sobota, 22 sierpnia 2015

12. Ucieczka cz. 2

– Thomas, musisz mi pomóc.
– Nie – rzucił krótko.
– Dobrze w takim razie załatwię to sama – powiedziałam i odwróciłam się od niego.
Tak jak myślałam, ledwie ruszyłam przed siebie, a już poczułam jego rękę na swoim ramieniu. Może i Thomas należał do ich popieprzonej sekty, ale nadal był tym samym chłopakiem, z którym się spotykałam.
– Zaczekaj – powiedział.
Odwróciłam się do niego i przyjrzałam uważnie zmartwionej twarzy chłopaka, którego niegdyś kochałam.
– Nie będę cię do niczego zmuszać.
– Tam gdzie ty, tam idę też ja, nie zapominaj o tym, Liss.
– Dobrze w takim razie idziemy na spotkanie z Miguelem.
– Co zamierzasz zrobić? Proszę, powiedz mi, że masz jakiś plan.
– Wymyślimy coś po drodze – rzuciłam niedbale przez ramię, gdy zaczęłam biec w stronę drugiego wyjścia ze stołówki.
Przed oczami wciąż widziałam przerażającego mężczyznę, który został sam na sam z Santosem. Nie mogłam pozwolić, żeby go stąd zabrał, a gdzieś pod skórą czułam, że to właśnie zrobi. Santos był tutaj szczęśliwy, a takie gnidy jak jego ojciec nienawidzą patrzeć na szczęście innych. I właśnie, dlatego musiałam coś zrobić. Nie mogłam polegać jedynie na Lucasie, który nienawidził Santosa. Może i był silny, ale nie był wystarczająco zdeterminowany.
Za to ja byłam wystarczająco wściekła na ich wszystkich, żeby nawrzucać Miguelowi, pomimo tego, że się go bałam.
Po chwili zastanawiania się nad tym gdzie pójść, oboje z Thomasem doszliśmy do wniosku, że jeżeli pozostali na terenie szkoły, to mogą być tylko na nieużywanym boisku znajdującym się na tyłach szkoły. Tam się też udaliśmy. Thomas wciąż miał jakieś wątpliwości, którymi raczył się ze mną podzielić, ja jednak uparcie trwałam przy swoim zdaniu i bez uprzejmości przedzierałam się przez tłum uczniów. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Santosie i zrozumieć, co się stało, jednak to wszystko nie było takie piękne jak mogłoby się wydawać. Gdy znaleźliśmy się w pobliżu boiska, Thomas niespodziewanie zakrył mi usta ręką i subtelnie nakierował do zdemolowanej szopki, w której się ukryliśmy. Dopiero, gdy wyjrzałam zza okna, zrozumiałam skąd się wzięło nagłe zachowanie Toma, rodem z filmów kryminalnych.
– Co robimy? – szepnęłam.
– Obserwujemy.
Na niewielkim boisku stały cztery postacie. Lucas był najwyraźniej wściekły, bo zaciskał gniewnie pięści. Nie miałam pojęcia, o co się kłócił z Miguelem, ale zaczynałam się martwić o wszystkich w otoczeniu chłopaka. Lucas wyglądał jak anioł zemsty, nieugięty i bezwzględny.
Przerażał mnie.
– Kłócą się o Santosa – szepnął mi wprost do ucha Thomas.
– Skąd wiesz?
Zanim Tom zdążył mi odpowiedzieć zobaczyłam ledwo zauważalną zmianę w Lucasie, który odwrócił się od Miguela i mogłabym się założyć, że patrzył wprost na mnie z niezadowoleniem.
– Słyszę, co mówią – głos Thomasa wyrwał mnie z zamyślenia.
Poczułam na skórze nieprzyjemne ciarki, więc przysunęłam się bliżej przyjaciela, który zaczął mi tłumaczyć, dlaczego musimy tutaj przeczekać kłótnię złotowłosego ze złem wcielonym. Jednak nie słuchałam go, bo próbowałam wyrzucić ze swojej głowy głos, który tak często słyszałam. Tym razem jednak byłam pewna, do kogo należał.
Lucas.
To on ciągle był w mojej głowie, nawet wtedy, gdy go jeszcze nie znałam.
Kim on był? Kim byli oni wszyscy?
– Musimy coś zrobić – powiedziałam, ale Thomas zaprzeczył kręcąc głową.
– Nie możemy tam teraz pójść.
– Nie prosiłam o twoje pozwolenie.
– Popełniasz błąd.
– Nie po raz pierwszy – odpowiedziałam i wyszłam z szopki.
Wzięłam głęboki wdech i mając świadomość, że zachowuję się głupio, nieodpowiedzialnie i dosyć naiwnie, chrząknęłam znacząco zwracając na siebie uwagę rozwścieczonych mężczyzn i Alyson. Starałam się nie patrzeć na Lucasa i Santosa, chociaż ich wściekłe spojrzenia przewiercały mnie na wylot. Z zaciśniętymi pięściami ruszyłam przed siebie. Miguel najwyraźniej miał ubaw z mojego zachowania, bo wydał z siebie gardłowy dźwięk, przypominający rechot żaby. Dopiero podchodząc bliżej zauważyłam, że ojciec Santosa ma rozczochrane włosy, a jego garnitur nie leży na nim już tak idealnie jak wtedy, gdy wpadłam na niego w korytarzu.
Musiał się szarpać z Lucasem, bo wątpię żeby to Santos podniósł na niego rękę.
– Zabiorę ją stąd – powiedziała bez wyrazu Alyson.
Zaplotłam ręce na piersi i wbiłam gniewny wzrok w dziewczynę. Nie wyglądała tak jak zawsze. Była rozczochrana, a na ręce miała krew. To nie byłoby nawet takie dziwne, bo właściwie mogłaby rzucić się na olbrzymiego ojca Santosa z pazurami, jednak nie to mnie zszokowało.
Jej krew była śnieżno-biała.
– Co jest do jasnej…
– Lisa idź stąd! – warknął nieuprzejmie Lucas.
– Właśnie dziewczynko – powiedział nisko Miguel i podszedł do mnie. – Uciekaj, póki wilki nie zaczęły cię gonić – szepnął mi na ucho, pozostawiając na mojej skórze nieprzyjemne uczucie po zetknięciu się jego oddechem.
– O czym ty…
Santos wszedł między mnie, a swojego ojca i z odrazą odepchnął go do tyłu.
– Nie zbliżaj się do niej!
– Powinienem ci podziękować, Liso – powiedział Miguel, jednocześnie w udawanym zamyśleniu pocierając palcem brodę. – Dzięki tobie mój syn w końcu nabrał charakteru.
– Och, zamknij się – rzucił Santos.
To wszystko było chore i pewnie to, co się stało później świadczyło jedynie o tym jak wielkim tchórzem jestem. Nie potrafiłam nawet wyprowadzić stamtąd Santosa, nie wspominając już o rozwiązaniu tych wszystkich zagadek, odkryciu tajemnic, jakie przede mną skrywali. Zrobiłam to, co zawsze tchórzom wychodziło najlepiej.
Uciekłam.
Uciekłam nie ruszając się nawet o krok. Tym razem to mój mózg pracował i to ze zdwojoną mocą. Nagle nastała absolutna cisza, a Santos, Miguel, Alyson i Lucas zastygli w bezruchu. Nie mogłam zrozumieć jak to się stało, że znowu przez przypadek zamroziłam czas. Zaśmiałam się głucho, gdy naszła mnie myśl o tym, że taki tchórz jak ja otrzymał moc. I na co niby miałoby mi się to przydać? I tak nic dobrego z tym nie zrobię, za bardzo się boję.
Podczas, gdy biłam się tak z myślami, poczułam na swoim ramieniu czyjś dotyk i od razu się odwróciłam. Przede mną stał Thomas i nie był zamrożony.
– Przytrzymaj ich w tym stanie jak najdłużej i spróbuj się nie uspokajać, bo obawiam się, że skoro lęk wywołał zatrzymanie czasu, to twój spokój przywróci wszystko do normy.
– Nie rozumiem, co chcesz zrobić?
– Lisa. Naprawdę po części rozumiem, dlaczego tak się zachowujesz, ale musisz dać sobie pomóc. Miguel nie może wiedzieć, że zamrażasz czas – wyszeptał mi wprost do ucha, najwyraźniej nie będąc pewnym, czy nasze laleczki czasem nie podsłuchują.
– Jeżeli się ocknie i mnie nie będzie…
– Pomyśli, że Lucas albo Alyson teleportowali cię w inne miejsce.
– A potrafią to zrobić?! – zapytałam zdziwiona.
– Nie, ale on o tym nie wie – odpowiedział uśmiechając się szelmowsko. – Dobrze piękna, teraz musimy cię stąd zabrać.
Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Koszulka Thomasa rozerwała się na strzępy, podczas gdy z jego pleców wyrosły śnieżnobiałe skrzydła. Uśmiechnęłam się słabo, czując że w każdej chwili mogę zemdleć.
– Anioł, spotykałam się z aniołem – wymruczałam.
Tom wziął mnie w swoje objęcia i nie komentując tego, co powiedziałam, poleciał do góry. Czułam jak powietrze smaga delikatnie moją twarz, to było naprawdę przyjemne, jednak i tak ukryłam się w ramionach przyjaciela. Tak było o wiele lepiej, jego znajomy zapach mnie uspokajał i czułam się niesamowicie.


A

1 komentarz:

  1. Co? To Thomas tez jest aniołem? Tą część jakoś pominęłam, no chyba, że o tym jeszcze nie pisałaś. Czemu to nie Lucas zabrał Lisę? Byłoby tak pięknie :)
    Zastanawia mnie kim w takim razie jest Lisa. Bo nie jest przecież zwykłym człowiekiem, anioła również nie przypomina.
    A Santos? Jest upadłym aniołem czy jak? Tyle pytań, a nie znam odpowiedzi. No nic, pozostał jeszcze jeden rozdział do przeczytania :)

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń