– Thomas, musisz mi pomóc.
– Nie – rzucił krótko.
– Dobrze w takim razie załatwię to sama – powiedziałam i
odwróciłam się od niego.
Tak jak myślałam, ledwie ruszyłam przed siebie, a już
poczułam jego rękę na swoim ramieniu. Może i Thomas należał do ich popieprzonej
sekty, ale nadal był tym samym chłopakiem, z którym się spotykałam.
– Zaczekaj – powiedział.
Odwróciłam się do niego i przyjrzałam uważnie zmartwionej
twarzy chłopaka, którego niegdyś kochałam.
– Nie będę cię do niczego zmuszać.
– Tam gdzie ty, tam idę też ja, nie zapominaj o tym, Liss.
– Dobrze w takim razie idziemy na spotkanie z Miguelem.
– Co zamierzasz zrobić? Proszę, powiedz mi, że masz jakiś
plan.
– Wymyślimy coś po drodze – rzuciłam niedbale przez ramię,
gdy zaczęłam biec w stronę drugiego wyjścia ze stołówki.
Przed oczami wciąż widziałam przerażającego mężczyznę, który
został sam na sam z Santosem. Nie mogłam pozwolić, żeby go stąd zabrał, a
gdzieś pod skórą czułam, że to właśnie zrobi. Santos był tutaj szczęśliwy, a
takie gnidy jak jego ojciec nienawidzą patrzeć na szczęście innych. I właśnie,
dlatego musiałam coś zrobić. Nie mogłam polegać jedynie na Lucasie, który
nienawidził Santosa. Może i był silny, ale nie był wystarczająco
zdeterminowany.
Za to ja byłam wystarczająco wściekła na ich wszystkich,
żeby nawrzucać Miguelowi, pomimo tego, że się go bałam.
Po chwili zastanawiania się nad tym gdzie pójść, oboje z
Thomasem doszliśmy do wniosku, że jeżeli pozostali na terenie szkoły, to mogą
być tylko na nieużywanym boisku znajdującym się na tyłach szkoły. Tam się też
udaliśmy. Thomas wciąż miał jakieś wątpliwości, którymi raczył się ze mną
podzielić, ja jednak uparcie trwałam przy swoim zdaniu i bez uprzejmości
przedzierałam się przez tłum uczniów. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy
Santosie i zrozumieć, co się stało, jednak to wszystko nie było takie piękne
jak mogłoby się wydawać. Gdy znaleźliśmy się w pobliżu boiska, Thomas
niespodziewanie zakrył mi usta ręką i subtelnie nakierował do zdemolowanej szopki,
w której się ukryliśmy. Dopiero, gdy wyjrzałam zza okna, zrozumiałam skąd się
wzięło nagłe zachowanie Toma, rodem z filmów kryminalnych.
– Co robimy? – szepnęłam.
– Obserwujemy.
Na niewielkim boisku stały cztery postacie. Lucas był
najwyraźniej wściekły, bo zaciskał gniewnie pięści. Nie miałam pojęcia, o co
się kłócił z Miguelem, ale zaczynałam się martwić o wszystkich w otoczeniu
chłopaka. Lucas wyglądał jak anioł zemsty, nieugięty i bezwzględny.
Przerażał mnie.
– Kłócą się o Santosa – szepnął mi wprost do ucha Thomas.
– Skąd wiesz?
Zanim Tom zdążył mi odpowiedzieć zobaczyłam ledwo zauważalną
zmianę w Lucasie, który odwrócił się od Miguela i mogłabym się założyć, że
patrzył wprost na mnie z niezadowoleniem.
– Słyszę, co mówią – głos Thomasa wyrwał mnie z zamyślenia.
Poczułam na skórze nieprzyjemne ciarki, więc przysunęłam się
bliżej przyjaciela, który zaczął mi tłumaczyć, dlaczego musimy tutaj przeczekać
kłótnię złotowłosego ze złem wcielonym. Jednak nie słuchałam go, bo próbowałam
wyrzucić ze swojej głowy głos, który tak często słyszałam. Tym razem jednak
byłam pewna, do kogo należał.
Lucas.
To on ciągle był w mojej głowie, nawet wtedy, gdy go jeszcze
nie znałam.
Kim on był? Kim byli oni wszyscy?
– Musimy coś zrobić – powiedziałam, ale Thomas zaprzeczył
kręcąc głową.
– Nie możemy tam teraz pójść.
– Nie prosiłam o twoje pozwolenie.
– Popełniasz błąd.
– Nie po raz pierwszy – odpowiedziałam i wyszłam z szopki.
Wzięłam głęboki wdech i mając świadomość, że zachowuję się
głupio, nieodpowiedzialnie i dosyć naiwnie, chrząknęłam znacząco zwracając na
siebie uwagę rozwścieczonych mężczyzn i Alyson. Starałam się nie patrzeć na
Lucasa i Santosa, chociaż ich wściekłe spojrzenia przewiercały mnie na wylot. Z
zaciśniętymi pięściami ruszyłam przed siebie. Miguel najwyraźniej miał ubaw z
mojego zachowania, bo wydał z siebie gardłowy dźwięk, przypominający rechot
żaby. Dopiero podchodząc bliżej zauważyłam, że ojciec Santosa ma rozczochrane
włosy, a jego garnitur nie leży na nim już tak idealnie jak wtedy, gdy wpadłam
na niego w korytarzu.
Musiał się szarpać z Lucasem, bo wątpię żeby to Santos
podniósł na niego rękę.
– Zabiorę ją stąd – powiedziała bez wyrazu Alyson.
Zaplotłam ręce na piersi i wbiłam gniewny wzrok w
dziewczynę. Nie wyglądała tak jak zawsze. Była rozczochrana, a na ręce miała
krew. To nie byłoby nawet takie dziwne, bo właściwie mogłaby rzucić się na
olbrzymiego ojca Santosa z pazurami, jednak nie to mnie zszokowało.
Jej krew była śnieżno-biała.
– Co jest do jasnej…
– Lisa idź stąd! – warknął nieuprzejmie Lucas.
– Właśnie dziewczynko – powiedział nisko Miguel i podszedł
do mnie. – Uciekaj, póki wilki nie zaczęły cię gonić – szepnął mi na ucho,
pozostawiając na mojej skórze nieprzyjemne uczucie po zetknięciu się jego oddechem.
– O czym ty…
Santos wszedł między mnie, a swojego ojca i z odrazą
odepchnął go do tyłu.
– Nie zbliżaj się do niej!
– Powinienem ci podziękować, Liso – powiedział Miguel,
jednocześnie w udawanym zamyśleniu pocierając palcem brodę. – Dzięki tobie mój
syn w końcu nabrał charakteru.
– Och, zamknij się – rzucił Santos.
To wszystko było chore i pewnie to, co się stało później
świadczyło jedynie o tym jak wielkim tchórzem jestem. Nie potrafiłam nawet
wyprowadzić stamtąd Santosa, nie wspominając już o rozwiązaniu tych wszystkich
zagadek, odkryciu tajemnic, jakie przede mną skrywali. Zrobiłam to, co zawsze
tchórzom wychodziło najlepiej.
Uciekłam.
Uciekłam nie ruszając się nawet o krok. Tym razem to mój
mózg pracował i to ze zdwojoną mocą. Nagle nastała absolutna cisza, a Santos,
Miguel, Alyson i Lucas zastygli w bezruchu. Nie mogłam zrozumieć jak to się
stało, że znowu przez przypadek zamroziłam czas. Zaśmiałam się głucho, gdy
naszła mnie myśl o tym, że taki tchórz jak ja otrzymał moc. I na co niby
miałoby mi się to przydać? I tak nic dobrego z tym nie zrobię, za bardzo się
boję.
Podczas, gdy biłam się tak z myślami, poczułam na swoim
ramieniu czyjś dotyk i od razu się odwróciłam. Przede mną stał Thomas i nie był
zamrożony.
– Przytrzymaj ich w tym stanie jak najdłużej i spróbuj się
nie uspokajać, bo obawiam się, że skoro lęk wywołał zatrzymanie czasu, to twój spokój
przywróci wszystko do normy.
– Nie rozumiem, co chcesz zrobić?
– Lisa. Naprawdę po części rozumiem, dlaczego tak się
zachowujesz, ale musisz dać sobie pomóc. Miguel nie może wiedzieć, że zamrażasz
czas – wyszeptał mi wprost do ucha, najwyraźniej nie będąc pewnym, czy nasze
laleczki czasem nie podsłuchują.
– Jeżeli się ocknie i mnie nie będzie…
– Pomyśli, że Lucas albo Alyson teleportowali cię w inne
miejsce.
– A potrafią to zrobić?! – zapytałam zdziwiona.
– Nie, ale on o tym nie wie – odpowiedział uśmiechając się
szelmowsko. – Dobrze piękna, teraz musimy cię stąd zabrać.
Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Koszulka Thomasa
rozerwała się na strzępy, podczas gdy z jego pleców wyrosły śnieżnobiałe
skrzydła. Uśmiechnęłam się słabo, czując że w każdej chwili mogę zemdleć.
– Anioł, spotykałam się z aniołem – wymruczałam.
Tom wziął mnie w swoje objęcia i nie komentując tego, co
powiedziałam, poleciał do góry. Czułam jak powietrze smaga delikatnie moją
twarz, to było naprawdę przyjemne, jednak i tak ukryłam się w ramionach
przyjaciela. Tak było o wiele lepiej, jego znajomy zapach mnie uspokajał i
czułam się niesamowicie.
A
Co? To Thomas tez jest aniołem? Tą część jakoś pominęłam, no chyba, że o tym jeszcze nie pisałaś. Czemu to nie Lucas zabrał Lisę? Byłoby tak pięknie :)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie kim w takim razie jest Lisa. Bo nie jest przecież zwykłym człowiekiem, anioła również nie przypomina.
A Santos? Jest upadłym aniołem czy jak? Tyle pytań, a nie znam odpowiedzi. No nic, pozostał jeszcze jeden rozdział do przeczytania :)
amandiolabadeo.blogspot.com