– Lisa, gdzie jesteś moja piękna? – nieznany głos rozlega
się dookoła mnie. Jestem niespokojna, chcę uciekać, ale nie wiem dokąd, bo nic
nie widzę. Tkwię w ciemności, w której poruszam się z trudnością, czuję się tak
jakbym błądziła w ruchomych piaskach, które w każdym momencie mogą mnie pożreć
żywcem. Opieram się, próbuję walczyć, uciec, uwolnić się z krępujących moje
ruchy sznurów, niestety utknęłam w pułapce idealnej. Stąd nie ma ucieczki.
– Izabela! – słyszę znajomy głos i próbuję zlokalizować jego
źródło. Z wielkim trudem otwieram oczy i zdaję sobie sprawę z tego, że Adrian
mną szarpie. Chwilę później, widząc jego zaniepokojoną minę, przypominam sobie
gdzie jestem i zaczynam spazmatycznie płakać. Nie wiem czemu, ale czuję się tak
jakby ktoś rozszarpał mnie od środka. Kładę głowę na kolanach przyjaciela i
patrząc w jaśniejące za oknem niebo, próbuję się uspokoić.
– Już dobrze dziecino, już dobrze – szepcze głaskając
delikatnie moje włosy.
Przecieram oczy wierzchem dłoni i liczę w myślach od stu do
jednego, jednak to mnie nie uspokaja i mój głos drży, gdy mówię:
– Nic nie jest dobrze, ledwo to znoszę. W mojej głowie jest
głośno jak w ulu, dłużej tak nie wytrzymam.
– Chodź, zaparzymy kakao – mówi bezwzględnie i bierze mnie
na ręce jak małe dziecko. Zachowuje się tak odkąd tutaj zamieszkałam, traktuje
mnie jak małe poranione zwierzę, a ja mu na to pozwalam, bo jest jedyną osobą,
która jest w stanie zrozumieć moje zachowanie.
Po chwili siedzę już na krześle i w ciszy przyglądam się jak
Adrian krząta się przy kuchence. Właściwie jedyne, co potrafi przyrządzić, to
właśnie kakao i ewentualnie kanapki. Próbowałam go nauczyć robienia herbaty,
ale zawsze w jego wykonaniu ten cudowny napój, wygląda jak rosół z tymi
pływającymi oczami.
– Ostatnio częściej miewasz koszmary – stwierdza i stawia na
blacie dwa kubki z parującym napojem.
Biorę w ręce gorący kubek, a jego ciepło mnie uspakaja. Nie
chcę myśleć o tym wszystkim co mi się śni, ale i tak pojawia mi się przed
oczami niewyraźny zarys koszmaru. Moim ciałem wstrząsają dreszcze, a odrobina
kakao wylewa się na blat.
– Martwię się o ciebie – kontynuuje, a ja ślepo patrzę w
białą piankę pływającą po pozornie idealnej tafli napoju. – Iza, naprawdę
powinniśmy coś z tym zrobić. Jak jeszcze mogę ci pomóc?
Od razu spojrzałam na niego wiedząc, czego potrzebuję w tym
momencie. Nie chciałam zostawać sama, bo wtedy było najgorzej. Bałam się.
– Nie chcę spać sama – mówię cicho, na co on ze zrozumieniem
kiwa głową.
– Dobrze, przeniosę się do ciebie.
– Nie, wolę u ciebie.
Za zgodą obydwu stron, poszliśmy do jego pokoju, który
oprócz dużego łóżka i niewielkiej szafy, nie posiadał innych mebli. Mimo
wszystko to miejsce było jedyne w swoim rodzaju, a ściany pooblepiane plakatami
zespołów rockowych dziwnie mnie uspakajały.
Usiadłam niepewnie na jego łóżku i targana nagłą myślą,
zadałam nurtujące mnie pytanie:
– A co jeśli Max rano tutaj wejdzie?
– Nic, obraził się na mnie i nie będzie już oblegał naszej
kanapy. Dziwny z niego kumpel.
– A ja to niby nie jestem dziwna – szepczę i kładę się na łóżko.
– W żadnym wypadku, księżniczko – odpowiada mi i czuję jak
jego ręce oplatają się wokół mojej tali. Nie przeszkadza mi to, bo jest dla
mnie jak brat. W dodatku w takich momentach naprawdę potrzebuję czyjejś
bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Przy nim właśnie tak się czuję i dlatego
po paru minutach zapadam w głęboki sen.
*
Obudziły mnie głosy, a właściwie to jeden podniesiony głos. Próbując
się dobudzić, skopuję z siebie kołdrę, ale nadal nie chce mi się wstać, więc
otwieram oczy i skupiając się na głosie przyjaciela, próbuję zrozumieć o czym
mówi.
– Nic mnie nie obchodzą twoje umowy. Znajdź sobie innego
tłumacza, ona dzisiaj nie przyjdzie do pracy… Nie, Paweł zrozum. Koniec i
kropka, Izabella ma dzisiaj wolne – po tych słowach usłyszałam huk i byłam już
pewna, że ucierpiała komórka Adriana.
Wstaję z łóżka i wychodzę cicho z pokoju, Adrian stoi
pochylony nad stołem i wygląda na niespecjalnie spokojnego. Podchodzę do niego
bliżej i kładę dłoń na jego ramieniu.
– Nic mi nie jest, mogłam pójść do pracy.
– Nie dzisiaj, mam inne plany.
Inne plany. Tak, gdybym wtedy wiedziała, że jego plany
oznaczają pójście do psychologa, to jednak przemyślałabym to wszystko dwa razy.
A tak, wylądowałam na welurowym fotelu w ponurym pokoju. Nie wiem, skąd Adrian
wytrzasnął tą miejscówkę, ale postanowiłam dowiedzieć się tego zaraz po uciecze
z tego wariatkowa.
– Dzień dobry – po pomieszczeniu rozniósł się poważny głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam starszą panią w łososiowym komplecie składającym
się z marynarki i spódnicy. Usiadła na fotelu przede mną zakładając nogę na
nogę. Zmarszczki na jej twarzy były bardzo widoczne, a jej oczy były
przygaszone. Nie wyglądała na szczęśliwą staruszkę.
–Zacznijmy od początku, opowiedz mi, co się dzieje.
– Mam koszmary.
– Co w nich jest strasznego?
– Nie wiem, po prostu są straszne.
– Może inaczej, opowiedz mi któryś z nich – mówi nachylając
się w moją stronę. Towarzyszące temu spojrzenie sprawia, że przez moje ciało
przechodzą ciarki. Ta kobieta jest przerażająca.
– Nie pamiętam żadnego z nich.
Kobieta, niezadowolona z naszej wymiany zdań westchnęła
przeciągle i zapisując coś w swoim notesie, wykrzywiła z niezadowoleniem usta.
Miałam tego dosyć, nie widziałam sensu w spowiadaniu się tej sztywnej staruszce
z mojego życia.
– Czego pani właściwie ode mnie oczekuje? – pytam lekko
zirytowana.
– A czego ty od siebie oczekujesz? – pyta, opierając brodę
na złożonej w pięść dłoni.
– Wie pani co myślę? Adrianowi musiało naprawdę odbić, skoro
mnie tutaj przyprowadził, wychodzę stąd!
Wstaję i już mam chwycić za klamkę, gdy dochodzi do mnie
cichy głos terapeutki.
– Mogę ci przepisać proszki na sen.
Odwracam się w jej stronę zaintrygowana i widzę, że na mnie
nie patrzy, tylko udaje, że czyta swoje notatki. Wiem jednak, że się nie
przesłyszałam, a ona jedynie udaje, że nic nie powiedziała. Wracam spokojnie na
swoje miejsce i uważnie wpatruję się w starszą kobietę.
– To mogłoby mi naprawdę pomóc.
– Od tego jestem, od pomagania – mówi flegmatycznie, a ja
uśmiecham się pod nosem.
Możliwe, że to paskudne spotkanie na coś mi się przyda. Myśl
o tym, że w końcu coś mogłoby uspokoić męczące mnie myśli i głosy, przynosi mi
niesamowitą ulgę. Czekam aż starsza kobieta wypisze receptę i z czymś podobnym
do nadziei, idę prosto do apteki, gdzie od razu wykupuję wszystkie proszki.
A
Mam nadzieję, że Lisa nie przedawkuje te proszki, co? Choć moja chora głowa już to widzi, nieprzytomna Lisa leży na łóżku i przerażony Lucas nad nią O tak, to mogłoby być fajne:D
OdpowiedzUsuńDobrze, że Adrian jest tylko przyjacielem Lisy, nie chciałabym, żeby wszyscy uganiali się za bohaterką. Najpierw Thomas, potem Santos i Lucas, a teraz miałby i Adrian? Nie, to byłaby przesada.
Nie wiem czemu ale irytuje mnie ten Paweł. Jeszcze nie pojawił się w opowiadaniu, a już mnie denerwuje. To trochę dziwne :/
Zostaje mi jeszcze przeczytać dodatkowe rozdziały, co zaraz zrobię, ale mam nadzieję, że wkrótce dodasz kolejne rozdziały.
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Jak wprowadziłam do opowiadania Thomasa to właśnie myślałam o tym, że trochę dużo tych adoratorów, ale teraz Lisa jest sama i z nikim się nie spotyka. Trzy lata i nikt hmm... :)
UsuńTak, będą się pojawiały nowe rozdziały, że tak powiem regularnie :) Mam zaczęte trzy następne posty, ale coś nie mogę ich skończyć, ale popracuję nad tym :) Plusem jest, że mam teraz jakiś konkretny plan na to opowiadanie, więc nie będę robiła długich przerw z dodawaniem rozdziałów, raz na tydzień, coś w tym stylu.