tutaj nie da się nie narzekać, bo przez tego durnego nefilim nie mogę jej odnaleźć, a na domiar złego to wszystko ciągnie się od tamtego koszmarnego dnia, gdy szkołę odwiedził Miguel. Czuję w sobie niewyobrażalną złość, gdy pomyślę, że tyle czasu zajmował się nią Thomas. Tak nie powinno być!

– Podać coś pan... – zaczął chłopaczek z hotelowej obsługi, ja jednak podniosłem rękę i tym jednym gestem, uciszyłem go.

Postanowiłem wyjść na miasto i rozejrzeć się po okolicy, tak na wszelki wypadek. Nie przypuszczałem tylko, że po drodze tyle osób będzie chciało ze mną porozmawiać. Istna plaga! Czy ja mam nad głową wywieszony bilbord z napisem: „zagadaj do mnie”. Odpowiedź oczywiście brzmi „nie”, ale te wszystkie natrętne osoby, jakby tego nie rozumiały.

– Jaki piękny dzisiaj dzień… – zaczęła mówić jakaś kobieta, której już chciałem coś odpowiedzieć, gdy w tłumie mignęła mi znajoma postać.

– Nie wierzę – mruknąłem do siebie i zostawiając kobietę w pół słowa, pobiegłem za kimś, kto równie dobrze mógłby być zjawą.

Szybko go dogoniłem, głównie dlatego, że stał w miejscu i pisał coś na swojej komórce. Zadowolony z siebie, podszedłem do niego i opierając się na jego ramieniu, powiedziałem:

– Kopę lat, stary.

Czułem i widziałem jak postawa chłopaka zmienia się w przeciągu sekundy. Wyprostował się i strącił ze swojego ramienia, moją dłoń, a na samym końcu wbił we mnie swoje rozłoszczone spojrzenie.

– Lucas.

– We własnej osobie – odpowiedziałem, kłaniając się żartobliwie.

– Alyson zaprzeczała, gdy mówiłem, że masz coś z klauna, ale najwyraźniej miałem rację.

Tego było już za wiele, podszedłem do niego bliżej i patrząc prosto w jego zakłamane oczy, zapytałem:

– Gdzie jest Lisa?

– Lisa już nie istnieje – odpowiedział od razu, częstując mnie swoim irytującym uśmieszkiem.

– Jak ja cię zaraz… – zacząłem, ale chłopak od razu mi przerwał.

– Nic mi nie możesz zrobić, jestem pod ochroną Gabriela.

– Nie wierzę – odpowiadam automatycznie, dobrze wiedząc, że mój brat nie zrobiłby czegoś takiego.

– To uwierz – krzyknął przez ramię, gdy oddalił się ode mnie o parę metrów.

– Thomas! Wracaj tutaj, natychmiast!

A

poniedziałek, 7 grudnia 2015

27. Lisa, nazwałeś mnie tym imieniem

Brak komentarzy:
Od jakiegoś czasu siedziałam na oknie w swoim pokoju i wpatrywałam się w rysunek przedstawiający Santosa. Łącznie naszkicowałam dzisiaj około piętnastu takich rysunków. Na jednym z nich grał w piłkę, na innym siedział w kawiarni, na ławce szkolnej, albo leżał na trawie z zasłoniętymi przez ramię oczami. Wszystkie te rysunki łączył wiek chłopaka, który na pewno był młodszy niż teraz, co było tym bardziej dziwne, że nie znałam go wtedy.

Nie mogłam odpędzić od siebie przedziwnego wrażenia, że sceny, jakie widziałam na kartkach papieru, wydawały mi się bardzo realne. Rozmyślałam nad tym tak długo, że zdążyła zapaść noc, a ja nadal nie ruszyłam się z parapetu. Dopiero, gdy do pokoju wszedł Thomas i zapalił światło, ocknęłam się z otępienia. Oboje rozejrzeliśmy się po moim pokoju, w którym walały się zarysowane kartki papieru. Thomas bez słowa uklęknął na środku pomieszczenia i podniósł pierwszą z brzegu kartkę, na której oczywiście musiał znajdować się Santos, bo nikogo innego nie rysowałam.

Poruszyłam się niespokojnie i opuściłam nogi z parapetu, czułam się niezręcznie. Thomas nie odzywał się i to było gorsze od jakiegokolwiek kąśliwego komentarza. Bojąc się jednak powiedzieć coś jako pierwsza, spojrzałam po raz kolejny na rysunek na którym Santos się uśmiecha i zeskoczyłam z parapetu. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Z zaplecionymi na piersiach ramionami i rozczochranymi włosami wyglądałam jak wkurzona czarownica, jednak w rzeczywistości nie czułam się ani trochę groźna.

– Czy coś się stało?

Uśmiecham się do siebie pod nosem i mam ochotę opowiedzieć, że stało się wszystko i nic. Okazuje się, że inni ludzie wiedzą o mnie więcej niż ja sama, ale dlaczego? No pytam się, dlaczego tak się dzieje?! Zamiast tego, odpowiadam:

– Umiem rysować.

– Wiem, nawet bardzo dobrze ci to wychodzi.

Odwracam się jak oparzona i wpatruję się w nierozumiejącego moje zachowanie, Thomasa. Podchodzę do niego i rozwścieczona szturcham go palcem w klatkę piersiową.

– Ty też wiedziałeś?! – krzyczę rozeźlona. – Dlaczego tylko ja nie wiedziałam, że potrafię malować?! Czego jeszcze się dowiem, może występowałam w cyrku, albo jakimś zespole?!

– Właściwie…

– Co właściwie?!

– Śpiewałaś ze mną…

– C-o-ś t-y p-o-w-i-e-d-z-i-a-ł? – cedzę przez zęby.

– Uspokój się – mówi cicho, ale nie zamierzam ustąpić.

– Jak mam być spokojna, skoro nagle okazuje się, że nie wiem o sobie podstawowych rzeczy. Miałam jakiś wypadek, a może doznałam jakiejś traumy?

– Nic z tych rzeczy.

Chłopak zaplata swoje palce, ale po chwili zmienia zdanie i chowa je za plecami. Nie wygląda na zadowolonego moim wybuchem. I dobrze, bo nie potrzebuję jego aprobaty, żeby coś powiedzieć.

– No tak, jak dzieje się coś poważnego, to wszyscy faceci są tak samo pomocni – mruczę pod nosem i wychodzę z pokoju.

Nie przejmuję się krzykami Thomasa i szybko zbiegam po schodach, by chwilę później znaleźć się na opustoszałej już o tej godzinie ulicy. Nie myśląc za wiele, wyciągam komórkę z kieszeni i wybieram numer Santosa. Odebrał po drugim sygnale i od razu rozgniewany powiedział:

– Nie!

– Co „nie”? – pytam zaskoczona.

– Isa?

– Tak, a myślałeś, że kto dzwoni?

– Nieważne, coś się stało?

– Po pierwsze przestańmy ciągle zadawać sobie pytania, bo w taki sposób do niczego nie dojdziemy, a po drugie – zawahałam się – musisz po mnie przyjechać.

– Gdzie jesteś?

– Pod domem, chyba pokłóciłam się z Thomasem…

– Zaraz przyjadę.

Santos rzeczywiście zjawił się po chwili, jednak ku mojemu zdziwieniu przyjechał taksówką, co zrozumiałam dopiero, gdy usiadłam obok niego. Nie mógł prowadzić, bo wcześniej pił i nie potrzebowałam alkomatu, żeby mieć co do tego stuprocentową pewność.

– Piłeś – zauważam surowo.

Odwraca się w moją stronę i przygląda mi się podejrzliwie. Nie potrafię niczego wyczytać z jego twarzy, jednak coś mi mówi, że nie to chciał usłyszeć.

– Jak chcesz mnie pouczać, to powiem ci to samo, co powiedziałem Niki. Nie jestem już dzieckiem.

– A jeżeli nie chcę cię pouczać? – pytam, uważnie przyglądając się jego twarzy.

– W takim razie jedziemy na naleśniki.

– Naleśniki?

Nie mogę uwierzyć w to co słyszę, on naprawdę chce wepchać to we mnie? We mnie?! Tą samą mnie, która pomimo dozgonnej miłości do słodyczy, żywi wstręt do naleśników od czasu, gdy będąc na kacu, zjadła o wiele za dużo tego diabelskiego przysmaku?

No dobra, może jednak skorzystam z tej propozycji, bo co może być złego w naleśnikach jedzonych na trzeźwo?

Godzinę później znałam już odpowiedź, a brzmiała ona: wszystko.

Santos oczywiście musiał wybrać knajpkę leżącą tak daleko, że zaczęłam się zastanawiać czy nadal jesteśmy w moim mieście. I możecie mi wierzyć na słowo, bo nie przesadzam. Wywiózł mnie taksówką na odludzie, gdzie jedynym budynkiem był parterowy domek z wieloma oknami przez które było widać te wszystkie tłumy czekające na naleśniki.

Niechętnie poszłam za chłopakiem do tego szemranego lokalu i usiadłam na jednej z kanap. Całe wnętrze wyglądało jak wyjęte z filmu mającego wątek o amerykańskiej prowincji, gdzie takie miejsce jest centrum jakiejkolwiek rozrywki.

– Możemy już iść? – zapytałam od razu bez ogródek, patrząc błagająco na chłopaka.

– Daj spokój, tutaj jest fantastycznie!

Otóż wcale tak nie było, ale to tylko informacja dla tych, którzy przegapili moment, gdy negatywnie oceniłam to miejsce.

– Co podać?

Podniosłam błyskawicznie głowę do góry i zobaczyłam szczupłą dziewczynę nachylającą się nad Santosem. Ciekawe czy taki sam przypadek jaki rozpiął guziki jej bluzki, sprawił, że teraz otarła się o chłopaka.

– Niech pomyślę – zaczął mówić rozbawiony i w tym samym czasie stukał rytmicznie palcem o swoje usta, udając zamyślenie. – Jesteśmy w naleśnikarni, więc może… Naleśniki?

– Jakie to błyskotliwe – mruknęłam pod nosem, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi.

– Och – westchnęła głośno dziewczyna i zaśmiała się, a ja chciałam tylko jednego, żeby przestała rechotać jak ropucha. – A dla twojej siostry też przynieść naleśniki? – zapytała, gdy w końcu przestała zgrywać żabę.

Spojrzałam na nią jak na idiotkę, którą prawdę mówiąc była. Niestety nie zrozumiała co oznacza moje mordercze spojrzenie i musiałam się do niej odezwać.

– Naprawdę wyglądam na jego siostrę? – zapytałam blondynki, jednocześnie patrząc na Latynosa.

– No tak – odparła bez wahania.

– Czy mam go pocałować, żeby cię przekonać, że nie jestem z nim w żaden sposób spokrewniona?! – wybuchłam rozgniewana, możecie mieć jednak pewność, że w mojej głowie ta wypowiedź zawierała dużo przekleństw, których nie użyłam tylko dlatego, że mimo wszystko jestem dobrze wychowana.

– Obejdzie się bez stosunków kazirodczych w tym lokalu – wysyczała i odeszła od naszego stolika.

– Ale… – zaczęłam, chcąc jej wytłumaczyć, że skoro Santos nie jest moją rodziną, to nie ma mowy o kazirodztwie.

W tym czasie chłopak złapał mnie za dłoń i czule ją pomasował.

– Lisa, uspokój się.

Moje ciało zesztywniało. Powoli odwróciłam się i spojrzałam w ciemne oczy chłopaka, który chyba nie do końca rozumiał co się działo, bo wyglądał na coraz bardziej upitego, co było bez sensu, skoro przy mnie nie wypił nawet kropelki.

– Lisa.

– Co? – zapytał zszokowany.

– Przed chwilą nazwałeś mnie tym imieniem.

A

wtorek, 1 grudnia 2015

26. Rysunek

Brak komentarzy:
Dzisiaj mam wolne, więc z łóżka wstaję dopiero w okolicach dziesiątej. Nie zawracam sobie głowy zmianą stroju i wychodzę z pokoju w spodenkach i koszulce na ramiączkach. Z częściowo zamkniętymi oczami doczłapuję do kuchni i po omacku nalewam sobie do kubka, zaparzonej w dzbanku, kawy.

– Izabela…

– Cii – uciszam natręta i siadam przy stole.

Nachylam się nad kubkiem z kawą i…

– Izabela!

Rozeźlona podnoszę głowę i patrzę wrogo na Thomasa.

– Co?!

– Kawę zaparzył Adrian.

Adrian, mój nietypowy współlokator, ten sam, który na starcie wygrałby konkurencję na najgorszego kucharza świata.

– Dzięki – odpowiadam odsuwając od siebie zabójczy napój. – Jeszcze mi życie miłe.

Opieram głowę na ręce i na chwilę zamykam oczy, to wystarcza Thomasowi, który wstaje od stołu i znika na chwilę tylko po to, żeby wrócić do mnie z gorącą kawą. Patrzę zaskoczona na papierowy kubek i próbuję zrozumieć, dlaczego zszedł na dół do kawiarni, zamiast zaparzyć mi kawę jak normalny człowiek.

– Nigdy ci nie smakowała moja kawa – mówi, jakby czytał w moich myślach.

Nigdy… Gdybym tylko pamiętała te jego wszystkie nigdy i zawsze. Niestety nadal miałam wrażenie, że pamiętam tylko nieznaczną część tego, co dotyczyło Thomasa. Czasami nawet zastanawiałam się, czy nie miałam jakiegoś wypadku, skoro nie mogę sobie przypomnieć czasów, w których miałam przy sobie Thomasa i Aleksa.

– Co się stało, że doznałam tego zaszczytu i zobaczyłam ciebie z krwi i kości? – zapytałam po paru minutach.

Nie wytrzymałam i musiałam o to zapytać, a potem z nieskrywaną ciekawością wpatrywałam się w Thomasa, który leniwie przeczesał ręką, swoje krótkie włosy.

– I kto to mówi? – przeciągnął każde słowo, wbijając jednocześnie we mnie swoje przenikliwe spojrzenie.

– Nie rozumiem, o czym mówisz – odpowiadam szybko.

Mimowolnie przyjmuję obronną pozę i zaplatam ręce na piersi, staram się też nie patrzeć na Thomasa. Nie wiem czemu, ale jego słowa wywołały u mnie gęsią skórkę i wcale nie podobał mi się kierunek w jakim zmierzał.

– S-a-n-t-o-s.

– Co z nim? – pytam wzburzona.

Nie wiem, kto mu powiedział o nim, ale osobiście obedrę ze skóry tego kapusia.

– A to, że bardzo nieładnie się zachowujesz, ignorujesz go – odpowiedział wolno, przez co zaczęłam się zastanawiać czy aby nie ma mnie za głupią mówiąc tak do mnie.

Wzięłam głęboki wdech, wstałam z krzesła i położyłam ręce a stole, nachylając się w stronę Thomasa. Przez cały ten czas patrzyłam na niego w ciszy, aż w końcu, gdy zobaczyłam niepewność w jego oczach, wyszeptałam:

– Nie jestem ani głupia, ani głucha, więc możesz mówić do mnie normalnie, a jeśli chodzi o Santosa, to jest to moja prywatna sprawa i nie powinna cię ona obchodzić. A teraz wybacz, ale znudziła mnie rozmowa z tobą, więc idę się wyszykować, bo wychodzę. Adrianowi możesz powiedzieć, że nie wrócę na obiad.

Zdenerwowana poszłam do pokoju i szybko narzuciłam na siebie sukienkę, po czym wpadłam jeszcze na chwilę do łazienki i szybko wybiegłam z mieszkania.

Celem mojego spontanicznego spaceru, okazała się wystawa artystów-amatorów, wśród których odnalazłam Niki. Nawet nie sprawiło mi to problemów, bo tak barwna osobowość rzucała się w oczy na samym początku, tym co mnie jednak zdziwiło, było jej towarzystwo. Obok mojej przyjaciółki stał dobrze mi znany chłopak, z którym ostatnio prawie codziennie spotykałam się w kawiarni, żeby porozmawiać jak za starych, dobrych czasów, których za Chiny Ludowe, nie mogę sobie przypomnieć.

– Aleks? – Z moich ust wydobywa się coś na kształt zwierzęcego pisku, nim jednak zdążę się poprawić, on już się odwraca od mojej przyjaciółki i z wielkim uśmiechem na ustach, podchodzi do mnie i obejmuje mnie mocno.

– Jak dobrze cię widzieć – mówi, wypuszczając mnie ze swoich ramion.

Przyglądam się uważnie przyjacielowi, który wygląda na zrelaksowanego, a przecież on nigdy tak nie wygląda! Może tylko na mnie sztuka przy dłuższym obcowaniu działa jak płachta na byka? Może innych to uspakaja, albo chociaż usypia?

– Co tutaj robisz? – zadaję pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy i nie zwracam uwagi na zmieszane twarze przyjaciół.

– Przyszedłem zobaczyć prace Nikoli, jestem jej to winny skoro Santos obraził się na cały świat.

– No tak… – mówię pod nosem, na co Aleks nie zwraca uwagi.

– Jednak to właśnie twoje prace chciałbym tutaj zobaczyć. – Uśmiecha się rozmarzony i patrzy na mnie tym swoim wszystkowiedzącym wzrokiem. – Musisz mi pokazać swoje prace, dawno nie widziałem niczego, co wyszło spod twoich rąk.

– O czym ty mówisz?

– Jak to o czym? Byłaś najlepszą uczennicą na zajęciach plastycznych, szkicowałaś, malowałaś i zachwycałaś tym, co robiłaś.

O czym on do mnie mówi? Nie maluję i nigdy nie malowałam, może mi wiele wmówić, ale nie to, że miałam duszę artysty.

– Isa, mówi prawdę, nigdy nie chciała ze mną tworzyć. – Niki staje w mojej obronie, jednak to nie pomaga, bo Aleks nie wgląda na ani trochę przekonanego. Podchodzi do mnie w ciszy i wpycha mi w ręce szkicownik z ołówkiem.

– Udowodnij, spróbuj coś narysować. Założę się, że twoje ręce pamiętają to, czego nie pamięta twoja głowa.

Matko! Jaki on jest upierdliwy, jakby nie mógł mi po prostu uwierzyć na słowo, że nie potrafię tworzyć takich rzeczy, bo po prostu nie mam takiego talentu. Trudno, zdarza się, nie każdy jest artystą, nie każdy jest kreatywny i…

Przyglądam się zarysowi twarzy, która powstała na kartce i nagle się wyłączam. O niczym już nie myślę, tylko obserwuję, jak z każdą kolejną kreską, rysunek coraz bardziej przypomina czyjąś twarz. Nie mogę wyjść z podziwu, że potrafię to sama zrobić.

Jestem tak zaabsorbowana nowym odkryciem, że nawet nie zauważam, kiedy Niki staje za moimi plecami i mówi:

– Jaki ładny portret Santosa, tylko o brodzie zapomniałaś, bez niej wygląda jak licealista.

Licealista?

Zamykam oczy, bo zaczyna mi się kręcić w głowie, przed oczami widzę niewyraźny zarys szkolnego korytarza. Leżę na podłodze. Nie pamiętam jak się tam znalazłam, niby jestem w tamtym miejscu, ale nic nie mogę sama zrobić. Ktoś, jakiś chłopak obejmuje mnie i podnosi z podłogi, a ja rzucam szybkie spojrzenie na jego zatroskaną twarzy i wydając z siebie coś na kształt śmiechu, zaczynam biec…

A


poniedziałek, 23 listopada 2015

25. Powrót anioła

Brak komentarzy:
Lisa / Isa

Do hotelu Marnotrawnego zawitał nowy gość, nikt nie wiedział kim był i co tutaj robił, bo na turystę nie wyglądał. Tym razem nie oddelegowano mnie do opieki nad gościem, bo nie było takiej potrzeby, cały czas siedział cicho w swoim pokoju, a przynajmniej w ciągu dnia, bo hałasować zaczynał równo o północy. I nie, wcale mnie nie przerażał, zwolniłam się wcześniej z pracy, bo naprawdę martwił mnie stan zdrowia Adriana. Tak, tego się trzymajmy.

Droga do domu minęła mi szybko, nawet zdążyłam po drodze wpaść do sklepu i kupić kilka produktów na obiad. A co mi tam, zrobię mu rosół, a może szybciej się ode mnie odczepi. Tak, zupa to dobry pomysł w jego przypadku, przestanie kichać i płakać po nocy, złowrogo wołając: Umieram!

Thomas nadal u nas mieszkał, ale prawie w ogóle go nie widywałam, dzięki czemu byłam spokojna. Ostatnie zdarzenia sprawiły, że czułam się w jego towarzystwie niezręcznie. Pamiętałam część naszego związku, ale to było kiedyś, teraz to nie miało najmniejszego znaczenia, nie kochałam go i wiedziałam, że tak pozostanie.

W domu zastałam taki widok, jakiego się spodziewałam, Adrian leżał na swoim łóżku w towarzystwie masy zmiętych chusteczek. W jego pokoju unosił się też lekki smrodek, który w połączeniu z zasłoniętymi roletami stwarzał nieprzyjemną scenerię.

– Wynocha! – krzyknęłam głośno, żeby mnie dobrze usłyszał. – Idź do salonu, muszę tutaj przewietrzyć, bo sąsiedzi pomyślą, że coś u nas zdechło.

– Jestem chory... – wychrypiał.

– Tutaj na pewno nie wyzdrowiejesz, ruchy chłopie!

Z wielka łaską w końcu zwlókł się z łóżka i wlokąc za sobą kołdrę, udał się do sąsiedniego pokoju, a ja odsłoniłam rolety i otworzyłam okno, po czym szybko wyszłam z tej nory i skierowałam się prosto do kuchni, ignorując jęki mojego współlokatora.

Lubię gotowanie, zawsze sprawia mi przyjemność, chociaż osoba przyglądająca mi się z boku mogłaby mieć inne zdanie, bo jak to kiedyś powiedziała Niki, ten kto podejdzie do gotującej Isy, zginie bolesną śmiercią. Oczywiście przesadzała, przeważnie tylko krzyczę na intruzów, no może parę razy strzeliłam kogoś po łapach drewnianą łyżką, ale przynajmniej się nauczyli, czego nie mogą robić.

– Zjedz to – powiedziałam surowo i wepchnęłam w ręce zakatarzonego Adriana, miskę z rosołem.

Z niepewnością i obawą spojrzał na mnie, ale już po chwili wahania chwycił łyżkę i zaczął jeść zupę. Zdając sobie sprawę, że mimo wszystko nie jest małym dzieckiem, wzięłam telefon i poszłam do pokoju.

Od czasu, gdy spotkałam Santosa u Niki, wymieniłam z nim jedynie parę sztywnych sms-ów, natomiast z moją przyjaciółką zdążyłam już porozmawiać na żywo. Nic nie powiedziała na temat chłopaka ukrytego w jej szafie, a ja nie dopytywałam, chociaż skręcało mnie z ciekawości, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.


Lucas (parę tygodni później)

Pakuję się w pośpiechu do niewielkiej czarnej torby, sprawdzając w myślach, czy czasem o czymś nie zapomniałem, ale nie, wszystko jest, a resztę dokupię na miejscu. Przed chwilą zadzwoniłem i zarezerwowałem pokój w hotelu, później załatwię sobie jakieś mieszkanie. I jeszcze samolot, naprawdę nie wiem jakim cudem Ashley, przyjaciółce Lisy z Guardian City, udało się załatwić ten bilet.

Na lotnisko nie mogłem polecieć ze względu na rzeczy, które musiałem ze sobą zabrać. Przy zmianie postaci musiałbym zostawić w domu bagaż, bo ludzie widzieliby na niebie fruwającą torbę, przez to, że jako anioł przeważnie stawałem się niewidzialny dla śmiertelników.

Alyson, nie powiadomiłem o swoich planach, bo miała swoje zajęcia, a poza tym ostatnio była nieznośna, ciągle wytykała mi moje wady. Nie potrzebowałem jej do tego, co zamierzałem zrobić…

Po ośmiogodzinnej podróży w końcu wylądowałem na miejscu. Inny kraj, a pogoda taka sama jak w Nowym Jorku, deszcz padał niemiłosiernie, jakby niebo postanowiło zapłakać nad ludzkim rodzajem. Tak czy inaczej, wiedziałem, że jestem w dobrym miejscu, czułem to. Lisa była blisko, to co zobaczyłem w wizji, nie było tylko urojeniem, ona naprawdę tutaj była.


Miguel

Od czasu, gdy przybyłem do Meksyku, ciągle myślę o moim synu, Santosie. Nie widziałem go od ponad trzech lat. Zerwał ze mną wszystkie kontakty i rozpłynął się w powietrzu, podobnie jak jego matka wiele lat temu. Nie było mi to na rękę, bo kto będzie się słuchał przywódcy upadłych, którego ignoruje jego własny syn? Otóż nikt. Na szczęście udało mi się ten mały fakcik zataić przed szerszym gronem. Nie powiem, miałem już wprawę w zatajaniu różnych rzeczy, choćby tego, że nie jestem Nefilim, tylko upadłym aniołem, jednym z tych, które poszły za Lucyferem. Zostałem na Ziemi i zacząłem przewodzić Nefilim, które wybrały mrok. Słuchali mnie wszyscy, poza jednym wyjątkiem – moim synem. Nie mogłem zawładnąć jego umysłem, opierał mi się…

– Panie, wszystko załatwione – powiedział jeden z moich najlepszych ludzi.

Spojrzałem na chudego chłopaka, który pomimo swojej mizernej postury potrafił naprawdę wiele zdziałać w terenie, był niczym dzikie zwierzę, bezlitosny.

– Dobrze.

– Jest jeszcze coś… – powiedział chłopak, spuszczając gwałtownie głowę.

Takie zachowanie nigdy nie wróżyło niczego dobrego, mając to na uwadze, z zainteresowaniem spojrzałem na młodzieńca.

– Co się stało?

– Dostaliśmy wiadomość, że anioł zniknął z Nowego Jorku, została tam tylko jego towarzyszka, ta lekarka.

– Gdzie się udał?

– Nie wiemy.

– Cóż, anioły trzymają się razem, więc przypuszczam, że ich rozłąka nie potrwa długo. Obserwujcie Alyson, zobaczymy jak to wszystko się rozwinie.



Lisa/Isa (sen)

Przede mną rozprzestrzenia się widok na długie pasmo pól i łąk, patrzę na to niewzruszona i obserwuję jak powoli zieleń zaczyna być przysypywana przez śnieg. Nawet nie zauważyłam, kiedy nadeszły ciemne chmury, które przyniosły ze sobą śnieg i mgłę. Zrobiło mi się zimno, ale nie poszłam szukać schronienia, tylko zaczęłam iść przed siebie, nie zważając na leżący na ziemi śnieg i moje bose stopy. Szłam i ani trochę nie obchodziło mnie, co czeka na mnie po drugiej stronie mgły.

– Przyjdę po ciebie, moja droga – rozległ się głos, który znałam aż za dobrze z koszmarów, jednak to mnie nie odstraszyło.

Zaczęłam biec najszybciej jak potrafiłam, musiałam go znaleźć i spojrzeć mu w twarz, musiałam to zrobić. Chciałam w końcu poznać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Kim był ten chłopak?

Stanęłam dopiero, gdy zobaczyłam zarys męskiej postaci stojącej nad urwiskiem.

– Już niedługo, moja droga – wyszeptał cicho.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy chłopak zeskoczył z urwiska, a chwilę później wzniósł się do nieba na pięknych, białych skrzydłach. On przecież był…

Aniołem.

A

niedziela, 15 listopada 2015

24. Bar i bransoletka

Brak komentarzy:
Lisa / Isa

Dlaczego tak zareagowałam? Przecież Niki jest moją przyjaciółką i może chować w szafie każdego faceta jakiego tylko zapragnie, co prawda nie jest to humanitarne, ale kto by się tym przejmował. Tak, przecież to wszystko nie jest niczym nadzwyczajnym, tym bardziej, że Santos jest dla mnie tylko nieznajomym. Tak, jest dla mnie nieznajomym i powinnam zacząć go unikać, skoro kręci się koło Niki. Plan idealny, no powiedzmy znając mnie, coś będzie musiało pójść nie tak.

Wróciłam rozdygotana do mieszkania, w którym oczywiście zastałam Adriana i Thomasa siedzących na podłodze i grających w jakąś strzelankę. Nie zawracałam sobie nimi głowy i poszłam do swojego pokoju, od razu rzuciłam się na swoje ukochane łóżko i chcąc nie chcąc, zasnęłam.


– Uciekaj – roznosił się w powietrzu złowrogi szept.

Nie widziałam niczego przed sobą, ani za sobą, wszystko otaczała gęsta mgła, a jednak miałam pewność, że nie jestem sama. Całym moim ciałem wstrząsnęły nieprzyjemne dreszcze świadczące o tym, że byłam obserwowana. Odwróciłam się szybko i czując przed sobą coś twardego, odepchnęłam się do tyłu i upadłam na kamienną posadzkę, właśnie w tym momencie mgła zniknęła, a ja bez przeszkód mogłam spojrzeć na mężczyznę stojącego nade mną. To był, to był…

– Lucas?



Gwałtownie otworzyłam oczy i wyskoczyłam z łóżka jakby się paliło. Przerażona rozejrzałam się podejrzliwie po pokoju i zobaczywszy, że w ciemnych rogach pomieszczenia nic się nie ukrywa, odetchnęłam z ulgą.

– Co się tutaj dzieje? – szepnęłam do siebie i usiadłam na oparciu fotela. – I kim jest Lucas?



Thomas

Przyszedłem do Lisy, gdy tylko się obudziła i zaproponowałem spacer, na który zgodziła się z grzeczności. Nie chciała dać tego po sobie tego poznać, ale znałem ją zbyt długo, żeby móc czytać z jej postawy. Niemniej jednak wziąłem ją za rękę i wyszliśmy z mieszkania, kierując się w stronę mostu, na którym wisiało mnóstwo kłódek. Na początku rozglądała się dookoła niepewnie, zapewne zdając sobie sprawę, że nigdy nie zatrzymała się tutaj na dłużej, ale później stanęła za mną i w milczeniu wpatrywała się w rzekę, natomiast ja oparłem się o zimną barierkę i odliczałem do stu.

Nie potrafiłem w bezpieczny sposób od razu w całości przywrócić jej pamięci, a nie mogłem już znieść jej niepewności, gdy ze mną rozmawiała, byliśmy przecież ze sobą tak blisko…

– O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – zapytała niepewnie.

– Widzisz te wszystkie kłódki? Na tym moście stało tysiące zakochanych, jednak tylko część z nich pozostała ze sobą. Nigdy nie wierzyłem w takie zabobony, jednak czasami zastanawiam się, czy gdybyśmy zawiesili na jakimś moście swoją kłódkę, to czy twoje uczucie przetrwałoby naszą rozłąkę.

– Thomas, ja…

– Nie pamiętasz. Tak, wiem – powiedziałem, wchodząc jej w słowo.

– Skąd wiesz?

Odwracam się w jej stronę i nim zdąży na to zareagować, obejmuję ją i zaczynam całować. W moich pocałunkach jest smutek, żal, tęsknota, ale też miłość, która wypala mnie od środka. Lisa jednak wyswobadza się z moich ramion i smutno patrzy mi w oczy. Kręcę głową, bo nie chcę usłyszeć tego, co bez wątpienia ma mi do powiedzenia, ale ona i tak to robi, zabija we mnie wszelką nadzieję.

– To się nie uda – mówi. – Całując się z tobą nie czuję tego czegoś, tej magii, a wiem że kiedyś było inaczej – podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim sercu. – I nie tylko ja już tego nie czuję. Z jakiegoś powodu ciągle trzymasz się uczucia, które dawno temu wyblakło. Thomas, musisz przestać się okłamywać i w końcu zrobić coś, żeby być naprawdę szczęśliwym.

Odsuwam się od niej i z założonymi za głowę rękami, oddalam się parę metrów od Lisy i cicho mówię:

– Wygrywa ze mną nawet wtedy, gdy go przy tobie nie ma.

Odchodzę.

Nie oglądam się, nie sprawdzam czy nadal stoi na tym cholernym moście, po prostu odchodzę. Muszę ochłonąć i dlatego wchodzę do pierwszego baru, który mijam. Lokal nie wygląda na najwyższej klasy, ale do upicia się nie potrzeba czerwonych dywanów. Ignoruję pijaczków siedzącym w rogu przy drewnianym stoliku i idę prosto do baru, gdzie siadam i nim mam szansę przywołać do siebie barmana, mój wzrok pada na osobnika zajmującego siedzenie obok.

– No nie, to są chyba jakieś żarty – mruczę, a on gwałtownie podnosi głowę i patrzy na mnie z zaskoczeniem, które szybko przeradza się w złość.

– Co ty tutaj robisz? – pyta Santos, a ja uśmiecham się tryumfująco, jednak mina mi rzednie, gdy mówi: – Myślałem, że jesteś z Lisą.

A więc wie, ale skoro tak jest, to dlaczego nie jest teraz z nią?

– Czy mi się wydaje, czy obaj dostaliśmy dzisiaj od niej kosza?

– Nie nazwałbym tak tego, ale podejrzewam, że będzie mnie teraz unikała… – mówi i jednym haustem wypija zawartość kieliszka.

– Wspaniale, brakuje tutaj tylko jej szalonego anioła stróża – mruczę pod nosem.

Santos wybucha śmiechem i przeczesuje niedbale swoje ciemne włosy, to wtedy zauważam na jego nadgarstku skórzaną bransoletkę z czarnymi koralikami. Chwytam go za przegub i z bliska przyglądam się tej atrapie ozdoby.

– Skąd to masz?

– Bransoletkę? Dostałem ją od przyjaciółki.

Zacisnąłem nerwowo szczęki i zirytowany jego lekceważącym tonem, gniewnie powiedziałem:

– Doprawdy, jeżeli takich masz przyjaciół, to już współczuję ci wrogów. Ten przedmiot jest takim małym szpiegiem, sprawdza twoją aktywność. Osoba posiadająca bliźniaczą bransoletkę może bez problemu dowiedzieć się kiedy korzystasz z mocy, lub postępujesz źle.

Z twarzy Santosa zniknęły wszystkie kolory, jednym ruchem zerwał z ręki bransoletkę i uderzył o blat dłonią zaciśniętą w pięść.

– Wierzyć się nie chce, że postanowiła mnie niańczyć, przeklęta Nikola!

Zamykam oczy, a wyobraźnia podsuwa mi pod nos wspomnienie dziewczyny, którą poznałem w tym przeklętym mieście zaraz po tym, jak kazano mi się wynosić z Guardian City, gdy Lisa odkryła swoją moc.

– Nie sądzę, żeby mieszkała tutaj druga Nikola, znająca sekret naszej rasy, więc pozwól, że zadam ci pewne pytanie. Skąd znasz tę wariatkę?

Brunet zaśmiał się gorzko i pokręcił głową.

– Uwierzysz, że to kolejna osoba z mojej pokręconej rodzinki?

– Ona nie jest Nefilim.

– Wiem, moja matka przygarnęła ją, gdy ta była jeszcze małą dziewczynką.

A

wtorek, 10 listopada 2015

23. Alyson

Brak komentarzy:
Alyson

Lucas stał pod oknem i gniewnie zaciskał pięści. Od jakiegoś czasu odbierał „sygnały” od Lisy, jednak nie potrafił sprecyzować gdzie się znajduje, co delikatnie mówiąc doprowadzało go do wściekłości. Oczywiście, to właśnie na mnie spadł obowiązek uspokajania jego rozchwianej emocjonalnie osóbki, co szczerze mówiąc niespecjalnie mi się spodobało.

– Muszę ją odnaleźć – mówi cicho, ale pewnie.

Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że jego słowa nie były skierowane do mnie, jednak ignoruję to i odpowiadam:

– Może św. Antoni ci pomoże, jakby nie było jest patronem zagubionych rzeczy.

– Alyson, kolejny raz ci powtarzam, że…

Machnęłam lekceważąco dłonią i podeszłam do biblioteczki wykonanej z ciemnego drzewa i wyjęłam z niej obitą w czerwony materiał książkę. To nie była jednak byle jaka książka i gdyby Lucas chociaż raz zainteresował się naszymi zbiorami, to wiedziałby, że trzymam pod swoim dachem niebezpieczną broń, mogącą go zniszczyć. Otóż zaraz po upadku naszych braci, Gabriel zlitował się nad swoim bliskim przyjacielem i pozwolił mu żyć na Ziemi, jako zwykły stróż. Jak to się skończyło? Zakochał się, a ta miłość doprowadziła go do szaleństwa, którego nie dało się zatrzymać.

– Gabriel zlitował się nad tobą, gdy utraciłeś kontakt z podopieczną. Odzyskałeś skrzydła i powinieneś być na tyle wdzięczny, żeby więcej nie popełnić już tych samych błędów, ty jednak popadasz w obłęd. Lisa nie jest przeznaczona dla ciebie i musisz to zrozumieć zanim komuś stanie się krzywda.

– Nic nie rozumiesz – powiedział.

Nic nie odpowiedziałam, tylko kątem oka przyglądałam się jak staje na parapecie mojego okna i po chwili wzbija się w powietrze i znika z mojego pola widzenia. W tej samej chwili rozległ się dźwięk dzwonka, więc podeszłam do drzwi i odkładając książkę na szafkę, przekręciłam klucz w zamku.

Na korytarzu stał Max, jeden z moich pacjentów. Właściwie, to z postawy jego ciała mogłam wnioskować, że zmienił zdanie i zbierał się do ucieczki, jednak nie pozwoliłam mu na to, chwyciłam jego ramię i pewnie wprowadziłam go do mieszkania, po czym zakluczyłam drzwi.

– Co cię do mnie sprowadza?

– Mówiła pani, że mogę tutaj przyjść, gdybym…

– Może zrobimy tak, pójdziesz się odświeżyć, a ja zaparzę nam gorącą herbatę i wtedy porozmawiamy, dobrze?

Mężczyzna skinął nieśmiało głową, więc wskazałam mu drogę do łazienki, a po chwili słyszałam już cichy szum wody. Skierowałam się w stronę sypialni i zabrałam stamtąd czyste ręczniki, które bez skrępowania zostawiłam mu na pralce w łazience.

No dobrze, na początku o tym nie pomyślałam, ale gdy otworzyłam drzwi nie było odwrotu, Max właśnie brał prysznic, a ja mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę i chociaż przez zasłonę widziałam jedynie zarys jego nagiej sylwetki, to i tak moje serce zabiło szybciej.

Wyszłam szybko z pomieszczenia, starając nie zwracać na siebie uwagi mężczyzny i zabrałam się do zaparzenia herbaty, którą przecież obiecałam przygotować. Ten napój trochę mnie uspokoił, gdy po paru minutach piłam go siedząc za blatem w kuchni, a przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, aż mój gość nie wyszedł z łazienki.

Miał na sobie tylko brudne spodnie i podkoszulek ze swojej starego ubioru, więc teoretycznie powinien wyglądać tak jak zawsze, jednak tak nie było. Na jego skórze nadal mogłam dostrzec małe kropelki wody, a jego włosy okazały się mieć jaśniejszy kolor niż wcześniej przypuszczałam.

– Dziękuję – powiedział, gdy usiadł naprzeciwko mnie i wziął do ręki kubek z ciepłym napojem.

– Do usług – odpowiedziałam chrapliwie, czując suchość w gardle.

– Nigdy nie spotkałem tak dobrej osoby jak pani.

– Proszę, mów mi Alyson.

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i skinął głową. Zajmowałam się nim odkąd przyjechałam do Nowego Jorku, jednak po raz pierwszy skorzystał z mojej propozycji, wcześniej nie przyjmował pomocy, a szkoda bo była mu potrzebna. Naprawdę dużo przeżył w swoim życiu, a ja czułam wewnętrzny przymus do pomagania mu.

– Przyszedłem tutaj, bo chciałbym coś zmienić i wiem, że mi pomożesz.

– Tak?

– Chcę zacząć wszystko od nowa, moje życie się rozpadło na miliony kawałków, ale teraz nadszedł czas, żebym odnalazł je wszystkie i posklejał do kupy. Poszukam pracy, tylko potrzebuję w tym pomocy, bo kto zatrudni bezdomnego?

– Coś wymyślimy, najważniejsze że postanowiłeś zawalczyć o siebie.

Takie zachowanie powinno być miodem dla mojego serca, jednak gdzieś głęboko w środku poczułam ukłucie, które przypominało lekko stłumiony ból. Cieszyłam się, że zaczął wracać do siebie, jednak myśl, że nie będzie mnie już potrzebował, że przestanę go widywać złamała mi serce.

Max wpatrywał się we mnie uważnie swoimi brązowymi oczami i ani na chwilę nie spuszczając ich ze mnie, powiedział:

– Nigdy ci tego nie zapomnę, jesteś moją nadzieją, światłem które sprowadziło mnie znowu na drogę z której zbłądziłem.

Dlaczego słysząc jego słowa i patrząc na niego, miałam ochotę płakać? Nie mam pojęcia, jednak dzielnie się trzymałam i nie uroniłam ani jednej łzy, ale gdy później zostawiłam go w pokoju dla gości, a sama poszłam do swojej sypialni, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że zrobiłam coś złego.

A

Krótki rozdział z perspektywy postaci drugoplanowej. Dlaczego tak szybko dodaję? Nie wiem, miałam dokończyć rozdział do strażniczki czarownic, ale ta cała sielanka Alice-Jacob długo mi się pisze i w efekcie wracam do tego opowiadania :)

poniedziałek, 9 listopada 2015

22. Biedronki

2 komentarze:
Lisa/Isa

Rozmowa z Thomasem była niezręczna i chyba to zauważył, bo nie miał nic przeciwko, gdy powiedziałam, że muszę podskoczyć do przyjaciółki. Nie sprzeciwił się temu, właściwie to miałam nawet wrażenie, że poczuł ulgę, bo przez ostatnie dwie godziny tylko on mówił podczas, gdy mnie pochłonęły urywki niezrozumiałych wspomnień.

Stojąc kolejny raz tego samego dnia pod dobrze znaną mi kamienicą, poczułam coś jakby przeczucie, że może jednak nie powinnam tutaj przychodzić, bo… No właśnie, dlaczego miałabym nie przyjść do swojej jedynej przyjaciółki?

– Przepraszam – usłyszałam niewyraźny męski głos.

Podniosłam głowę do góry i szybko usunęłam się z drogi mężczyźnie, który wyszedł z klatki schodowej. Był wysoki i wysportowany, a gdy przeniósł na mnie swój wzrok przypomniałam sobie, że to on towarzyszył Santosowi, jednak poznałam go już wcześniej, a przynajmniej takie wspomnienie pojawiło się w mojej głowie.


– Nie wytrzymam – załkałam i wtuliłam się w bluzę Aleksa. – Thomas mnie zostawił, tak po prostu sobie wyjechał, co ja mam zrobić?

Przyjaciel pogłaskał mnie po włosach i uśmiechnął się smutno, podsuwając jednocześnie pod mój nos kolejne czekoladki.

– Nic nie musisz robić, żyj tak jak wcześniej i pamiętaj: masz mnie.


Zamrugałam szybko oczami i spojrzałam na Aleksa, którego szok wywołany moim widokiem na chwilę zamaskował jego wcześniejsze wzburzenie. Ciekawa byłam, co go tak zdenerwowało.

– Aleks, prawda? – mężczyzna szybko przytaknął głową, a ja niepewnie zapytałam: – Może się to wydawać dziwne, że o to pytam, ale czy my się czasem nie przyjaźniliśmy?

Wcześniej stwierdziłam, że mężczyzna był zaskoczony, więc jak powinnam nazwać jego aktualny stan, skoro po tym, co przed chwilą powiedziałam jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki, a usta otworzyły się odrobinę za szeroko.

– Przepraszam – otrząsnął się po chwili. – Myślałem, że mnie nie pamiętasz.

– Bo ja… Sama nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje, ale teraz coś sobie przypomniałam, taki przebłysk i wydawało mi się, że... – nie dokończyłam, bo Aleks pokonał dzielącą nas odległość i mocno mnie do siebie przytulił.

– Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mnie pamiętasz – wyszeptał prosto w moje włosy.


Niki

Robiłam właśnie ciepłą herbatkę Santosowi, podczas gdy on za wszelką cenę próbował wydobyć ze mnie jakieś informacje na temat Izabeli, która jak się okazało tak naprawdę była jego Lisą. I z tym miałam problem nie do przełknięcia, bo pomimo mojej wielkiej wiary w miłość nie chciałam mu w niczym pomagać, bo jakby nie było, nie należał on do aniołków.

No właśnie… Pisałam do jego matki, ale nie odpisała mi, co ukryłam przed Santosem. Musiałam sama sobie poradzić z tą dziwną sytuacją, ale przecież byłam na to przygotowana, więc nie powinnam narzekać.

Pochyliłam się niezadowolona nad blatem i wzdychając przeciągle, wyjęłam z kieszeni aksamitny woreczek, którego część zawartości wylądowała w kubku z herbatą. Musiałam pozbyć się wszystkich sentymentów w kontaktach z Santosem, bo tak naprawdę nie wiedziałam czy jest dobry. Czarno-białe skrzydła? Nigdy o czymś takim nie słyszałam i to tylko jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że powinnam uważać.

– Poznaliśmy się na korytarzu szkolnym – zaczął opowiadać Santos, gdy znowu pojawiłam się w salonie.

Usiadłam na fotelu i ze skulonymi nogami wolno sączyłam gorącą czekoladę. Mój braciszek wyglądał dosyć przystojnie zważywszy na to, jakim był brzydkim dzieckiem. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało, ale może myślę o nim w ten sposób tylko dlatego, że każdy mały chłopiec jest irytujący i dziwny, a właśnie wtedy widziałam go po raz ostatni.

– Cóż, tak zaczyna się każda irytująco-banalna powieść dla znudzonych nastolatków.

– Od kiedy jesteś taka ironiczna? – zapytał mrużąc przy tym oczy.

– Nie jestem ironiczna, zazwyczaj jestem miła.

– A więc to ja tak na ciebie działam… – zamyślił się i uśmiechnął się szeroko, gdy chciałam zaprotestować. – Nie, nie tłumacz się, jestem świadomy tego jak działam na niektórych ludzi. Sama wiesz, lata praktyki mogą zdziałać cuda.

Tak, zdecydowanie nadal widzę w nim tamtego małego chłopca sprzed lat.

– A jeśli chodzi o tego chłopaka, który przed chwilą tutaj wpadł i wybiegł, gdy tylko mnie zobaczył…

– To jest Aleks – przerwał mi. – Najlepszy przyjaciel Lisy, pomagał mi w odnalezieniu jej.

– Dobrze, ale dlaczego wpadł do mojego mieszkania jak do siebie, a potem uciekł jak złodziej? – zapytałam mimowolnie rozglądając się po pokoju.

Santos wybuchł śmiechem, a ja zirytowana wstałam i zaczęłam krążyć po mieszkaniu, próbując zrozumieć w co takiego się wplątał ten nieszczęsny chłopak i co powinnam zrobić z Isą.

– On nie jest złodziejem – zapewnił mnie, a ja tylko przewróciłam oczami i zaczęłam iść w stronę okna. To właśnie przez nie zobaczyłam jak Lisa żegna się z Aleksem i wchodzi do mojego bloku.

W mgnieniu oka odwróciłam się w stronę Santosa i dobrze zdając sobie sprawę z tego ile czasu zajmie mojej przyjaciółce dotarcie do drzwi, doskoczyłam do brata i z siłą o jaką siebie nie podejrzewałam, zaciągnęłam go do garderoby.

– Siedź tutaj cicho, przyszła Isa – warknęłam, pozbywając się jego przemądrzałego uśmieszku.

– Ale tutaj?! – zaprotestował pokazując mi porozrzucane na podłodze ciuchy i fragmenty bielizny.

Wzruszyłam tylko ramionami i zatrzasnęłam mu przed nosem drzwi, uprzednio mówiąc:

– Możesz to posprzątać, tylko proszę cię, bądź cicho.

Rozległ się nieprzyjemny głos dzwonka, więc podbiegłam do drzwi, w których stała Isa. Wyglądała jednak inaczej, wydawała się być delikatniejsza i trochę przestraszona, chociaż uśmiech na jej ustach miał pewnie zmylić niewprawionego obserwatora.

– Możemy porozmawiać?

– Tak – rozejrzałam się szybko po mieszkaniu i roztargniona chwyciłam pierwszą z brzegu kurtkę. – Może pójdziemy na kawę?

– Nie – odpowiedziała pewnie. – Nie chcę rozmawiać o tym przy ludziach.

To znalazłaś sobie idealne miejsce – pomyślałam, mając na uwadze przysłuchującego się rozmowie Santosowi, który zapewne cieszy się, że jednak nie zdołał uciec z krainy brudnych ciuchów.

– Jesteś pewna? Nie posprzątałam mieszkania, te pyłki i obłoki kurzu na pewno nie będą zbyt przyjemne.

– Dobrze się czujesz? – zapytała zatroskana, dotykając jednocześnie mojego czoła swoją zimną dłonią.

– Tak, wejdź.

Lisa usiadła na kanapie, a ja ukradkiem przymknęłam drzwi garderoby, z której próbował uciec Santos. Wróciłam zrezygnowana na fotel i z nadzieją spojrzałam na Isę, licząc na to, że nie zajmie to dużo czasu, bo pewien dzieciak nie wytrzyma i w końcu jak ostatni idiota, wybiegnie z szafy.

– Mam problem – szepnęła. Miała opuszczoną głowę i przyglądała się uważnie swoim dłoniom – Widzę różne rzeczy, których wcześniej nie pamiętałam. Nie rozumiem, co się ze mną dzieje, bo jak mogłam zapomnieć tak ważnych dla mnie osób jak Thomas i Aleks? Nie wiem, naprawdę nie wiem, jakim cudem przetrwałam tutaj bez wsparcia Aleksa. Wyobrażasz sobie, że zawsze mnie niańczył, troszczył się o mnie jak o młodszą siostrę? Jestem okropna.

Schowała twarz w dłoniach i zaczęła cicho chlipać. Podeszłam do kanapy i przytuliłam mocno swoją przyjaciółkę. Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć jej prawdy, to byłoby zbyt niebezpieczne, tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, że to właśnie Tom odebrał jej wspomnienia.

– Będzie dobrze – powiedziałam i właśnie wtedy usłyszałyśmy przerażający huk.

Santos z impetem wypadł z garderoby i próbując strzepnąć coś z siebie, przeklinał niemiłosiernie. Izabela była tak bardzo zaskoczona, że w pierwszej chwili nawet mi się nie wyrwała, tylko tępo wpatrywała się w chłopaka.

– Cholera jasna, co ty za świństwo trzymasz w tej przeklętej szafie?! Czyś ty do reszty zgłupiała?!

Ojć! Chyba znalazł moją małą hodowlę biedronek.

– Typowy facet, boisz się najmniej groźnych istotek na świecie – mówię urażona.

– Insekty – warknął nadal próbując pozbyć się intruzów z rąk.

– Co się tutaj dzieje? – zapytała Isa.

Przyjaciółka spojrzała na mnie zawiedzionym spojrzeniem i nie zwracając większej uwagi na chłopaka, wyszła z mojego mieszkania.

Nie goniłam jej, bo po co skoro i tak w tej chwili mnie nie posłucha. Należałam raczej do osób, które wolą przeczekać najgorszy moment i dopiero później zaczynają działać. Teraz musiałam zająć się też kimś innym, głupkiem który sam sobie zaszkodził.

– Zadowolony? – pytam kładąc ręce na biodra.

– Pamięta Aleksa, Toma, ale nie mnie… I jeszcze te cholerne biedronki. Nie, cholera naprawdę nie jestem zadowolony!

A


niedziela, 1 listopada 2015

21. Siostra i bezdomny

2 komentarze:
Santos

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, przede mną stała moja, nigdy niezaakceptowana przez ojca, siostra. Przyjrzałem się jej dokładniej i doszedłem do wniosku, że bardzo się zmieniła, ale w końcu ostatni raz widzieliśmy się jak byliśmy dzieciakami. Matka zabrała ją ze sobą, gdy uciekała od ojca. Mnie zostawiła… Anabelle opowiadała mi, że ojciec specjalnie rozpuścił różne plotki na temat tego, co się z nimi stało, nikt jednak nie znał prawdy, nawet Miguel. A przynajmniej nie wiedział tego na pewno.

– Niki? – zapytałem niepewnie, a ona nie reagując na moje pytanie z błyskiem w oczach, wyjrzała za moje ramię z zaciekawieniem.

Poczułem jak jej drobne ręce zdecydowanie odsuwają mnie na bok, gdy dostrzega coś w kawiarni. Zrobiła krok naprzód, a jej zwiewna niebieska sukienka uniosła się na wietrze. Niezadowolona zmarszczyła czoło i z niezrozumiałym jak dla mnie wyrzutem, zapytała:

– Dlaczego Isa pije kawę z tym przeklętym Nefilim?!

– O! Widzę, że znasz już wszystkich – mówię udając lekki ton. – Sam chciałbym wiedzieć, dlaczego Lisa z nim rozmawia.

– Isa – poprawia mnie machinalnie siostra, a ja kręcę głową, chociaż nie może tego zobaczyć, bo stoi odwrócona do mnie tyłem.

– Nazywa się Lisa i z jakiegoś powodu nie pamięta swojego prawdziwego życia.

Niki spojrzała na mnie zamyślona, nie znajdując jednak poszukiwanych przez siebie rozwiązań zagadki, chwyciła mnie za rękę i poprowadziła w stronę ławek.

– Lepiej, żeby nas nie zauważyli – powiedziała przez ramię, narzucając mi jednocześnie zabójcze tempo marszu.

Usiedliśmy naprzeciwko ratusza, jednak nikt nam nie przeszkadzał, bo każdy gdzieś się śpieszył, takie były uroki miasta. Spojrzałem uważnie na siostrę, która zaczesała włosy za ucho i od razu przeszła do rzeczy, mówiąc:

– Piłeś?

– Co? – zapytałem zdezorientowany, a ona pokręciła głową z dezaprobatą.

– Musisz się wystrzegać złych nawyków, inaczej zapanuje nad tobą mroczna strona.

– Uciekłaś razem z matką, zostawiłyście mnie samego z ojcem na tyle lat, więc śmiem twierdzić, że odrobina alkoholu nie jest gorsza od jego towarzystwa.

– Jak sobie chcesz – burknęła pod nosem niezadowolona i wyciągnęła z torebki telefon.

Zignorowała mnie zupełnie, podczas zajmowania się małym urządzeniem, które przypomniało mi o nieodebranych telefonach, a te natomiast przywołały wizję Lisy i Thomasa w kawiarni. Nie mogąc tego znieść, zapytałem:

– Do kogo piszesz?

– Do mamy, powinna wiedzieć, że coś się dzieje. I odpowiadając na to, co plącze się w twoim móżdżku: nie, nie mieszkam z nią.

Skinąłem lekko głową i ignorując piszącą na komórce Niki, zapatrzyłem się w niebo. W poszukiwaniu Lisy zjechałem razem z Aleksem całe Stany i połowę Europy, a jak się okazało była w tym samym kraju i mieście, co moja przyszywana siostra.

Siostra. Tak naprawdę nie wiem skąd ją mama wytrzasnęła, bo pewnego dnia przyprowadziła trzęsącą się z zimna Nikolę i oznajmiła ojcu, że ta dziewczyna z nimi zamieszka. Nie muszę pewnie mówić, że to się mu nie spodobało, chociaż szczerze mówiąc mało z tego czasu pamiętam, bo ledwo odrosłem wtedy od ziemi. To właśnie od pojawienia się w naszym życiu Niki, zacząłem zauważać, że mama popłakuje w tajemnicy, a ojciec zachowuje się, co najmniej źle, żeby nie powiedzieć okrutnie. Matki chyba nigdy nie szanował, ale Nikolą po prostu gardził, szczególnie gdy nie kryła się ze swoją dobrocią, której jej zazdrościłem.

– Santos! – krzyknęła Niki.

Spojrzałem na siostrę zdezorientowany, a ona pokazała znacząco na ekran swojego telefonu. Nie wiedziałem o co jej chodzi, więc wzruszyłem ramionami, co tylko ją zirytowało.

– Gdybyś słuchał mnie za pierwszym razem, to wiedziałbyś o co mi chodziło – powiedziała ironicznie, a po sekundzie dodała już poważnym głosem: – Matka kazała mi ciebie sprawdzić, musisz mi udowodnić po której stronie jesteś.

– Skrzydła – szepnąłem do siebie, a ona pokiwała lekko głową. – Nie będzie zadowolona, moje skrzydła nie mają jednego koloru. Muszę ciągle uważać, żeby czerń ich nie zdominowała, bo wtedy…

– Ojciec przejmie nad tobą kontrolę – dokończyła za mnie smutno.

Lucas POV

Latanie nad miastem pomagało mi się uspokoić, tej nocy było jednak inaczej. Właśnie oglądałem rozświetlone miasto i pędzące po pustych o tych godzinach ulicach samochody, gdy w mojej głowie pojawił się niewyraźny obraz. Zobaczyłem Lisę. Starszą i odmienioną, trzymała mocno filiżankę i z całych sił próbowała zapanować nad swoimi emocjami. Była zdenerwowana, ale nie wiedziałem dlaczego, bo nadal nie miałem dostępu do jej myśli. Mimo wszystko uznałem to za duży postęp, więc szybko skierowałem się do obskurnego szarego budynku w nieciekawej dzielnicy, bo to właśnie tam znajdowała się Alyson.

Podekscytowany otworzyłem drzwi Centrum Pomocy na oścież i nie przejmując się zdziwionymi spojrzeniami, wparowałem bez pukania do niewielkiego gabinetu Alyson. Zajmowała się urazami, chorobami i wszystkim, co mogła uleczyć medycyną lub potajemnie swoją mocą.

Siedziała za biurkiem w białym fartuchu i ze związanymi wysoko w kucyk włosami, które delikatnie błyszczały w sztucznym świetle żarówek, to połączenie sprawiło, że wyglądała zaskakująco profesjonalnie. Naprzeciwko niej siedział trochę ubrudzony mężczyzna, ale co zaskakujące, wyglądał naprawdę schludnie. Twarz mężczyzny odwróciła się w moją stronę i rozpoznałem w niej jednego ze stałych pacjentów Alyson.

– Stało się coś niesamowitego – powiedziałem ignorując pacjenta.

– Proszę przyjść z tym do mnie na wizytę za tydzień, ale wcześniej w razie potrzeby może przyjść pan do mnie do domu. Zawsze służę noclegiem, działającym prysznicem i gorącym posiłkiem – powiedziała łagodnie Alyson, ignorując mnie zupełnie.

– Dziękuję, jesteś aniołem – powiedział mężczyzna zachrypniętym głosem, patrząc prosto w oczy mojej przyjaciółki.

Dopiero wtedy zauważyłem, że mężczyzna jest w wieku podobnym, co ciało Alyson. Zastanawiałem się czy ten pacjent czasem nie przychodzi tutaj tylko ze względu na lekarkę, bo to wyglądało podejrzanie. Musiałem też przyznać, że jeżeli miałem rację, to ten osobnik miał pecha, ponieważ Alyson nigdy nie odwzajemniłaby jego uczuć.

– To moja praca – odpowiedziała Alyson i… Czyżby ona zapłonęła rumieńcem?

Pacjent wyszedł, a ja stałem jak sparaliżowany wpatrując się w brunetkę do czasu, aż nie przypomniałem sobie powodu mojej wizyty.

– Widziałem Lisę!

– Na żywo? – zapytała z powątpiewaniem zapisując coś w papierach.

– Nie, w umyśle. Może uda mi się ją w końcu odnaleźć! – mówię podekscytowany.

W pomieszczeniu rozlega się huk wywołany zrzuceniem na podłogę lampy. Alyson wygląda na wściekłą, powoli wstaje i podchodzi do mnie, wbijając jednocześnie we mnie rozwścieczone spojrzenie, jakiego bym się po niej nigdy nie spodziewał.

– Daj jej spokój – warczy rozgniewana. – Nie dość skrzywdziłeś to dziecko?! Przez twoją chorą obsesję doszło do tego, że Thomas ją ukrył i wiesz, co? Nie dziwię mu się, bo trzeba ją chronić nie tylko przed upadłymi, ale również przed jej własnym aniołem stróżem, bo ty mój drogi nie myślisz już racjonalnie. Tłumaczysz swoje zachowanie wiarą, że mogłaby zastąpić Raziera, ale ona nawet nie dokonała wyboru. Rozumiesz? Wiedzielibyśmy gdyby opowiedziała się po którejś ze stron, a tak się nie stało. Może jej przeznaczeniem jest ludzkie życie, nie pomyślałeś o tym, prawda? Oczywiście, że nie pomyślałeś, bo zakochałeś się w niej, a ta samolubna miłość niszczy i ciebie i ją, a to dlatego, że ona nigdy nic do ciebie nie czuła i nie poczuje. Zaakceptuj wreszcie, że nawet, gdy zacząłeś chodzić z nią do szkoły, ona wolała Santosa. Tak, nie przesłyszałeś się, wolała twojego potomka, zwykłego Nefilim, którego zawsze wszyscy opuszczali.

– Nie przypuszczałem, że się tak zachowasz – powiedziałem zawiedziony, a ona wybuchła śmiechem.

– Prawda boli, prawda? – zapytała zaczepnie, ale już nic jej nie odpowiedziałem. Nie mogłem, bo wybiegłem z budynku i poszybowałem w stronę gwiazd.

A

Rozdział jest cały i gotowy na czas, naprawdę nie wiem jakim cudem i cieszę się, że miałam rozdział strażniczki w zapasie, bo sprawdzę go i dodam, bo nie miałabym kiedy go napisać. Wszystko na wariata ostatnio robię, ale jest też mały powód dlaczego tak się dzieje, parę dni temu wzięłam szczeniaka ze schroniska i nie mam kiedy usiąść do laptopa, bo ciągle coś się dzieje, Urwis jeden :) 
Miłego tygodnia życzę :)