wtorek, 26 maja 2015

10. Dom nad jeziorem


Siedzę na drewnianym pomoście i podpieram rękami głowę. Przyglądam się wodzie, która lśni od płomieni słońca. Razem z Thomasem przyjechałam na to pustkowie tydzień temu i od tamtego czasu nie wiedziałam co się dzieje w normalnym świecie. Nikt mi o niczym nie mówił i bardzo mi się to nie podobało. Nie lubiłam być niedoinformowana, to wszystko było naprawdę okrutne z ich strony, żeby trzymać mnie w ciągłej niewiedzy.
Zamykam oczy i opieram głowę o drewnianą belkę. Nienawidzę bezczynności. W ciągu ostatnich dni zaczęłam biegać, ale nie można tego robić bez przerwy. Nie wiem czym mogłabym się jeszcze zająć. Chodzę z kąta w kąt jakbym była nie do końca normalna. I może rzeczywiście tak jest, skoro dobrowolnie tutaj przyjechałam, przecież mogłam po prostu tupnąć nogą i zagrozić mu palcem, że się nie ruszę nawet o krok, dopóki nie powie mi prawdy.
Nie mogłam jednak tego zrobić.
Zobaczyłam w jego spojrzeniu determinację, która trochę mnie przeraziła. Wiedziałam, że musi mieć powód, żeby zażądać ode mnie czegoś takiego. Może to było naiwne, ale wierzyłam w to, że chce dla mnie tylko tego co dobre.
– Wszystko w porządku? – słyszę zmartwiony głos Thomasa, więc odwracam głowę.
Stoi kawałek dalej i opiera się niedbale o drzewo. Ten widok sprawia, że przechodzą mnie dreszcze. Trudno to wyjaśnić, ale dopiero podczas pobytu na tym pustkowiu, poznałam go od innej strony, tej przerażającej.
– Tak – odwracam od niego wzrok i patrzę jak tonie kamyczek, który chwilę wcześniej wrzuciłam do wody. Nigdy nie umiałam tak rzucać kamieniami, żeby odbijały się od tafli wody.
– Źle to robisz – mówi i siada obok mnie.
– Jakbym o tym nie wiedziała – mówię i opuszczam głowę.
Naprawdę nie chcę tutaj siedzieć i marnować czasu, wolałabym być z przyjaciółmi, wszystkim przyjaciółmi.
– Pokażę ci jak to się robi.
– Nie – mówię zimno.
Wstaję i kieruję się w stronę domu, mam dosyć tego udawania, że nic się nie dzieje.
Thomas dotyka mojego ramienia, a ja odwracam się z impetem i patrzę mu prosto w oczy. Nasze twarze dzielą jedynie centymetry, czuję na swojej skórze jego oddech.
– Nie rób tego – mówię. – To nie jest przyjemne. Odkąd tutaj przyjechałam ciągle udajemy, że wszystko jest w porządku, ale wcale tak nie jest. Zrozumiałam, że to coś ważnego, skoro się tak zachowujesz, ale nie każ mi udawać, że nic się nie dzieje, bo tak nie jest. Wszyscy coś przede mną ukrywają, mam tego dosyć.
Poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Nie miałam siły na te wszystkie kłamstwa.
– Chcę w końcu usłyszeć prawdę – szepczę.
Nie oczekuję odpowiedzi, chcę po prostu pobiec do pokoju i schronić się tam przed tym wszystkim, co mnie przytłacza. Thomas, jednak mi na to nie pozwala. Obejmuje mnie i czeka aż się uspokoję, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mój oddech był urywany. Naprawdę byłam bliska wybuchu płaczu i co za tym idzie, popadnięcia w histerię.
– Ciii. Spokojnie, słońce.
Wydaję z siebie bliżej nieokreślony jęk, a on przytula mnie jeszcze mocniej.
– Nie chcę cię okłamywać – mówi.
– To tego nie rób.
Podnoszę głowę i patrzę prosto w jego lśniące oczy. Wydaje się być na granicy wytrzymałości. W końcu coś się w nim łamie. Głośno wzdycha i prowadzi mnie do ławki, stojącej pod wierzbą. Siada na niej i pociąga mnie za sobą. Dziwnie było znowu siedzieć na jego kolanach, ale z drugiej strony dzięki temu się uspokajałam i czułam się bezpieczna.
– Będę szczery – powiedział, a ja ze zdziwienia otworzyłam szeroko oczy. Próbowałam znaleźć na jego twarzy jakąś wskazówkę świadczącą o tym, że żartuje, ale nic takiego nie znalazłam.
– Nie mogę ci zdradzić tajemnic innych osób, a one niestety wiążą się z tobą, więc moje pole manewru jest znacznie ograniczone.
– A co możesz mi powiedzieć?
– Oficjalnie nic, ale nie mogę pozwolić, żeby inne osoby decydowały o twoim życiu.
Przestał mówić i dotknął palcem mojego policzka, przejechał po nim wolno, a ja znowu poczułam na swoim ciele ciarki.
– Uciekaj – szepnął.
– Co takiego? – nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi.
– Jak długo utrzymujesz kontakt ze swoimi znajomymi, tak długo nie będziesz bezpieczna. Masz wybór, możesz wyjechać.
– Niby gdzie, na takie zadupie, jak to?
– Niekoniecznie, możesz wybrać każde inne miejsce.
– Nie mogę tego zrobić.
– Tak właśnie myślałem – powiedział chłodno, po jego łagodności nie pozostał już żaden ślad.
Położyłam dłonie na jego twarzy i nie pozwoliłam mu odwrócić głowy. Nie mógł uciekać, chciałam wiedzieć, o co się obraził.
– Powiedz mi, co znowu zrobiłam nie tak.
– Nic takiego, po prostu się zakochałaś.
Co on znowu plecie?!
– W nikim się nie zakochałam.
Spojrzał na mnie ostro, sprawiając, że poczułam się nie swojo, ta rozmowa zmierzała w złą stronę.
– Zaśmiałbym się szyderczo, gdybym nie był tutaj poszkodowany.
– Naprawdę nie rozumiem o czym do mnie mówisz.
– Nie kochasz mnie już, teraz zależy ci na kimś innym – przyglądam się mu z powątpiewaniem, a on dodaje z pełnym przekonaniem. – Santos mi ciebie odebrał.
Nie mogłam zrozumieć, jakim prawem ma do mnie pretensje, skoro to on wyjechał. Nie żebym była zakochana w Santosie, bo nie jestem.
Naprawdę.
Nie jestem w nim zakochana.
Thomas ma urojenia.
– A wiesz co ja o tym wszystkim myślę? – mówię i nie czekając na odpowiedź, dopowiadam: – Znalazłeś sobie wymówkę, żeby usprawiedliwić swoje zniknięcie.
Wyplątuję się z jego ramion, pomimo jego oporu i zaczynam iść do domu. Próbuję odciąć się od bodźców zewnętrznych i przestać słuchać jego krzyków. 
Nie mogłam się złamać, to on zawinił, a ja nie muszę mu wybaczać.
Wchodzę do pokoju i ze wściekłością zatrzaskuję za sobą drzwi. Niewiarygodne, że chce wzbudzić we mnie poczucie winy. Palant.
Rozglądam się po pokoju, jasnych ścianach, małym biurku i łóżku. Ostatnio mało sypiałam. Moje koszmary się wciąż powtarzały, a ja nie umiałam pozbyć się lęku, jaki we mnie wywoływały.
– Nie mogę tutaj zostać – powiedziałam do samej siebie i jak w transie zaczęłam się szybko pakować do niedużej torby.


A

1 komentarz:

  1. Wreszcie Lisa zbuntowała się i zaczęła działać :) Wcale się jej nie dziwię, bo choć Thomas bardzo mi się tutaj podobał – rzeczywiście on chyba jest tym najbardziej poszkodowanym z całego otoczenia (zakładam, że musiał wyjechać dla bezpieczeństwa Lisy), to nie zmienia to faktu, że nie może jej powiedzieć prawdy.
    A ci, którzy ją chronią muszą przecież wiedzieć, że prędzej czy później bohaterka będzie chciała się czegoś dowiedzieć. To normalne, każdy by tak postąpił na jej miejscu.
    Brakuje mi tu tylko Santosa, który nie może doczekać się kiedy przyjedzie Lisa/jest zazdrosny o Thomasa i wkracza do ich azylu by przywieźć ją z powrotem :)
    Jedna literówka, chyba o to chodziło:
    wolałabym być z przyjaciółmi, wszystkim przyjaciółmi.
    wszystkimi
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń