Santos
Prawdopodobnie nie tylko ja, ale
także Lucas był zdziwiony, gdy weszliśmy i zamiast Lisy w opresji, zobaczyliśmy
srebrnego anioła, który podduszał mojego ojca i gardłowym głosem syczał, żeby
oddał to, co jego.
– Ktoś nas uprzedził.
Lucas pokręcił głową i powiedział:
– Jesteśmy tutaj pierwsi, to Lisa
zaczęła wchłaniać z otoczenia moc kamienia.
– Co to oznacza?
– To samo, o czym mówiłem ci
przed przybyciem tutaj, sięgnęła po moc rodu, a teraz powoli przybiera postać
Raziela. Czy naprawdę muszę ci wszystko tłumaczyć dwa razy, jak małemu
dziecku?!
– To tak się da? – zapytałem i
spojrzałem kątem oka na Lucasa, wyobrażając sobie, że przyjmuję jego postać.
– Zrób to kiedyś, a powyrywam ci
pióra ze skrzydeł – odpowiedział na moje niewypowiedziane myśli.
Dobrze, jakoś niespecjalnie mi
się śpieszyło do przybierania postaci przodka. Szczerze mówiąc brało mnie też
trochę na wymioty, gdy o tym myślałem, nadal nie mogłem zrozumieć, jakim cudem
to właśnie Lucas zapoczątkował mój ród.
– Co robimy?
– A jak myślisz Einsteinie? Idę
po Lisę, a ty zajmujesz się swoim ojcem.
– Tak, zajmę się Miguelem. Bułka
z masłem – mruczę do siebie i wychodzę na przód, żeby wyrwać ojca ze szponów
mojej dziewczyny.
Czy to brzmi tak źle tylko w
mojej głowie?
Z oddali widziałem jak wyrywa z
dłoni mojego ojca srebrny medalion, jednak to jej nie wystarczyło, mogłem
zobaczyć jak zakłada go na szyję, pochłaniając resztkę jego mocy. Postanowiłem,
że się nie poddam, stanąłem naprzeciwko Lisy, ale nawet na mnie nie spojrzała.
Zbliżyłem się i złapałem ją za rękę, która była gorąca, nawet jak dla mnie.
Szybko się cofnąłem i kątem oka odnalazłem Lucasa czającego się gdzieś z tyłu.
Raz kozie śmierć.
Spróbowałem ponownie i tym razem
na mnie spojrzała zirytowana, chociaż nie widziałem już jej tylko jakiegoś
potwora, jarzącego się na srebrno potwora o białych oczach.
– Odejdź człowieku! – wrzasnęła
gardłowym głosem.
Zacisnąłem usta w cienką linię i pokręciłem
głową. Myliła się, nie byłem człowiekiem, tego jednego byłem pewien.
– Nie tym razem, moja droga.
Po raz pierwszy w życiu to
zrobiłem i chyba sam nie jestem do końca pewny jak do tego doszło. Poruszyłem
szybko prawą ręką, a za nią poleciała rozzłoszczona Lisa. Nie widziałem za
dobrze, ale chyba nawet srebrny anioł zniszczenia złamał sobie skrzydełko. Na
szczęście dla mnie, nie musiałem odczuć na sobie jej odwetu, bo Lucas chwycił ją
w pasie i siłą wyprowadził z budynku.
Został tylko mój ojciec. Leżał z
wygiętą ręką na podłodze i nie mógł się bronić. Mogłem to wszystko skończyć raz
na zawsze, pozbyć się go i uczynić ten świat lepszym, ale… Nie mogłem tego
zrobić, bo wtedy straciłbym szansę na coś lepszego. Zostałbym demonem, tak jak
Miguel, a do tego nie mogłem dopuścić.
– Spójrz tylko. – Kopnąłem go w
goleń, a gdy się skulił, kontynuowałem: – Twoje pieniądze, władza i wszystko,
co budowałeś przez całe swoje życie stało się niczym, pokonała cię mała, słaba
dziewczyna.
– Może i mnie pokonała, ale
sięgnęła po moc, która ją zabije – wycharczał plując krwią.
Nie musiał mi o tym przypominać,
dobrze znałem skutki tego, co zrobiła. I pomyśleć, że nie doszłoby do tego,
gdyby nie kamień dusz, bez tego artefaktu byłaby za słaba, żeby połączyć się z
bytem swojego przodka.
– Nie wiesz, o czym mówisz!
– Stracisz swoje światełko, a
wtedy jeden mały kroczek będzie cię dzielił od piekła. Szkoda tylko, że
odzyskamy ciebie za cenę kamienia dusz, że też ta ma flądra musiała go
zniszczyć.
Miguel, miał trochę racji w tym,
co mówił, straciłem Lisę. Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym od razu
za nią pobiegł, może zabrałbym od niej ten przeklęty kamień, bo przecież
wiedziałem. Wiedziałem od początku, że nie mogła odnaleźć tego kamienia.
Anabelle powiedziała mi kiedyś o tym, że dla odkrywających swoje moce Nefilim
najgorszym złem są oni sami i wszystko, co może ich za bardzo przybliżyć do
przodków. A kamień dusz… Dlaczego nie domyśliłem się, że cały czas to właśnie o
niego chodziło? Przysłali ją tutaj nie po to, żeby zdobyła kamień, ale żeby go
zniszczyła, przy okazji kładąc kres rodowi Raziela.
Tylko dlaczego dopiero w tym
momencie chcieli się pozbyć jego potomków?
Lisa
Wszystko mnie bolało, czułam
jakby moje ciało pochłaniał żar, albo same ognie piekielne. Jęczałam z bólu,
podczas gdy niebieskie oczy wpatrywały się we mnie cierpliwie.
– Będziesz żyć – powiedział
chłodno i zabrał swoją dłoń z mojego policzka.
Kątem oka widziałam jak Lucas
idzie w głąb pomieszczenia, zachowywał się tak, jakby chciał przed czymś uciec,
ale przed czym skoro byliśmy tutaj tylko we dwoje?
– Gdzie… – zaczęłam cicho mówić,
jednak nie byłam wydusić z siebie drugiego słowa. Czułam ból za każdym razem,
gdy próbowałam wydobyć z siebie głos.
– Jesteś u mnie w domu – zaśmiał
się smutno i ze stukotem postawił coś szklanego na blacie. – Powiedzmy, że to
jest mój dom, spędziłem tutaj dużo czasu. Jesteś tutaj bezpieczna. Tak
właściwie chciałem poprosić Alyson o pomoc przy tobie, ale nie wiem czy jeszcze
mogę jej ufać. To wszystko było spiskiem, chciano się pozbyć ciebie, to dlatego
dostałaś to zadanie.
Usłyszałam kroki, a po chwili
poczułam jego oddech na swojej skórze. Dawało mi to ukojenie, krótki odpoczynek
od bólu, który powoli stawał się częścią mnie. Zaczęłam nawet zapominać jak się
oddycha bez tego nieprzyjemnego uścisku w okolicach krtani.
– Jeszcze długo będzie cię to
boleć, ale mogło być gorzej, mogłaś zginąć.
Dlaczego niebiosa zesłały mi tego
gbura, jako pocieszenie?
– Na szczęście moja przyjaciółka
potrafi uzdrawiać. Dawno jej nie widziałem, bo nie bywa w niebie, ale nadal ma
swój dar, chociaż żyje jak człowiek. Uratowała ciebie, Liso. Nie rozumiem
tylko, dlaczego tak się ciebie przestraszyła, była na mnie wręcz zła za to, że
kazałem jej uzdrowić potomka będącego zwiastunem zagłady. To było naprawdę
zastanawiające, bo nigdzie nie powiadają o kobiecym potomku, który miałby przynieść
zgubę. Oczywiście jest przepowiednia o dziecku, które będzie wróżyło kres
Nefilim, ale wszędzie jest zapisane, że będzie to chłopiec zrodzony ze światła
i cienia, dobra i zła. Powiedziałbym, że to określenie bardziej pasuje do
Santosa niż do ciebie…
– Niech on się zamknie! – pomyślałam.
– Zrobiłaś się strasznie złośliwa – odpowiedział mi w myślach.
Chwila. Lucas właśnie mówił do
mnie w moich myślach, a ja to słyszałam. Chyba oszalałam.
– Z twoim umysłem wszystko jest dobrze, jesteśmy połączeni. Mogę czytać w
twoich myślach.
– Zawsze tak było?
– Zawsze.
– Lucas, przysięgam, że jak tylko zacznę czuć swoje ciało, to ci nogi z
dupy powyrywam za te wszystkie kłamstwa. Ty wiedziałeś o mnie wszystko!
– Kobiety – jęknął i zerwał kontakt.
Później wyszedł i przez długie
godziny nie wracał, dopiero, gdy zrobiło się ciemno, przyszedł i nie mówiąc ani
słowa, zaczął obmywać moją skórę czymś kojącym i pachnącym aloesem. Na sam
koniec przykrył mnie chłodnym prześcieradłem i chciał wyjść, ale mu na to nie
pozwoliłam.
– Zostań.
Posłuchał mojego wewnętrznego
wołania i bez oporów zdjął koszulkę i położył się w łóżku obok mnie.
Dlaczego poprosiłam, aby został?
Chyba nikt nie chce być sam, gdy
w myślach ciągle kotłuje się pytanie o to, czy nadejdzie dla niego jakieś
jutro.
A
spoko wpis, zobacz też co u mnie słychać w wielkim świecie wypas owiec Józefów
OdpowiedzUsuńHej jestem pod wrażeniem twojego opowiadania. Tak mnie wciągnęło ze nie wiem kiedy dotarłam aż tutaj;) Santos jest boski , a Lukasa nie lubię od samego początku . Tak się zastanawiam czy masz zamiar kontynuować tego bloga bo od dawna nie było nowego wpisu? Myślę że powinnaś pisać bo widać ze masz do tego talent; ) życzę dużo weny; )
OdpowiedzUsuńMalvaaa