środa, 7 października 2015

11.1 – dodatkowy rozdział

– Aniołku, wszystko dobrze? – spojrzałam na przyjaciela i wzruszyłam ramionami.
Siedziałam na parapecie swojego pokoju i nie czułam się dobrze. Santos mnie pocałował, a ja głupia od tamtego momentu cały czas ryczałam. Bałam się. Bałam się znowu zakochać.
– Nic nie jest dobrze – odpowiedziałam łamiącym się głosem i ukryłam głowę w ramionach.
Aleks podszedł do mnie i otoczył mnie swoimi ramionami w niedźwiedzim uścisku. Byłam mu wdzięczna za to, że zawsze był przy mnie, gdy tego potrzebowałam.
– Jestem taką idiotką, sama siebie ranię, wiesz? Mało tego, jestem tchórzem i nienawidzę tego.
– Przesadzasz, oglądamy Pretty Little Liars czy Doctor Who?powiedział jakbym przed chwilą nie użalała się nad sobą.
– To mój paskudny dzień, nie będę oglądała twoich serialików. Włącz mojego ukochanego doktorka.
– Jesteś okrutna.
– Wiem.
W taki oto sposób spędziliśmy parę godzin na nadrabianiu zaległych odcinków Doctor Who. Leżałam zawinięta w koc i przytulałam się do klatki piersiowej Aleksa. Właściwie, to w środku jednego z odcinków zaczęłam przysypiać, w czym skutecznie przeszkodziła mi Julia, która z impetem wpadła do mojego pokoju.
– Daj mi na chwilę swój telefon, muszę do kogoś zadzwonić.
– Masz swój – odparłam niewzruszona.
– Nie mam numeru tej osoby.
Podniosłam powoli głowę zza Aleksa i przyjrzałam się mojej niespotykanie nadpobudliwej kuzyneczce. Właściwie to już oczami wyobraźni widziałam jak podskakuje w miejscu jak napalona nastolatka.
– Mowy nie ma. Numery chłopaków z drużyny są tajne.
– Nie chcę do nich dzwonić – powiedziała machając lekceważąco ręką. – Muszę ostrzec Cartera przed złem wcielonym.
– Ashley?
– Gorzej, podsłuchałam jak Ashley rozmawia z Triną! Z jakiegoś powodu obie są na niego złe, coś odkryły, a on o tym nie wie.
W tym samym momencie razem z Aleksem odwróciliśmy głowy i patrząc na siebie przerażeni, powiedzieliśmy:
– Dzwoń!
Julia przytaknęła i chciała wyjść z mojego pokoju, ale pewna myśl pojawiła się w mojej głowie i od razu ją zatrzymałam.
– Młoda, poczekaj – spojrzała na mnie pytająco, więc szybko zadałam jej pytanie: – Dlaczego na każdego chłopaka w tym domu reagujesz złością i krytyką, mało tego podejrzewasz mnie o spanie z nimi. Natomiast teraz leżę w łóżku z Aleksem, a ty nawet nie mrugnęłaś widząc nas.
– To chyba oczywiste, jest aseksualny.
– Co?! – prycha niezadowolony.
– Och, nie bierz tego do siebie, dziewczyny za tobą szaleją, ale dla Lisy jesteś jak brat.
– Fakt, terroryzowałam go w piaskownicy.
– Ja to inaczej pamiętam – odezwał się urażony, a ja się zaśmiałam. Mój poczciwy braciszek.
Julia wyszła, a my lekko znudzeni maratonem zaczęliśmy się bić. Moja pościel była pomięta i leżała na podłodze, a ja wykrzywiona leżałam pod Aleksem, który tryumfował.
– Chyba nie przeszkadzam?
Odwróciliśmy głowy w stronę wejścia i zobaczyliśmy Thomasa. Szybko doprowadziliśmy się do ładu, pozostając ciągle na łóżku. Wyczekująco wpatrywaliśmy się w Toma patrzącego się jednoznacznie na Aleksa, który w końcu nie wytrzymał i powiedział:
– Nie wyjdę, przestań robić zeza!
Urażony Thomas zignorował go i podszedł do mnie. Nie chciałam z nim rozmawiać, miałam lepsze rzeczy do roboty, niż zajmowanie się nim.
– Rozmawiałem z Santosem.
– Co robiłeś? – zapytałam jednocześnie z Aleksem, co nie było niczym niezwykłym jak na bliźnięta syjamskie.
– Ta-a-k, nie było łatwo. Chciał żebym się tobą zajął, bo z dwojga złego woli mnie niż Lucasa.
– O czym ty pitolisz? – zapytał Aleks i powiem szczerze, że wyjął mi to z ust.
– Zapytałem się czy aby na pewno nie zrobił sobie czegoś w głowę, ale on zapewnił mnie o swoim zdrowiu psychicznym. Więc… – spojrzał na mnie niepewnie i uśmiechnął się smutno. – Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć.
Położyłam się gwałtownie na plecach i zakryłam twarz białą poduszką, która jednak niewystarczająco zagłuszyła moje krzyki:
– Faceci to tacy idioci. Idioci!
– Może… – zaczął Aleks, ale jak pokręciłam przecząco głową.
– Nie. Wypad stąd, wszyscy. Sprowadźcie tu Ashley.
Posłuchali się i z prędkością światła wybiegli z pokoju, ja jednak zmieniłam zdanie i zamiast czekać na Ashley postanowiłam wyjść na spacer. Przeciętny pomysł? No nie do końca, zaplanowałam wyjść przez okno mojego znajdującego się na pierwszym piętrze pokoju.
Stanęłam na parapecie i zaśmiałam się pod nosem wyobrażając sobie jak wbiega Thomas i namawia mnie do zejścia na podłogę. Tak, byłoby zabawnie, ale cóż nie można mieć wszystkiego. A teraz muszę pomyśleć poważnie jak zejść na dół, żeby nikt nie zauważył mojej ucieczki. W filmach robią różne rzeczy, ześlizgują się po prześcieradle, długim warkoczu, albo skaczą po drzewie.
Wpadłam na trochę inny pomysł.
Pierwszy raz – i może ostatni – w swoim jakże krótkim życiu postanowiłam zaryzykować i oddać się w ręce szaleństwa. Wiem, że to nie brzmi dobrze, ale nie mówiłam, że moja ucieczka będzie usłana różami.
Zeskoczyłam szybko z parapetu – nie na ziemię tylko na podłogę – i niezauważona wymknęłam się na korytarz, z którego zabrałam drabinę, dzięki której mogliśmy wchodzić na strych. Cichutko dokonałam porwania tejże rzeczy i zamykając swoje drzwi na klucz, pobiegłam do okna. Wystawiłam drabinę przez okno i o dziwo bez specjalnych trudności udało mi się ją dobrze ustawić. Zasypując się w myślach milionem komplementów zaczęłam schodzić w dół, jednak nim zdążyłam zejść na ziemię, mój środek ucieczki odchylił się i upadł na ziemię. Leżałam przygnieciona drabiną i szydziłam z mojej głupoty.
– Cholera jasna! – mruknęłam pod nosem i zrzuciłam z siebie niechciany balast.
Chwila moment, pomimo mojego nieszczęsnego upadku jestem wolna. O matko, to wspaniałe uczucie, mam ochotę… Biegać, turlać się wzdłuż wzgórza i krzyczeć w niebogłosy.
A nie, chwila to nie ja tylko Roszpunka.
Mając całkiem inny temperament niż dziewczyna z wieży, założyłam na głowę kaptur i zaczęłam iść wzdłuż oświetlonej przez latarnie ulicy. Czułam się wspaniale, przez całe życie wszyscy mnie tłamsili i sprawili, że byłam słaba. Od teraz postaram się nauczyć walczyć o swoje. Będę silna i niezależna.
Pogrążając się w planowaniu swojej niezależnej przyszłości przestałam patrzeć gdzie idę i odbiłam się od czyjejś klatki piersiowej, po czym wylądowałam na chodniku. Mój tyłek tego dnia cierpiał.
– Co jest… – podniosłam głowę i spojrzałam prosto na Cartera.
– Co tutaj robisz? – zapytał.
– Uciekam, tak jak ty.
– To nie jest zabawne. One mnie zabiją.
– I poćwiartują twoje biedne ciało na kawałeczki – powiedziałam wstając i otrzepując spodnie z brudu. – A potem je zmielą i zrobią z niego krem na zmarszczki.
– To nie jest zabawne.
– Ale ja się nie śmieję.
Podniosłam ręce do góry i widząc jak delikatnie się uśmiecha, podeszłam do niego bliżej i konspiracyjnie, zapytałam:
– Pójdziemy się napić?
– Jutro szkoła.
Naprawdę? Carter i trzymanie się zasad, uważajcie bo uwierzę.
– Olać to, chcę zaszaleć.
– Świat wariuje – mruknął pod nosem, a chwilę później z wielkim uśmiechem na ustach prowadził mnie do swojego tajnego pubu.
Jak się okazało jego pub znajdował się w piwnicy rodziców Brendana. Carter wyjaśnił mi, że nie ma ich w domu i kolega z drużyny Aleksa pozwolił mu tutaj przyjść. Szybko znaleźliśmy zapasy Brendana, który trzymał zgrzewki z piwem w pokrowcach po gitarach.
Usiedliśmy pod ścianą i opowiadając, co nas dręczy, bardzo szybko wypiliśmy zgrzewkę piwa, a przy drugiej zaczęliśmy śpiewać.
Wiedźmy dwie polują na mnie dziś
Więc uciekłem, co tchu
I ukrywam się tu
Nie pozostając dłużna, dołączyłam do przyjaciela:
Mały miś
Mały mi-i-iś mówi mi
Że powinnam więcej pić.
Nasze śpiewy przerwały otwierające się drzwi, w których stanął zaspany Brendan, ubrany jedynie w bokserki.
– Carter, to że pozwoliłem ci się tu ukryć nie znaczy, że chcę wysłuchiwać twoich lamentów, aż tak bardzo cię nie lubię.
Wybuchliśmy śmiechem, a Brendan spojrzał na nas zdezorientowany, kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie, wiedziałam że zabawa jest skończona.
– Lisa? Carter, ty durniu jak mogłeś ją upić?! Aleks nas zabije.
– Nic mi nie będzie – odpowiadam szybko.
– Jutro szkoła.
– Zdradzę ci sekret – mówię śmiejąc się głośno. – Bardzo szybko trzeźwieję i dlatego muszę jeszcze więcej wypić.
Chwyciłam za puszkę, którą po chwili wytrącił mi z ręki nasz gospodarz. Złapał mnie mocno za pi siłą zawlókł mnie do gościnnego pokoju w którym kazał mi zasnąć. Słyszałam również jego rozmowę telefoniczną, Aleks kazał nie spuszczać ze mnie wzroku, bo mnie przejrzał. Wiedział, że umiem wychodzić przez okno!
Rany, ja potrafię latać!
*
Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na sufit, przeklinając przy tym na wszystkie znane mi sposoby, idiotę który mnie upił. Odwróciłam się i zobaczyłam, że obok mnie spał chłopak. Bez problemu rozpoznałam w nim Brendana. Odgarnęłam brązowe włosy z jego twarzy i głosem starej wiedźmy, wychrypiałam mu do ucha:
– Wody.
Poruszył się niespokojnie i lekko wystraszony spojrzał na mnie. Wiem, że po przebudzeniu nie wyglądam za pięknie, ale on wyglądał jakby miał zaraz uciec na drugi koniec globu.
– Przynieś mi wody, idioto.
– Ach, tak. Już lecę! – powiedział i potykając się o swoje nogi jakimś cudem opuścił pokój.
W międzyczasie usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w swoje gołe stopy. Pierwszy raz w życiu chciałam zaszaleć, a i tak nie obeszło się, bez opiekuńczych przyjaciół Aleksa. Naprawdę, gdzie bym się nie ruszyła w tym mieście, to zawsze znajdzie się ktoś na usługach mojego upierdliwego przyjaciela.
Brendan wrócił do pokoju w lepszym stanie niż wyszedł, najwyraźniej przeanalizował sytuację i zrozumiał, że nie jestem żądnym krwi potworem. Wzięłam od chłopaka aspirynę i popiłam ją dużą ilością wody. Czy to tak wygląda piekło? Nie mogę skupić myśli, bo rozsadza mi głowę od środka.
– Chodź, zjemy śniadanie.
– A Carter?
Brendan wyszedł do przedpokoju i zaczął schodzić po schodach, pobiegłam za nim i czekałam aż odpowie na moje pytanie.
– Z tego co wiem, chce się ukrywać w mojej piwnicy dopóki Ashley i Trina się nie uspokoją. Co on właściwie im zrobił? – zapytał przenosząc wzrok na mnie.
– Mówił o tym, ale nie za bardzo pamiętam, o co mu chodziło…
– Nie dziwię się, masz słabą głowę.
– Nie wkurzaj mnie dzisiaj, albo cię uduszę gołymi rękoma – mruknęłam niezadowolona i wyprzedziłam go.
Weszłam do kuchni i od razu nalałam sobie soku pomarańczowego. Było przed ósmą, więc nie mieliśmy za dużo czasu na to, żeby po drodze do szkoły zajechać do mojego domu.
– Musimy pojechać do mnie – powiedziałam jedząc suche płatki kukurydziane.
– Dobrze, idę po papiery – odpowiedział i zniknął na chwilę z mojego pola widzenia.
Brendana znałam od paru lat, ale nigdy nie byliśmy ze sobą zbyt blisko. Zwykły kolega, z którym można było porozmawiać o polityce. Wiem, że ten temat jest nieco nudny, ale czasami lubiłam się z nim kłócić, bo mieliśmy nieco odmienne poglądy. Takie rozmowy były też miłą odmianą po pyskówkach w naszej paczce.
Brendan mnie nie zawiódł i zawiózł mnie do domu, gdzie się przebrałam i wzięłam torbę z wziętymi na oślep książkami. Kto wie, może nawet trafiłam i nie będę dzisiaj nieprzygotowana.
Zaparkowaliśmy tuż przed wejściem do szkoły na stałym miejscu Brendana, którego nikt nie śmiał zajmować. Wychodząc z samochodu podbiegłam do mojego kierowcy i w podzięce przytuliłam się do niego, po czym popędziłam na zajęcia. Nikt z nauczycieli nie zauważył, że miałam kaca, jednak po uczniach szybko rozniosła się ta wiadomość, dlatego też nie zdziwiłam się, gdy przed piątą lekcją przy mojej szafce pojawił się Lucas.
– Piłaś.
– I? – zapytałam zaczepnie lustrując go wzrokiem.
Wyprostowana postawa chłopaka i idealnie wyprasowana koszula niespodziewanie zadziałały na mnie jak płachta na byka. Jakim prawem zwracał mi uwagę? Nie miał do tego żadnego prawa, powinien o tym wiedzieć, nie każdy był tak idealny jak on.
– Nie powinnaś tego robić.
– Czego? Dobra zabawa jest zabroniona tam skąd pochodzisz?!
Zamknął oczy i zaśmiał się gorzko. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, a jego usta tworzyły cienką kreskę.
– Nic nie wiesz o miejscu, z którego pochodzę, a nawet jeśli miałabyś o tym jakiekolwiek pojęcie, to nie ma to znaczenia. Powinnaś być bardziej odpowiedzialna – powiedział podniesionym głosem, zwracając na nas uwagę innych uczniów.
– Bardziej odpowiedzialna… A kim ty niby jesteś, żeby mną dyrygować?! Nawet nie należysz do moich przyjaciół.
Widziałam jak z jego twarzy znikają wszystkie barwy, a zastępuje je purpura. Zaczął nawet zgrzytać gniewnie zębami podczas piorunowania mnie spojrzeniem, mnie jednak to nie wzruszyło. Odwróciłam się i poszłam prosto do swojej klasy. Po drodze zobaczyłam rozmawiającego z jakąś blondynką Santosa, skinął mi głową na przywitanie, jednak nie powiedział ani słowa nadal słuchając dziewczyny. Kto by pomyślał, że tak szybko znajdzie sobie w szkole inne towarzystwo.
Piątą lekcje miałam na sali gimnastycznej. Odłączając się zupełnie od świata zewnętrznego, przebrałam się w krótkie szorty i czarną koszulkę. Chciałam wyładować swój gniew, który z każdą sekundą stawał się coraz większy, zagłuszając nawet moje złe samopoczucie. Nikogo jeszcze nie było na sali, więc wykorzystałam okazję i zaczęłam się rozciągać. Po chwili ludzie zaczęli się schodzić i siadać na trybunach w oczekiwaniu na nauczycieli, ja jednak nie przejmowałam się nimi i zaczęłam biec. Moje serce zaczęło bić szybciej, robiłam kolejne okrążenia i nie chciałam przestać. Ból, który czułam w nogach sprawiał mi przyjemność, chciałam go czuć.
Nagle przede mną wyrosła jak spod ziemi jakaś postać. Nie zdążyłam jej wyminąć i upadłam. Przeklinając w duchu podniosłam głowę i spojrzałam na niezadowolonego Aleksa. Cały dzień udawało mi się go unikać, ale teraz najwyraźniej mnie znalazł i nie był w dobrym humorze.
– Zrobisz sobie krzywdę, wychodzimy.
– Mam WF! – zaprotestowałam wstając z podłogi.
– Biegałaś w zabójczym tempie, wystarczy ci sportu, idziemy na czekoladę.
Posłusznie poszłam za przyjacielem, przez całą drogę wpatrywałam się w swoje tenisówki. Nie musiał nawet otwierać ust, żebym wiedziała, co myślał. Działo się ze mną coś złego.
Usiadł przy jednym z okrągłych stolików, a ja szybko do niego dołączyłam. Przyjrzałam mu się, włosy miał zaczesane na bok, co było u niego czymś niespotykanym. Oczy miał podkrążone, a usta popękane. Widziałam go zaledwie wczoraj, ale zdążył już zmienić się w siedem nieszczęść.
– Lisa, cholernie się o ciebie bałem. Dlaczego wyszłaś przez okno?
– Impuls?
Skierował swój wzrok do nieba w niemej prośbie o siły, a ja przewróciłam oczami. Zawsze jak coś było nie tak, zamieniał nasze rozmowy w melodramaty.
– Bałem się o ciebie, a ty co?! – wybuchł rozwścieczony. – Upiłaś się z Carterem, nich ja go tylko dorwę, to zrozumie że jestem gorszy od Ashley i Triny.
– Biedny – mruknęłam pod nosem mając świadomość, że chłopak nie wyjdzie z tego bez uszczerbku na psychice.
– Co?
– Szpetny. Wmawia sobie, że jest szpetny.
Zero punktów dla mnie za umiejętne kłamanie. Brakuje jeszcze tego, żebym powiedziała przedszkolakom o tym, że Mikołaj jest Mikołajem tylko raz w roku. A nie, powiedziałam to kuzynostwu w zeszłe święta… Popłakali się, bo zrozumieli, że ich dobroczyńca nie istnieje.
– Musisz wziąć się w garść, inaczej tego nie powstrzymasz – złapał mnie za rękę i błagalnie spojrzał mi w oczy.
Przytaknęłam ruchem głowy, naprawdę chciałam dotrzymać słowa. Myśląc o tej obietnicy przez następne parę dni starałam zachowywać się tak jak wcześniej, jednak nie pozwoliłam już na kontrolowanie mnie przez osoby trzecie. Chciałam żeby w końcu dali mi spokój i przestali traktować jak ptaka ze złamanym skrzydłem. Nie byłam taka słaba, jak im się do tej pory wydawało.

A

1 komentarz:

  1. A tu Lucas zachował się jak ojciec Lisy... Rany, ten chyba naprawdę robi wszystko, żeby dziewczyna go nie znosiła :)
    Fajnie, że bohaterka ma wielu kumpli, na których może polegać, z jednym się upije, drugi ją odwiezie, trzeci się o nią martwi. Wszyscy się nią opiekują. Zastanawia mnie tylko to, ile osób wie, że Lisa jest wyjątkowa, ile osób troszczy się o nią bo ją kocha, a ile bo muszą.
    Dwa błędy w tekście:
    Złapał mnie mocno za pi siłą zawlókł mnie
    za co złapał?
    Piątą lekcje miałam
    lekcję
    Czekam na dalsze losy Lisy.

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń