wtorek, 10 listopada 2015

23. Alyson

Alyson

Lucas stał pod oknem i gniewnie zaciskał pięści. Od jakiegoś czasu odbierał „sygnały” od Lisy, jednak nie potrafił sprecyzować gdzie się znajduje, co delikatnie mówiąc doprowadzało go do wściekłości. Oczywiście, to właśnie na mnie spadł obowiązek uspokajania jego rozchwianej emocjonalnie osóbki, co szczerze mówiąc niespecjalnie mi się spodobało.

– Muszę ją odnaleźć – mówi cicho, ale pewnie.

Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że jego słowa nie były skierowane do mnie, jednak ignoruję to i odpowiadam:

– Może św. Antoni ci pomoże, jakby nie było jest patronem zagubionych rzeczy.

– Alyson, kolejny raz ci powtarzam, że…

Machnęłam lekceważąco dłonią i podeszłam do biblioteczki wykonanej z ciemnego drzewa i wyjęłam z niej obitą w czerwony materiał książkę. To nie była jednak byle jaka książka i gdyby Lucas chociaż raz zainteresował się naszymi zbiorami, to wiedziałby, że trzymam pod swoim dachem niebezpieczną broń, mogącą go zniszczyć. Otóż zaraz po upadku naszych braci, Gabriel zlitował się nad swoim bliskim przyjacielem i pozwolił mu żyć na Ziemi, jako zwykły stróż. Jak to się skończyło? Zakochał się, a ta miłość doprowadziła go do szaleństwa, którego nie dało się zatrzymać.

– Gabriel zlitował się nad tobą, gdy utraciłeś kontakt z podopieczną. Odzyskałeś skrzydła i powinieneś być na tyle wdzięczny, żeby więcej nie popełnić już tych samych błędów, ty jednak popadasz w obłęd. Lisa nie jest przeznaczona dla ciebie i musisz to zrozumieć zanim komuś stanie się krzywda.

– Nic nie rozumiesz – powiedział.

Nic nie odpowiedziałam, tylko kątem oka przyglądałam się jak staje na parapecie mojego okna i po chwili wzbija się w powietrze i znika z mojego pola widzenia. W tej samej chwili rozległ się dźwięk dzwonka, więc podeszłam do drzwi i odkładając książkę na szafkę, przekręciłam klucz w zamku.

Na korytarzu stał Max, jeden z moich pacjentów. Właściwie, to z postawy jego ciała mogłam wnioskować, że zmienił zdanie i zbierał się do ucieczki, jednak nie pozwoliłam mu na to, chwyciłam jego ramię i pewnie wprowadziłam go do mieszkania, po czym zakluczyłam drzwi.

– Co cię do mnie sprowadza?

– Mówiła pani, że mogę tutaj przyjść, gdybym…

– Może zrobimy tak, pójdziesz się odświeżyć, a ja zaparzę nam gorącą herbatę i wtedy porozmawiamy, dobrze?

Mężczyzna skinął nieśmiało głową, więc wskazałam mu drogę do łazienki, a po chwili słyszałam już cichy szum wody. Skierowałam się w stronę sypialni i zabrałam stamtąd czyste ręczniki, które bez skrępowania zostawiłam mu na pralce w łazience.

No dobrze, na początku o tym nie pomyślałam, ale gdy otworzyłam drzwi nie było odwrotu, Max właśnie brał prysznic, a ja mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę i chociaż przez zasłonę widziałam jedynie zarys jego nagiej sylwetki, to i tak moje serce zabiło szybciej.

Wyszłam szybko z pomieszczenia, starając nie zwracać na siebie uwagi mężczyzny i zabrałam się do zaparzenia herbaty, którą przecież obiecałam przygotować. Ten napój trochę mnie uspokoił, gdy po paru minutach piłam go siedząc za blatem w kuchni, a przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, aż mój gość nie wyszedł z łazienki.

Miał na sobie tylko brudne spodnie i podkoszulek ze swojej starego ubioru, więc teoretycznie powinien wyglądać tak jak zawsze, jednak tak nie było. Na jego skórze nadal mogłam dostrzec małe kropelki wody, a jego włosy okazały się mieć jaśniejszy kolor niż wcześniej przypuszczałam.

– Dziękuję – powiedział, gdy usiadł naprzeciwko mnie i wziął do ręki kubek z ciepłym napojem.

– Do usług – odpowiedziałam chrapliwie, czując suchość w gardle.

– Nigdy nie spotkałem tak dobrej osoby jak pani.

– Proszę, mów mi Alyson.

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i skinął głową. Zajmowałam się nim odkąd przyjechałam do Nowego Jorku, jednak po raz pierwszy skorzystał z mojej propozycji, wcześniej nie przyjmował pomocy, a szkoda bo była mu potrzebna. Naprawdę dużo przeżył w swoim życiu, a ja czułam wewnętrzny przymus do pomagania mu.

– Przyszedłem tutaj, bo chciałbym coś zmienić i wiem, że mi pomożesz.

– Tak?

– Chcę zacząć wszystko od nowa, moje życie się rozpadło na miliony kawałków, ale teraz nadszedł czas, żebym odnalazł je wszystkie i posklejał do kupy. Poszukam pracy, tylko potrzebuję w tym pomocy, bo kto zatrudni bezdomnego?

– Coś wymyślimy, najważniejsze że postanowiłeś zawalczyć o siebie.

Takie zachowanie powinno być miodem dla mojego serca, jednak gdzieś głęboko w środku poczułam ukłucie, które przypominało lekko stłumiony ból. Cieszyłam się, że zaczął wracać do siebie, jednak myśl, że nie będzie mnie już potrzebował, że przestanę go widywać złamała mi serce.

Max wpatrywał się we mnie uważnie swoimi brązowymi oczami i ani na chwilę nie spuszczając ich ze mnie, powiedział:

– Nigdy ci tego nie zapomnę, jesteś moją nadzieją, światłem które sprowadziło mnie znowu na drogę z której zbłądziłem.

Dlaczego słysząc jego słowa i patrząc na niego, miałam ochotę płakać? Nie mam pojęcia, jednak dzielnie się trzymałam i nie uroniłam ani jednej łzy, ale gdy później zostawiłam go w pokoju dla gości, a sama poszłam do swojej sypialni, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że zrobiłam coś złego.

A

Krótki rozdział z perspektywy postaci drugoplanowej. Dlaczego tak szybko dodaję? Nie wiem, miałam dokończyć rozdział do strażniczki czarownic, ale ta cała sielanka Alice-Jacob długo mi się pisze i w efekcie wracam do tego opowiadania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz