sobota, 2 stycznia 2016

31. Niegrzeczny chłopiec


– On na pewno nie chciał, żebyś w ten sposób odebrała jego zachowanie – powiedział Santos.

Od godziny leżałam oparta głową o jego nogi i opowiadałam o tym jak spędziłam dzień. Thomas oczywiście musiał za mną chodzić przez cały ten czas i właśnie o tym chwilę wcześniej wspomniałam mojemu nadzwyczaj spokojnemu brodaczowi.

– Santos, ale co w tym jest normalnego? On mnie śledził!

– A nie pomyślałaś o tym, że naprawdę jesteś w niebezpieczeństwie? Ledwo pamiętasz Toma i Aleksa, więc swoich wrogów też możesz nie pamiętać.

– Ciekawe jakich mogę mieć wrogów, królową studniówki na której nie byłam?

– Zamieniasz w żart rzeczy, które powinnaś traktować poważnie.

Przeniosłam wzrok z sufitu na twarz Santosa i jęknęłam zirytowana. Czy naprawdę wszyscy mężczyźni w moim otoczeniu musieli być tacy uparci?

– Nie gniewaj się.

Nachylił się nade mną i ręką zsunął z mojego ramienia ramiączko bluzki, a jego usta delikatnie musnęły moją skórę. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Takie zachowanie ostatnio stało się dla nas normalne, bo w ciągu tych paru dni wiele się zmieniło. W towarzystwie Santosa może i nie znikały moje problemy, ale czułam się zrelaksowana, jego bliskość naprawdę mi służyła.

– A jak miałabym się na ciebie gniewać?

– Ty mi powiedz – wyszeptał do mojego ucha, jednocześnie drażniąc mój policzek swoim zarostem.

Jak to się nazywa? To uczucie na dole brzucha… Ach, no tak, chodziło mi o motyle, motyle w brzuchu. Jest ich tyle, że mogłabym bez problemu stąd odlecieć.

– Nie mogę – mówię i wybucham śmiechem. Wtulam się w pierś Santosa i nim zdążymy zacząć kolejny temat, zasypiam.


Budzę się w wielkim mahoniowym łóżku, które nie jest moje, podnoszę się gwałtownie i spadam z niego, jednak nie ląduję na podłodze, tylko spadam w dół. Dookoła mnie nie ma nic, żadnych ścian, budynków ani nawet dzikiej zieleni. Pochłania mnie nicość, wyciąga swoje obślizgłe macki po każdy kawałek mojego ciała.
Nic się jednak nie dzieje. Nie upadam, a mrok odchodzi ode mnie. Otwieram oczy, chociaż nie pamiętam kiedy je zamknęłam, i dostrzegam świetlistą postać, która mnie otacza. Przygryzam usta i zaczynam się modlić. Modlę się, bo się boję i chcę wrócić do domu. Nie jestem odważna, nie jestem żądna przygód, chcę po prostu wrócić tam, gdzie jestem bezpieczna.
– Nie bój się – odzywa się potężny głos.
Moje ciało drży i nie mogę nic poradzić na to, że gdy świetlista postać sadza mnie na złotej imitacji trawy, mam ochotę uciec jak najdalej.
– Nic ci nie zrobię – zapewnia, ale nie potrafię w to uwierzyć.
Zamykam oczy i biorę głęboki oddech, po czym mówię:
– Kim jesteś?
Nie odpowiada. Przerażająco niebieskie oczy wbijają we mnie swój wzrok, ale usta nie otwierając się, żeby coś mi odpowiedzieć. Zostawiają mnie w niepewności.



– Isabela, obudź się!

Znajomy głos dobiega z oddali. Przewracam się na drugi bok i podnoszę rękę do góry szukając natrętnego budzika, który bez skrupułów zaczął mnie budzić.

Budzik. Zaraz, chwila, budziki nie mówią. Otwieram jedno oko i wyglądam zza poduszki, jednak jedyne co widzę, to męska klatka piersiowa w pomiętej koszulce.

– Kim jesteś? – wypalam nim dochodzi do mnie, że to przecież Santos.

W pokoju rozlega się wesoły śmiech. Ściągam z głowy poduszkę i leniwie siadam po turecku na łóżku.

– A kogo się tutaj spodziewałaś, aniołku?

Niech pomyślę? Potwora, postać niemająca ciała tylko świetlistą powłokę? Och, tak Is, najwyższy czas udać się do specjalisty.

– To co, może naleśniki?

– Naleśniki – powtarzam patrząc w jego ciemne oczy. – Nie mam za dużo czasu, muszę biec do hotelu.

– Nic nie musisz – szepcze i całuje mnie w czoło.

Patrzę jeszcze chwilę na niego. Przyglądam się jak wstaje i wychodzi z pokoju, a wtedy wstaję z łóżka i podchodzę do oka. Niedługo zacznie się jesień, ale nadal jest bardzo ciepło i słonecznie. W takich dniach powinnam mieć mnóstwo energii, ale… Coś jest nie tak.

Zerkam w stronę łóżka i zauważam kalendarz Santosa i wystającą z niego kartkę. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale ciekawość zwycięża i chwilę później mam już w rękach pojedynczą kartkę papieru.

Widząc co jest zapisane pochyłym pismem, wychodzę z pokoju i bez pytania wchodzę do Adriana, skąd zabieram gitarę Thomasa. Tak, dobrze myślicie, mam zamiar zagrać, chociaż nie pamiętam jak to się robiło.

Wracam do swojego pokoju i siadam na łóżku. Instrument układa się w moich rękach naturalnie, a jego brzmienie pobudza we mnie dreszcze, które przywołują w moich myślach obraz Thomasa, pierwszej osoby jaka wprowadziła mnie w świat muzyki.

Zaczęłam grać, jednak dopiero przy trzecim podejściu wplotłam w melodię słowa zapisane na pogniecionej kartce.

Znalazłem. Znalazłem cię gdzieś na końcu świata, zagubioną i przerażoną.
Tak bardzo chciałem cię dotknąć, przytulić, powiedzieć, że kocham –
ale nie mogłem.
Nie mogłem nic zrobić, bo to już nie byłaś ty.
I chociaż nadal patrzyłem w twoje oczy, nie byłaś już tamtą dziewczyną ze szkolnego korytarza.
Nie byłaś nią. Nie byłaś nią.
A ja nie byłem tamtym chłopakiem, który myślał, że może wszystko.
To wszystko okazało się kłamstwem, okrutnym kłamstwem, bo…
Tak naprawdę nic nie mogłem zrobić.
Zniknęłaś z mojego życia, a ja nie mogłem cię powstrzymać, zatrzymać i sprowadzić do domu.
Mogłem tylko wyruszyć za tobą i próbować odnaleźć miłość, która wymknęła mi się z rąk.
Wszystkie kolory świata zlały się w szarość,
Przerażający brak jakichkolwiek barw.
A pośród nich zostałaś ty –
centrum mojego świata,
moje serce,
moja miłość.

Zatracona w śpiewie nie zauważyłam kiedy Santos wszedł do pokoju. Nie wyglądał jednak na zadowolonego. Skwaszony zabrał mi kartkę i ostro powiedział:

– To nie jest piosenka.

– Ale mogłaby nią być.

– Nie. Nawet nie masz pojęcia jak…

Jego oczy te ciemne oczy, to w nich zobaczyłam siebie. Wciągały mnie w swój świat jak czarna dziura. Zabrały mnie do niego, przywołały w mojej pamięci wspomnienie, w które nie chciałam uwierzyć.

Śpieszyłam się gdzieś, a na korytarzu było ślisko. Wylądowałam na podłodze, jednak nim zdążyłam się podnieść, czyjeś ręce dźwignęły mnie do góry. Przede mną stał chłopak, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
– No proszę, kolejny udaje niegrzecznego chłopca – pomyślałam oceniając wygląd chłopaka i śmiejąc się pod nosem, pobiegłam na lekcję.


Ten chłopak, te oczy, które patrzyły na mnie z ukrywaną troską… Znałam je, a ich właściciel właśnie stał w tym samym pokoju.

Nie wytrzymałam. Wspomnienie, które do mnie wróciło sprawiło mi wielki ból, miałam wrażenie, że ktoś uderzył mnie sztangą w głowę. Odłożyłam gitarę na łóżko i zgięłam się w pół, żeby zwymiotować na swój biały dywan.

Santos przytrzymywał mi włosy, jednocześnie krzycząc do Adriana, żeby przyniósł miskę i szklankę z wodą. Mnie jednak nie obchodziło to wszystko, chciałam się tylko pozbyć bólu, który ciągle czułam.

Po zwymiotowaniu całej zawartości żołądka, chłopaki podnieśli mnie delikatnie i położyli na łóżku, a ja skuliłam się pod kołdrą i próbowałam nie drżeć, gdy Santos przeczesywał swoją dłonią moje włosy.

A


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz